◈ dwudziesty ósmy

3.9K 247 3
                                    

- Ciągnij cztery, Carter!- krzyknął Andy, marszcząc na mnie oczy z satysfakcji.

Fukam, wyciągając z kupki cztery nowe karty, jednak uśmiecham się, kiedy dostaję dwie „bierz cztery" karty, jedno ominięcie i czerwoną siódemkę.

- Ona się uśmiecha, dlaczego się uśmiecha?- Sean unosi głos, wskazując na mnie.

- Ma dobre karty- Andy kręci głową w oszołomieniu- To oczywiste.

- Jak?!- Sean wygląda na sfrustrowanego, ciągnąc za swoje włosy.

Starałam się powstrzymać śmiech. Nie mogłam nic na to poradzić, że miałam szczęście za każdym razem, gdy brałam kartę.

- Jesteście gównianymi krętaczami.

- Jesteś kurwa beznadziejny, nigdy już nie będziesz oszukiwał!- krzyknął Sean, wskazując na Andiego, który wydawał się zaskoczony tym nagłym oskarżeniem.

Wybucham śmiechem, kiedy kłócą się o to, kto oszukiwał; nie wciągają mnie to, bo wiedzą, że ja i tak nigdy nie oszukuję.

Kładę karty na stole, tak aby nie mogli podglądać i odwracam wzrok, starając się ujrzeć Harrego, który jest tylko kilka stóp ode mnie. Nasze oczy natychmiast się spotykają, uśmiecha się, ukazując swoje dołeczki.

Rumienię się i odwracam wzrok, przygryzając wargę, aby tego nie zauważył.

Dzwoni dzwonek, a ja wstaję, pomagając Andiemu zebrać karty. Dziękuje mi, Sean zostawia nas, krzywiąc się na mnie żartobliwie.

- Kiedyś odkryję twoją sztuczkę, Carter. Uważaj- mówi do mnie Sean, potykając się przy tym o jedno z krzeseł, ale udaję, że nic się nie stało i wychodzi z pomieszczenia- Tylko poczekaj!

Zaczynam iść w stronę drzwi, kręcąc rozbawiona głową. Andy idzie obok mnie.

- Nigdy się niczego nie dowie.

- Dokładnie- śmieję się- Naprawdę nie używam żadnych sztuczek, myślę, że po prostu mam szczęście.

- I tak trochę w to nie wierzę. Jakkolwiek, nie mam nic przeciwko, że wygrywasz- wzrusza ramionami Andy.

- Naprawdę? Wyglądasz na zdenerwowanego, za każdym razem, gdy to robię- odpowiadam z uśmiechem, kiedy powoli idziemy na lunch.

- Robię to tylko dlatego, bo wtedy Sean oskarża mnie o to, że ci pomagam- zauważa Andy- A widzenie, jak przegrywa, za każdym razem, gdy kładziesz dobrą kartę, jest przezabawne.

Śmieję się.

- Całkowicie się zgadzam.

- Taa. Cóż, do zobaczenia jutro, Carter!- mówi Andy, a ja kiwam głową w odpowiedzi, kiedy zarzuca sportową torbę na ramię i wymija mnie, idąc na stołówkę.

Idę powoli, patrząc w dół, kiedy kopię kamyczki. Wyciągam telefon, a gdy nic nie znajduję, wrzucam go z powrotem do torby.

Czułam się dziś trochę ospała. Palcami wyciągałam nitki z moich luźnych, podartych jeansów.

Byłam ubrana tak zwyczajnie, chyba najbardziej wygodnie jak to tylko możliwe. Do tego miałam na sobie biały bezrękawnik, a na to narzuconą blado różową koszulę.

Włosy związane miałam w luźnego kucyka, tak że wystawały z niego pojedyncze kosmyki. Przysięgam, że wyglądało to jakbym miała na głowie ptasie gniazdo.

Mitchell powiedział, że wyglądam dziś blado, ale tylko dlatego, bo nie chciało mi się użyć korektora.

Nienawidziłam poniedziałków. Tego dnia najbardziej nie chciało mi się stroić.

Brother's Best Friend ◈ PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz