Rozdział 1.

1.1K 96 11
                                    

Leżałem na podłodze zwinięty w kłębek. Po moim ciele rozchodził się nieprzyjemny ból, który sugerował, że będzie coraz gorzej. Na moich skroniach pojawił się zimny pot. Próbowałem oddychać głęboko, ale na nic to się zdało, bo czułem ogromny ucisk w jamie brzusznej. Często miewałem takie ataki, ale ten był naprawdę nie do zniesienia. Spróbowałem się podnieść, co minęło się z celem, bo upadłem z jeszcze większym hukiem na podłogę. Zaciskałem mocno dłonie w pięści, które teraz były prawie sine. W pewnej chwili usłyszałem jakiś trzask, jakby coś rozrywano i z niewielkim opóźnieniem zauważyłem, że to właśnie coś we mnie się roztrzaskało. Z moich ust wydał się okropny krzyk. Zacząłem się kręcić po podłodze, próbując odepchnąć fale cierpienia jakie we mnie nastały. Drugi trzask. Teraz prawie wyłem. Poczułem jak coś ciepłego kapie mi na podbródek. Spojrzałem w dół i zobaczyłem niewielką stróżkę krwi. Wystraszyłem się. Chwilę później moje ciało przebiegły silne dreszcze i jakby jakaś bomba wybuchła wewnątrz mnie. Zamknąłem oczy, w których teraz pojawiły się łzy. I nagle bum! Wszystko zniknęło. Nie czułem już żadnego bólu, tylko niezmierzoną ulgę. Powoli wstałem. Podszedłem do lustra i ujrzałem coś czego się nie spodziewałem. Miałem niesamowicie czarne oczy, prawie wręcz bez białek. Spojrzałem na swoje ręce i znów doznałem szoku, znajdowały się na nich niezliczone znaki, może słowa, nie byłem pewien. Ruszyłem do łazienki. Szybko przemyłem swoją twarz, ale to nic nie zmieniło. Stałem się kimś innym, złym, przeczuwałem to. Wróciłem do swojego pokoju. Przysiadłem na łóżku, lecz tylko na chwilę bo ktoś pojawił się za mną i położył mi dłoń na ramieniu. Natychmiast się odwróciłem i zobaczyłem mężczyznę o takich samych oczach co ja, lecz z większą ilością znaków na ciele. Właściwie cała jego twarz była nimi pokryta.

-Witaj Xavierze, czas na ciebie. - uśmiechnął się złowieszczo.

-Kim...kim pan do cholery jest? - zdołałem wydukać.

-Wysłannikiem Kręgu, kazali mi po ciebie przyjść, więc jestem. Chodź, nie mamy zbyt wiele czasu.

-Nigdzie z panem nie pójdę - warknąłem.

-Nie masz wyboru. - chwycił moją rękę i pociągnął ku sobie - nie stawiaj oporu Xavier, bo może się to dla ciebie źle skończyć.

Spojrzałem na niego przerażony, a później wzrok mi się rozmazał. Czułem jak wiatr chłosta mi policzki. W jednej chwili odzyskałem ostrość widzenia i ujrzałem ciemny pałac w stylu gotyckim. Próbowałem się wyrwać mojemu napastnikowi, ale nie mogłem poruszyć kończynami. Kiedy wreszcie wylądowaliśmy, znalazłem się w wielkiej sali tronowej, gdzie zaprowadzono mnie przed jeszcze dziwniejszą postać.

-Nareszcie jesteście! - wykrzyknął uradowany nieznajomy, powoli się do mnie zbliżając.

-Przepraszam prze pana, że tak długo. - odparł mój oprawca.

-Och to nic takiego, mój drogi. - później zwrócił się do mnie - chodź tu chłopcze muszę ci się przyjrzeć.

Zostałem pchnięty w jego stronę, ale nic nie powiedziałem. Szukałem gorączkowo wyjścia. Zauważyłem tylko parę okien, żadnych drzwi.

-Nie tak łatwo stąd uciec. - uśmiechnął się - nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy.

Wyciągnął ku mnie dłoń, ale jej nie przyjąłem. Patrzył mi chwilę w oczy, a potem się odwrócił i usiadł na swoim tronie. Dopiero wtedy zdołałem coś powiedzieć:

-Gdzie ja jestem?

-Jesteś w Pałacu Demonów.

***

Witam :3 zapraszam do dalszego czytania, komentowania i pozostawiania gwiazdek. To motywuje :)

Istota MrokuWhere stories live. Discover now