◈ dwudziesty ósmy

Start from the beginning
                                    

Przepycham się przez witających się ze sobą ludzi, którzy udają, że nie widzieli się ze sobą przez lata; wywracam zirytowana oczami. Moje sandały obdrapują się z każdym krokiem, kiedy wlekę się z nimi przez chodnik.

Mój telefon dzwoni, a ja muszę przeszukać całą zagraconą torbę, aby odnaleźć go pomiędzy ćwiczeniówką do edukacji zdrowotnej i podręcznikiem do matmy. Dostałam kilka wiadomości od Harrego, a symbol pod nimi, wskazywał na to, że pisał dalej.

Harry: idź dalej

Harry: zatrzymujesz się, żeby znaleźć telefon, serio

Harry: Jezu, jak w tak małej torbie nie możesz znaleźć telefonu

Harry: urywam się z lekcji

Harry: randka na lunchu?

Ja: pewnie

Harry: fajnie

Harry: teraz idź dalej

Ja: *wywracam oczami*

Ja: jesteś taką ciotą

Ja: pozwól mi przynajmniej wziąć jogurt

Ja: spotkamy się na tyłach

Harry: świeeeetnie

Chowam telefon do tylniej kieszeni, krocząc na stołówkę, aby nabyć jogurt. Muszę przeciskać się przez ludzi, aby dostać się do drzwi stołówki. Ta szkoła była tak przetłoczona, nie mogłam się doczekać, aby ją skończyć w przyszłym roku.

Rozglądam się wokół, na wypadek, gdyby ktoś zobaczył, że idę na tyły stołówki.

Odnajduję Harrego siedzącego przy drzwiach audytorium. Bawił się telefonem i kiwał głową, w rytm czegokolwiek, co słuchał.

Na mój widok, wyciągnął słuchawki z uszu i uśmiechnął się, kiedy usiadłam obok niego.

- Więc to jest jakby nasze sekretne miejsce?- pytam żartobliwie.

Harry kiwa głową z zadowolonym uśmieszkiem.

- Tak właśnie. Możemy je także nazwać naszym miejscem, prawda?

- Tak, ale nie możesz codziennie urywać się z zajęć, aby spędzić ze mną lunch- mówię, odrywając wieczko jogurtu.

- A dlaczego nie?- pyta Harry.

Patrzę na niego z uniesioną brwią.

- Może dlatego, bo urywanie się z lekcji, nie jest dobrą rzeczą?

- Nigdy nie powiedziałem, że będę je opuszczać codziennie- wtrąca Harry- Tylko wtedy, gdy najbardziej za tobą tęsknię. Muszę cię zobaczyć.

- Widzieliśmy się w sobotę- mówię, chwytając łyżkę pełną jogurtu.

- Wiem- skomle Harry- Prawie 48 godzin, jak ja to przeżyłem?

Wywracam oczami, chrupiąc migdałki.

- Jesteś tak głupi- mruczę.

- Głupio się tobą zauroczyłem- szemra Harry.

- To nie zauroczenie, jeżeli tak jakby ze mną jesteś- zauważam.

- Tak jakby?- wtrąca Harry- Co masz na myśli, mówiąc tak jakby? Z kim się z tobą dzielę?

- Z Mitchellem oczywiście- odpowiadam z uśmiechem, kiedy Harry wywraca oczami, wiedząc, że nie może się o to sprzeczać.

Na chwilę nastaję cisza. Telefon Harrego ciągle się podświetla, gdy dostaję co dwie sekundy nową wiadomość.

- Ktoś tu jest popularny- komentuję, kiedy odpowiada na każdą wiadomość.

Harry chichocze.

- To nikt specjalny.

- Nie wygląda to tak- zauważam- Już grasz na dwa fronty?

- Zamknij się, wiesz, że bym tego nie zrobił- Harry ponownie wywraca oczami- Kochanie, masz plany na piątek?

- Tak. Czytam. Dlaczego?- żartuję, patrząc jak otwiera usta, aby odpowiedzieć, ale jednak je zamyka.

- Trudno powiedzieć, kiedy cały czas żartujesz- mówi. Śmieję się, kręcąc głową, kiedy kontynuuje- W każdym bądź razie, chciałabyś coś porobić?

- Jak co?

Harry wzrusza ramionami.

- Na przykład pójść do kina, albo coś równie banalnego.

- Zdefiniuj 'coś równie banalnego'- pytam, marszcząc brwi.

Harry odchrząkuję, zanim mówi:

- Co powiesz na obejrzenie zachodu słońca na wzgórzu albo górze, czy coś takiego?

Gapię się na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Po pierwsze, ew. To takie kiepskie. Po drugie, gdzie do diabła zamierzasz znaleźć wzgórze, albo górę w tym stanie? Tu są same tereny nizinne.

- Okej, co powiesz na obejrzenie zachodu słońca z jakiegoś hotelowego pokoju, który znajduje się na samej górze?- sugeruje Harry, ale kręcę głową.

- Nie ma mowy, to brzmi zbyt drogo i jest zbyt wcześnie, żebyśmy sobie rezerwowali pokój w hotelu.

- Dlaczego jest za wcześnie?- pyta Harry.

- Nie wiem, to się wydaje bardzo dorosłe. Mam tylko siedemnaście lat, Harold- wydymam wargi.

- Okej, nie nazywaj mnie tak. Ale czekaj, ja mam osiemnaście lat?- mówi pytającym tonem.

Wywracam oczami. Jakby to robiło jakąś różnice.

- Słucha, spotkamy się. Po prostu żadnych hoteli- próbuję go przekonać- Chyba, że płacisz za obsługę hotelową. Lubię cheeseburgery, tak przy okazji.

- Ty i jedzenie- zauważa Harry, kręcąc głową i uśmiechając się, kiedy z powrotem siada przy drzwiach audytorium.

--

Dziękuję za #46 miejsce w ff, yaaay <3

Strasznie przyjemnie tłumaczyło mi się ten rozdział, już myślałam, że dziś nie zdążę dodać, a tu się jednak udało.

Coś dawno żadnej dramy nie było prawda? Przyznać się, której spodobał się pomysł, żeby Carter i Harry pojechali razem do hotelu? :D

Komentujcie i głosujcie <3

Brother's Best Friend ◈ PLWhere stories live. Discover now