Rozdział 4 Mishigan

25 5 17
                                    

Mieniąca się w słońcu niespokojna tafla jeziora Mishigan wygląda pięknie. Traci blask, gdy na wierzch wypłyną mroczne sekrety, ukryte w jego głębinach.

Podobnie jest z tajemnicami.


Wybrałam się na małą przejażdżkę po Chicago. Obserwowałam, jak świt maluje ulice, a te powoli zaczynają budzić się i tętnić życiem. Część osób spieszyła się, jakby od dotarcia do korporacji zależało ich życie. Zastanawiałam się, kiedy uznają, że mieszkanie w biurze będzie korzystniejsze niż powrót do mieszkania tylko po to, by rozstać się z ukochaną osobą, bo obydwojgu zabrakło czasu na pielęgnowanie relacji.

Dlaczego pomyślałam akurat o tym? Sama nie zbudowałam ani jednego związku. Owszem, lubiłam się zabawić, ale seks dla przyjemności to nie oddawanie swojego serca mężczyźnie. Najpierw trzeba było je mieć. Nie było sensu obdarzać kogoś uczuciem. Było to również ryzykowne. Stalibyśmy się celem, własnymi słabościami. Podobnie było z przyjaźniami i dlatego musiałam zmienić dziuplę z West Englewood i odciąć się od Coreya. Nie mogłam pozwolić, by chłopak ucierpiał przez to co robię.

Za oknami samochodu zrobiło się całkowicie jasno, a mój umysł powędrował do listy, którą dostałam od Terrenca i przywołał trzy następne nazwiska z listy. Jeżeli dobrze przemyślę następne kroki, uda mi się dorwać wszystkie na raz. Potrzebowałam do tego pomocy i chociaż niechętnie przyznałam przed samą sobą, że nie wykonam zemsty całkowicie sama, plan wydał mi się całkiem pociągający.

Wjechałam dzielnicę w The Loop i skierowałam się na północ w stronę rzeki Chicago. Byłam trochę jak ona. Niegdyś odwrócono mój bieg, by ukształtować go na nowo według potrzeb innych. Płynęłam pod swój własny prąd, wzdłuż wytyczonego koryta, ale miałam tego dosyć; Kłamstw, tajemnic i przeszłości, którą odsunęłam daleko wgłęb własnych wspomnień i ukryłam w mroku. Wraz z wykupieniem wolności i listą, wszystko wróciło, a twarz Otta, chociaż dużo starsza, niż pamiętałam, uderzyła mocniej niż powinna i dopiero teraz zaczęłam odczuwać skutki tego spotkania.

Zaparkowałam Mustanga w garażu podziemnym i westchnęłam ściskając palcami nasadę nosa. Zacisnęłam mocno powieki, próbując uspokoić ciało i umysł po wyrzucie adrenaliny. W ciemności przed oczami wyobraźni przeskoczyły migawki wspomnień z moich szesnastych urodzin – Buty Kirchnera, reflektory samochodu, ból w ciele i krew, ale były też te gorsze, te które drzemały ukryte w czeluści mojej podświadomości. Były rozmyte, przenikały się i falowały jak fatamorgana, by znów odejść i o nich zapomnieć. Czasami budziłam się zlana potem i zastanawiałam się, czy był to sen, czy jawa.

„Wdech i wydech Vivienne".

Otworzyłam oczy i skupiłam się na betonowej budowli za szybą samochodu. Surową szarość oświetlały podłużne świetlówki podwieszone pod sufitem. Ten widok zawsze mnie uspokajał i oznaczał zakończenie misji. Za każdym razem czekałam chwilę przed otworzeniem drzwi i ruszeniem na górę. To był mój rytuał, tylko ja, moje myśli i oddech, który pozwalał je uspokoić. Gdy już stłumiłam wszystko to, co kotłowało się w moim wnętrzu, stawałam się na powrót wyrachowanym Słowikiem, który tylko na pozór wydaje się delikatny. Udało mi się to w samą porę – gdy zamykałam drzwi samochodu, mój telefon ożył, a na wyświetlaczu ukazała się wiadomość od Tima.

Tim: Zrobione.

Ja: To dobrze, bo mam dla ciebie kolejne zadanie.

Tim: Brzmisz jak mój ojciec w każdy sobotni poranek.

Ja: Twoje traumy z dzieciństwa mnie nie interesują. Pakuj swój tyłek i przyjeżdżaj.

 Pakuj swój tyłek i przyjeżdżaj

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Pieśń Nocy 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz