°°°
Republika upadła, a wraz z nią Zakon Jedi.
Galaktykę pochłonęło mroczne Imperium, którym twardą ręką rządził bezwzględny imperator - Darth Vader, były uczeń obalonego mistrza Sithów.
Vader, choć niesamowicie potężny, był również człowiekiem na...
Luna weszła do lodowatego strumienia pod wodospadem, który z szumem wylewał się ze skalistej półki wysoko nad nią. Woda była jak pieszczota, orzeźwiająca, jakby jej chłodna tafla była obietnicą oczyszczenia nie tylko ciała, ale i duszy.
Luna zamknęła oczy, pozwalając, by woda spływała po niej, zmywając krew i błoto, które przylgnęły do jej skóry po wczorajszych zmaganiach z dziką dżunglą. Woda obmywała ją powoli, spłukując brud i pył. Delikatnie przetarła ramiona, zmywając resztki zaschniętej krwi – śladów walki i polowania – aż skóra stała się czysta, gładka i znowu przypominała jej o tym, że żyje.
Pod chłodnym dotykiem wody oddychała głęboko, wciągając powietrze pełne wilgoci i słodkiego zapachu liści i kwiatów. Przeciągnęła dłonie przez mokre włosy, czując jak strumienie wody przepływają między palcami, rozplątując jej ciemne kosmyki.
Przez chwilę pozwoliła sobie po prostu trwać w tej ciszy, w tej samotnej, kojącej obecności wodospadu, który nie miał dla niej pytań ani żądań. Przymknęła powieki i poczuła, jak napięcie powoli opuszcza jej ramiona i kark, a serce bije spokojnym, miarowym rytmem, zsynchronizowane z rytmicznym uderzaniem wody o skały.
Ale wtedy... coś przerwało jej chwilę spokoju.
Najpierw przyszło to jako ledwo słyszalny dźwięk – odległy, nieuchwytny szmer w powietrzu, z początku zagłuszany przez szum wodospadu.
Zmrużyła oczy i nasłuchiwała, aż dźwięk stał się wyraźniejszy, intensywniejszy, jakby coś przecinało niebo nad dżunglą, zmierzając w jej stronę.
Luna poczuła, jak serce zaczyna bić szybciej. Z błyskawiczną ostrożnością wyszła z wody i narzuciła na siebie swoje skromne ubranie – tunikę z grubego płótna i spodnie z materiału splątanego z lian i włókien, które dawały jej ochronę w dżungli.
Zwinna jak zwierzę, które znało każdą gałąź i każde drzewo w tej dżungli, dziewczyna wspięła się po szorstkiej korze drzewa, wspierając się na silnych ramionach i nogach, które działały jak jedna mechaniczna całość, wytrenowane przez lata przetrwania na Reyd.
Wspinaczka prowadziła ją do jej domku na drzewie, jej własnej fortecy wśród zieleni, z którego miała widok na rozciągający się przed nią bezkres dżungli. Wysoko na gałęzi, skryta w cieniu liści, mogła zobaczyć niebo – nieskazitelnie błękitne, przecięte smugą statku, który powoli sunął po horyzoncie.
Był to statek, który zbliżał się w jej kierunku. Luna poczuła nagły skurcz w żołądku. Pytania przebiegały przez jej myśli jak burzowe chmury.
Kto to był? Jak ją znaleźli na tej odległej, niezamieszkanej planecie? Jej serce zaczęło bić szybciej, a oddech stał się płytszy. Uciekała przecież tak długo, chowając się w cieniu tej dżungli, a teraz ktoś przerwał jej spokój, naruszając samotność, którą traktowała jak bezpieczny mur oddzielający ją od przeszłości.
I wtedy... coś zakuło ją w głowie. Ból uderzył z nagłą, nieoczekiwaną siłą, jakby ktoś wbił w jej skronie rozżarzoną szpilę. Fala cierpienia przeszyła ją od środka, rozdzierając jej myśli i świadomość, a Luna nie mogła powstrzymać jęku, który wyrwał się z jej gardła.
Próbowała oprzeć się dłonią o pień drzewa, by nie stracić równowagi, ale ból był coraz silniejszy, niczym potężna fala zalewająca każdą komórkę jej ciała. Obrazy i wspomnienia, dawno wyparte, które starała się pogrzebać głęboko w sobie – zaczęły wracać, niczym wyrywające się z zamkniętej skrzyni koszmary.
Widziała twarz, ledwie rozpoznawalną, ale jednak znajomą, rysy zamazane, zniekształcone, jakby oglądała je przez pryzmat dymu. Gdzieś w oddali słyszała głos, niski, pełen ciepła, a potem ostry, przepełniony bólem. Wszystko wracało, te dawne chwile, które przysięgała nigdy więcej nie przywoływać. Wspomnienia kłębiły się w jej umyśle, nie dając jej szansy na oddech i nie pozwalając uciec.
Ból sięgnął zenitu i wtedy wszystko zniknęło. Oczy Luny zaszły mgłą, a świat wokół niej stał się zamglony, nierealny, jakby nagle stała się jedynie cieniem. Ostatnią rzeczą, którą poczuła, było osuwające się pod nią ciało, miękki uścisk liści pod policzkiem i chłód drewna, który oplótł ją jak ramiona ukojenia.
Ciemność pochłonęła ją całkowicie, a Luna zapadła w głęboki, niespokojny sen, pełen obrazów przeszłości, których nigdy więcej nie chciała pamiętać.
________________________________
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Jestem w takim wieku, że napisałabym nieironicznie fanfik o Obi-Wanie 😅