19. Zatracenie w chwili

247 16 4
                                    

Ukończenie studiów filozoficznych nie było wcale konieczne, by móc otwarcie stwierdzić, że okłamywanie drugiego człowieka było wobec niego nie w porządku. Ba! Kłamstwo miało krótkie nogi i nigdy nie prowadziło do pełni szczęścia, do którego jako ludzie chcieliśmy dążyć. Mówienie nieprawdy zawsze niosło za sobą pewne konsekwencje, których później doświadczaliśmy na własnej skórze. Podczas rozpraw sądowych czy przesłuchań na policji za kłamstwo, czyli mówiąc formalnie, składanie fałszywych zeznań, groziła odpowiedzialność karna. W tego typu sprawach zawsze wszystko było uzależnione od sytuacji i danego przypadku, ale mimo to świadek lub oskarżony miał świadomość, że kłamiąc, wiele ryzykuje.

Niemalże identyczną sytuację można zaobserwować podczas oglądania większości popularnych aktualnie filmów czy seriali. Często występował w nich pewien bohater, który pod wpływem czegoś bądź kogoś, zaczynał oszukiwać swoich przyjaciół, rodzinę, a na samym końcu nawet siebie samego. Potem wpadał w tarapaty, a ludzie, których od siebie odpychał, starali się go z nich wyciągnąć. Nie raz natknęłam się na ten schemat, a mimo to nie uczyłam się na cudzych błędach. Nieważne, że tylko skromna część bohaterów filmowych była wzorowana na prawdziwych osobach. Ich historia mimo wszystko powinna stanowić przestrogę dla oglądających. W końcu filmy te po coś reżyserowano.

Podobnie miało się to w życiu codziennym. Okłamywanie swoich bliskich było, jest i już zawsze będzie czymś, co powinno się otwarcie potępiać. Dlaczego ludzie chcieli w ten sposób budować relacje między sobą? Czy naprawdę wierzyli, że do czegoś ich to zaprowadzi?

Choć dobrze wiedziałam o tym, jak złe to było, nie byłabym sobą, gdybym postąpiła tak, jak należało. Jak zwykle mój mózg musiał przeanalizować wszystko, co najmniej trzykrotnie. Im częściej go na tym łapałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że prowadziło mnie to do zguby.

Nasza sobotnia rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. I tak gdybym chciała, mogłabym poprowadzić ją w nieco łagodniejszy sposób, ale równałoby się to z okrojeniem połowy faktów, a przecież nie to chciałam osiągnąć, decydując się na szczerą rozmowę. Chciałam móc znów mieć czystą kartę i nie musieć przejmować się tym, że istniały rzeczy, o których nie powiedziałam jednej z najważniejszych dla mnie osób. Od samego początku powinnam kierować się tym tokiem myślenia, a ja zamiast tego tonęłam we własnych myślach, starając się to wszystko jakoś ze sobą posklejać. Milczałam, bo myślałam, że z czasem wyjdzie mi to na dobre. I to było błędem. Musiałam obudzić się w mieszkaniu człowieka, który ot tak wpieprzył się w moje życie, choć wcale go w nim nie chciałam, by zrozumieć, że tego było już za wiele.

Powiedziałam jej wszystko. Nie omieszkałam się nawet pomijać szczegółów, które uwydatniały moją głupotę. Zaczęłam od początku, czyli od imprezy u Andersonów, choć tuż po niej opowiedziałam przyjaciółce, co się wydarzyło. Mimo to wolałam mieć pewność, że powiem wszystko. Powiedziałam o znalezionej za wycieraczką jej mercedesa karteczce i swoich przypuszczeniach. Potem wspomniałam o naszym spotkaniu podczas mojego powrotu do domu ze sklepu. Dostałam jakiegoś pieprzonego słowotoku.

Kiedy dotarłam do momentu wyścigu, Camila wyglądała tak, jakby co najmniej miała ochotę zakopać mnie żywcem i uciec na drugi koniec kraju. W międzyczasie przytaczałam jej treści nadesłanych smsów. Czułam się okropnie, a jednocześnie z każdą minutą było mi coraz lżej. Miałam mniej na sumieniu, ale to nie oznaczało, że te sytuacje nie wydarzyły się naprawdę. Wciąż musiałam mieć tego świadomość.

Dzień kradzieży jej auta był dla mnie jednym z cięższych do opisywania, bo dobrze wiedziałam, że i ona miała wtedy dużo na głowie. Ale tak jak powiedziałam — nie chciałam nic więcej ukrywać. Wyznałam dziewczynie, że ktoś obcy był w moim domu i podrzucił mi kosztowny pierścionek. Musiałam wtedy również opowiedzieć jej o zwiększających swoją częstotliwość spotkaniach z Vincentem. Nasza dziwna ,,rozmowa" pod komisariatem, a potem zupełnie przypadkowe spotkanie w moim własnym pokoju. Nie miałam pojęcia jakim cudem, wszystko to przechodziło mi przez gardło, ale dałam radę.

Na swoją obronę, o ile takowa była wówczas dopuszczalna, przyznałam, że współpracowałam z policją. Nasza rozmowa, a raczej mój monolog, trwała długo. Bardzo długo. Opisałam jej cały przebieg składania zeznań i pewnych komplikacji związanych z tym, jak poważna była ta sprawa i moją niepełnoletnością. Mówiłam i mówiłam, pogrążając się coraz bardziej, ale Camila pozwoliła mi dokończyć. Nie odezwała się ani jednym słowem i byłam jej za to niesamowicie wdzięczna. W innym wypadku bardzo możliwe, że wybiłabym się z rytmu i zaczęła rozmawiać na temat dziesięciu innych pobocznych wątków, a i tak żadnego bym nie dokończyła.

Potem jasne stało się to, dlaczego z początku nie chciałam jechać na urodziny Christiana. Moja relacja z Vincentem, o ile tą naszą chorą znajomość można było podpiąć do jakiegokolwiek typu relacji, stawała się coraz bardziej napięta i nic nie zapowiadało, by miało się to zmienić. Streściłam jej wszystko, co było możliwe.

Wiedziała już, co wydarzyło się na komisariacie w windzie, a nawet to, że się całowaliśmy. Gdy jej o tym mówiłam, czułam się jak najgorszy przestępca i zdrajca na świecie. Bycie czyjąś przyjaciółką oznaczało mówienie jej o takich rzeczach, a ja nie raczyłam pisnąć choćby słówkiem.

Byłam taka żałosna.

— Naprawdę nie wiedziałam, że tak się to potoczy. Jechałam tam tylko i wyłącznie dlatego, że powiedział, że ma twoje rzeczy, które wyjął z auta, gdy je naprawiał. Byłam wściekła, gdy tak po prostu odpuścił, kiedy auto stanęło. Nie przejął się tym, że utknęliśmy w lesie bez zasięgu na całą noc. Zachowywał się tak, jakby zależało mu tylko na tym, żeby na siłę wyciągnąć mnie z domu. Nie rozumiem dlaczego. Wspomniał jeszcze, że chciał mi coś pokazać, ale w sumie nigdy do tego nie doszło. Twoje rzeczy przywiózł mi rano, wtedy kiedy do mnie przyszłaś, ale wyszłam, gdy spałaś.

A kiedy temat tego cholernego pocałunku, do którego nigdy nie powinno dojść, miałam już za sobą, przeszłam do opowieści dotyczących tego, że dziewczyny przez cały kolejny tydzień starały się zaprosić nas na jakieś wyjście, a ja nie mówiąc nic Cami, odmawiałam. To było głupie. Wreszcie dotarłam do momentu, w którym Vincent ponownie zawitał w moim domu i ponownie mnie z niego wyciągnął. Odnośnie do tej sytuacji nie miałam już żadnych usprawiedliwień, że robiłam to dla Cami. Zgodziłam się z nim pójść przez Veronicę i Florence. Było mi źle z tym że ostatnimi czasy całkowicie je olewałam, a naprawdę wydawały się przesympatyczne. Potem ta wiadomość i już zupełnie straciłam zdrowy rozsądek. Poszłam z nim.

Opowiadanie tego, co wydarzyło się tego wieczoru, zajęło mi chyba najdłużej. Może dlatego, że byłam świeżo po doświadczeniu tego wszystkiego i czułam najwięcej emocji z tym związanych. Począwszy od dobrej zabawy z dziewczynami, przez spotkanie Beatrice, wypadek, a skończywszy na prowadzeniu jego auta i śnie w jego mieszkaniu.

Camila zdecydowała się odezwać dopiero po upływie niecałych dziesięciu minut od zakończenia moich wyznań. Może właśnie tyle potrzebowała, by to wszystko sobie poukładać. Nie chciała tego pokazywać, ale wiedziałam, że było jej przykro, że tyle czasu dusiłam to w sobie. Wyrzuty sumienia dręczyły mnie przez całą następną noc, ale powtarzałam sobie, że wolałam, by znała najgorszą prawdę niż najpiękniejsze kłamstwo.

— Przez miesiąc regularnie się z nim widywałaś, a ja o niczym nie wiedziałam? — zapytała pustym głosem. — Dlaczego?

Poczułam, jak pękło mi serce, gdy te słowa opuściły jej usta. Złamałam ją, żeby zaraz złamać i siebie.

— Nie chciałam tego — odparłam, spuszczając wzrok na swoje trampki. Było mi paskudnie z myślą, że mogła czuć się zdradzona. Nigdy tego nie chciałam.

— Nie — prychnęła. — Skąd! Więc dlaczego nic nie powiedziałaś? Kurwa, grałaś tak dobrze, że nawet nie miałam wobec ciebie żadnych podejrzeń, a teraz mówisz mi coś takiego?!

— Przecież ci powiedziałam. Bałam się, że ci coś zrobią. Widzisz, co się dzieje.

— Co się dzieje?! — parsknęła z kpiną, a ręce opadły jej wzdłuż ciała. — W mieście mordują ludzi. Nie sądzisz, że gdybym wiedziała, że prawdopodobnie grozi mi niebezpieczeństwo, byłoby mi prościej?

Miała rację. Stuprocentową rację.

Ale...

Chciałabym, żeby to, co powiedziała, faktycznie było takie proste, jak myślała, bo w moich oczach cała ta sytuacja była jeszcze bardziej zagmatwana. Grożono mi na każdym możliwym kroku. Skąd miałam wiedzieć, że to wszystko to tylko puste słowa skoro nawet policja nie potrafiła mi wtedy pomóc? Bałam się, że jeśli cokolwiek się wyda, to ją stracę. Jeśli nie ją, to braci, a jeśli nie braci to rodziców. Zastawiono na mnie pułapkę z każdej możliwej strony, a ja nie potrafiłam się bronić.

Zdecydowanie nie nazwałabym tego kłótnią, a raczej ochrzanem, na który sobie zasłużyłam. Dlatego nie uniosiłam głosu i nie podważałam słów Camili. Później okazało się, że w sumie wyszło mi to na dobre. Wzięłam na siebie to, co musiałam, a teraz jedyne co mi pozostało to próba odnowy zaufania przyjaciółki.

Gdy emocje opadły, zaczęła pytać. Pytała o wszystko. O okoliczności każdego ze spotkań i ich szczegółowy przebieg. Nie dziwiłam się również, że znacznie więcej pytań posypało się, kiedy dotarła do tematu naszego pocałunku. Rozumiałam jej ciekawość. Przyjaźniłyśmy się i do tej pory mówiłyśmy sobie dosłownie wszystko. Ja jak zwykle musiałam wszystko zepsuć. Przecież jeszcze jakiś czas temu, gdy ta zaczęła randkować z Masonem, zachowywałam się niemalże w identyczny sposób. Chciałam wiedzieć, jak to się zaczęło, do czego między nimi dochodziło i jakie plany wobec siebie posiadali. Nie zabrakło także cotygodniowej reprymendy dotyczącej tego, jaką osobą był Sullivan i z czego zasłynął. Na nasze nieszczęście, miałam rację.

O nim nie rozmawiałyśmy zbyt długo. Cami chciała się wyciszyć i rzucić w zapomnienie to, do czego próbował zmusić ją jej przyszły niedoszły, co w pełni rozumiałam. Nie chciałam na nią naciskać, bo było to najgorszą opcją, do której mogłam się wtedy posunąć. Jeśli zdecydowałaby, że chce o tym pogadać, zrobiłaby to. Nie powiedziała mi jeszcze o tym, czy policja się do niej odzywała, ale tego również nie planowałam z niej wyciskać. Jeszcze przyjdzie czas na rozmowę.

Minęły trzy dni i nastała środa. W poniedziałek i we wtorek byłam kłębkiem nerwów. Miałam biegunkę, wymiotowałam, a mój brzuch zawiązał się w jeden ciasny supeł. Obawiałam się, że mogła być to wirusówka, ale ciągłe uczucie stresu i nawracające kołatania serca skutecznie utwierdziły mnie w przekonaniu, że to wcale nie to. Czasem miałam ochotę uderzyć się patelnią w głowę przez to, że mój tata był chirurgiem, a na dodatek ordynatorem. Już w poniedziałek zaczął szukać numeru telefonu do swojej koleżanki z pracy, która była gastrologiem. Tłumaczyłam mu, że to żadne problemy trawienne, bo przez te trzy dni ledwo wcisnęłam w siebie paczkę chrupek kukurydzianych, dwie miętowe herbaty, miskę ryżu, kisiel i kleik ryżowy, ale ten dalej stał przy swoim. Wczoraj, gdy było już trochę lepiej, ale wciąż czułam się jak żywy trup, do momentu, w którym poszedł do pracy, chodził i powtarzał: ,,A nie mówiłem, że potrzebny ci specjalista?". Miałam go tak bardzo dość, że na trzy godziny zamknęłam się w pokoju i spałam. Wieczorem czułam się już względnie w porządku. Byłam blada, ale nie czułam już skrętów żołądka przy każdym możliwym ruchu. Choć bardzo się bałam, chciałam iść nazajutrz do szkoły.

Do zakończenia roku zostało jakieś dziesięć dni, a więc w mojej szkole oficjalnie rozpoczął się czas prób i przygotowań. Cheerleaderki non stop trenowały na sali gimnastycznej bądź stadionie za szkołą, a futboliści trenowali do pożegnalnego meczu, który miał odbyć się dzień przed samym apelem. Ponadto słyszałam też coś o planach drużyny lekkoatletycznej. W końcu szkoła żegnała najstarszy rocznik, a spora część należała do lekkoatletów. Wisienką na torcie był pan Adamson i pani Ramirez, którzy od kilku lat sprawowali opiekę nad szkolnym kółkiem teatralnym. Dwa lata wcześniej nauczyciel angielskiego podstępem wplątał w jeden ze spektakli Maxa. Nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy dowiedział się, że musi grać Lady Makbet przed całą szkołą i rodzicami. Gdy sobie o tym wszystkim myślałam, zastanawiałam się jak długo będzie trwało to zakończenie. Każdy miał jakieś plany.

Z samego rana napisałam przyjaciółce krótką wiadomość, że pojawię się w szkole, ale żeby nie zawracała sobie mną głowy, bo i tak musiałam jechać gdzieś z Nicholasem. Dawno nie słyszałam gorszej wymówki, ale przynajmniej zadziałała. Nie było mi to na rękę, bo znów musiałam zmusić brata, żeby mnie odwiózł, ale nie miałam jeszcze wystarczająco siły ani odwagi na to, by zostać z Camilą sam na sam w aucie.

Była połowa czerwca, a temperatury za oknem nas nie oszczędzały. Musiałam ubrać coś zwiewnego, co jednocześnie nosiłoby mi się komfortowo w szkole. Z początku chciałam postawić na zwykłe jeansowe szorty i czarny top na ramiączkach, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, gdy uświadomiłam sobie, jak wielką udręką było noszenie tych spodenek. Miałam dosyć szerokie uda, co w przeszłości stanowiło dla mnie duży kompleks. Z upływem lat odszedł gdzieś w cień, ale to nie tak, że całkowicie wyparłam go z pamięci. Moje uda wciąż utrudniały mi swobodny dobór ubrań. Latem często się o siebie ocierały, co skutkowało bólem i sporym dyskomfortem, zwłaszcza w ciasnych jeansach.

Rzuciłam czarne spodenki na ziemię. Po dwudziestu intensywnych minutach spędzonych na wybieraniu stroju miałam ochotę się rozpłakać. Początek dnia, a już nic nie szło po mojej myśli.

— Okej, jednak to nie Nick powinien dostać nagrodę największego syfiarza na Florydzie — powiedział nagle Max, wchodząc do mojego pokoju, gdyż zostawiłam uchylone drzwi. — Robisz letnie porządki czy szafa ci się przewróciła?

Słysząc jego kąśliwość, przewróciłam oczami.

— To nie jest śmieszne, Max — odparłam, siadając na łóżku ze zrezygnowaniem. — Nie mam w co się ubrać.

— No wcale — zironizował, a następnie podszedł bliżej i od niechcenia szturchnął stopą jakąś koszulkę leżącą pod komodą. — Poza tym myślałem, że źle się czujesz i zostajesz w domu. Mama tak mówiła.

— Muszę iść — rzuciłam. — Po pierwsze: nie chcę dowiedzieć się, że pod moją nieobecność Adamson wpisał mnie na listę aktorów do swojego spektaklu jako Romeo. Po drugie: muszę uregulować składkę na kwiaty dla nauczycieli. A po trzecie: baba od hiszpańskiego w zeszłym tygodniu kazała Oliverowi przygotować kserówki scenariusza, ale on boi się nawet iść do drukarni i zrzucił to na mnie — dodałam, a podbródkiem wskazałam na plik papierów leżący na krawędzi biurka.

— Po pierwsze: jeśli to miało być nawiązanie do mojej debiutanckiej roli i chciałaś mnie w ten sposób urazić, to ci się nie udało. Jestem dumny z tego, kim jestem — fuknął z teatralnym oburzeniem, założywszy ręce na piersi.

— Ta, rodzice chyba też. Byli tacy zadowoleni i dumni, że aż oprawili sobie twoje zdjęcie w ramkę.

Mama i tata kisnęli ze śmiechu, oglądając występ syna. Wzięli ze sobą nawet Nicholasa, który wówczas też był już absolwentem Edgewater High School. Max był przekonany, że przyjdzie tylko mama, ale ta postanowiła zrobić mu małą niespodziankę. Zrobiła tyle zdjęć, że cały późniejszy wieczór wspólnie wybieraliśmy dwa te, które wywołamy, oprawimy w ramkę i zawiesimy w kuchni. Maxowi się nie podobało i przez cały czas tłumaczył, że to wina Adamsona i to wcale nie tak, że pół roku wcześniej dobrowolnie zapisał się do tego kółka.

— Moje przynajmniej wisi w złotej ramce na środku ściany. Zdjęcia twoje i Nicka kurzą się na strychu.

— Szczerze? Wolę, żeby były dostępne tylko dla mnie niż całego sąsiedztwa. Zdajesz sobie sprawę, że pani Miller ma idealny wgląd na nasze okno w kuchni? — zakpiłam uszczypliwie.

Naburmuszony brunet po raz kolejny wywrócił oczami, a następnie nieco się pochylił i zaczął grzebać w stercie rozwalonych na podłodze ciuchów.

— Przynajmniej ma coś normalnego do pooglądania. Tureckie telenowele już całkowicie siadłyby jej na łeb — sarknął i chwycił biały materiał. — A to?

— Co? — Wyrwałam się z zamyślenia. — Mam to ubrać? Chyba żartujesz.

Chłopak przeniósł na mnie wzrok, a potem się wyprostował, nie puszczając materiału.

— Czemu? Ładna jest — skomentował, prostując sukienkę.

W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.

— Co z nią nie tak? — ponaglał.

— Nie będzie mi pasować — odpowiedziałam z obojętnością, co chyba nie wyszło mi na dobre, bo brat przyjrzał mi się podejrzliwie.

— Masz szafę pełną identycznych sukienek. Dlaczego stwierdziłaś, że akurat ta jedna nie będzie ci pasowała?

Zerknęłam krótko na Maximiliana, a potem na trzymane przez niego ubranie. Kupiłam tę sukienkę w zeszłe lato na jakichś wyprzedażach. Była śliczna. Taka dziewczęca, delikatna i zwiewna. Można by rzec, że była wręcz idealnie dopasowana do moich potrzeb. Nie spociłabym się w niej i wyglądała bardzo ładnie. Ale mogła nie spełniać moich wymagań co do dobrego samopoczucia.

— Jest krótsza niż reszta — powiedziałam.

— No i? Dupą świecić nie będziesz.

— Dupą może i nie, ale mam w niej odkryte nogi — przyznałam szczerze.

— Wciąż nie widzę problemu — mówił znudzony. — Tylko mi nie mów, że jesteś jedną z tych, które dają kompleksom przejąć nad sobą kontrolę.

Kiedy się nie odezwałam, Max głośniej odetchnął.

— Aha, czyli jednak.

— Max, po prostu mam szerokie uda. W tej sukience nie będzie wyglądało to korzystnie.

Na moje słowa brunet uniósł gwałtownie głowę i popatrzył najpierw na mnie, potem na moje nogi, a następnie na białą sukienkę.

— Kurwa, no właśnie będzie! Kobiety z dużymi udami to moja religia. Dziewczyno, to jest atut, a nie kompleks! — zbulwersował się, a chwilę później rzucił ubranie na łóżko tak, że wylądowało idealnie obok mnie. — Spójrz w lustro, do cholery.

Słysząc to, co powiedział, chciało mi się lekko śmiać, ale z uwagi na to, że miało to niekoniecznie dobry wydźwięk, posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.

— To, że jesteśmy rodzeństwem, nie oznacza, że nie mogę wyrazić swojej personalnej opinii na temat tego, co podoba mi się w płci przeciwnej. Aha i zostało ci jakieś pół godziny, także lepiej coś stąd wybierz, bo zostało ci jeszcze budzenie naszej księżniczki.

— Muszę iść na zakupy — stwierdziłam głośno. — I do fryzjera. Najlepiej jak najszybciej.

— Nie pierdol i po prostu włóż tę sukienkę. Najwyżej się przebierzesz, jeśli stwierdzisz, że jest aż taka tragedia, w co szczerze wątpię. A na tego fryzjera to lepiej zacznij już zbierać. Wątpię, że ojciec zgodzi się za cokolwiek zapłacić po twoich ostatnich cyrkach.

Puściłam to ostatnie zdanie mimo uszu. Nie miałam ochoty do tego powracać. Nie ukrywałam, że słowa brata nieco podniosły mnie na duchu. Fajnie było wiedzieć, że inni ludzie nie traktowali cudzych kompleksów w taki sam sposób, a niektórym nawet się one podobały. Mimo to wciąż nie byłam przekonana co do tego, czy powinnam włożyć akurat tę sukienkę. Co, jeśli ludzie będą się na mnie krzywo patrzeć?

Westchnęłam poirytowana tym, że moja głowa nie potrafiła odpuścić i z każdą sekundą dręczących myśli pojawiało się w niej coraz więcej. W przypływie odwagi złapałam materiał i wstałam na równe nogi.

— Obudź Nicholasa! — krzyknęłam, mijając próg.

Gdy wchodziłam do łazienki, zauważyłam, jak Max ociężale zmierza do pokoju blondyna i posłusznie wchodzi do środka.

— Nicholas, kurwa, wstawaj! Rozbiłem się twoim samochodem! Policja tu jest! — zaczął krzyczeć, wcielając się w rolę hollywoodzkiego aktora, a ja zamknęłam się w łazience.

Rozprostowałam materiał sukienki i ułożyłam ją na dużym blacie tuż przy umywalce. Stanęłam przed dużym lustrem i zaczęłam się przebierać. Sukienka sięgała mi mniej więcej do połowy uda. Miała wiązanie na plecach, falbany na krawędziach, krótki rękaw i gorsetową górę. Przez chwilę przyglądałam się swojemu własnemu odbiciu. Nie mogłam skłamać, że nie podobało mi się to, jak wówczas wyglądałam. Jedyne co stanowiło dla mnie przeszkodę to obniżona pewność siebie. Choć na co dzień preferowałam raczej dresy i bluzy, lubiłam nosić sukienki. Nie robiłam tego zbyt często, bo nie było aż tylu okazji albo zwyczajnie o nich zapominałam.

Zapomniałam nawet, jak wyglądałam w tej sukience, dlatego miłym zaskoczeniem było, gdy zorientowałam się, że nawet moje uda i talia wyglądały w niej względnie. Max miał dobre oko. Gdy wychodziłam na imprezy czy inne spotkania, na które wkładałam krótkie sukienki, starałam się grać niewzruszoną. Nie zawsze dobrze mi to wychodziło, ale potem przychodził alkohol, zabawa i jakoś spychałam to na drugi tor. Tym razem było nieco inaczej. Szłam do szkoły, a nie do klubu. Zachowanie trzeźwości umysłu mogło nie być pomocne w odpychaniu od siebie myśli o własnym wyglądzie.

Miałam kompleksy jak większość społeczeństwa. A to nieidealnie płaski brzuch, a zbyt szerokie biodra, duże uda, niepełne usta czy nawet lekko zgarbiony nos. Mój mózg miał bardzo chwiejną relację z moim ciałem. Jednego dnia się kochali, a drugiego szczerze nienawidzili. Denerwowało mnie to, że ilekroć próbowałam w sobie coś zmienić, zawsze kończyło się to tak samo. Ocierałam łzy i zapraszałam Cami na pizzę.

Gorset sukienki objął moją talię, uwydatniając piersi, a niżej również biodra. Rozpuściłam jeszcze włosy z niechlujnego koka i je rozczesałam. Ścisnęłam mocniej sznureczki na plecach i odpowiednio je związałam. Uśmiechnęłam się blado pod nosem i zerknąwszy na siebie po raz ostatni, opuściłam łazienkę.

— Czy jak dam ci dwie dychy to skończysz traktować mnie jak swojego chłopca na posyłki? Nie mogę się nawet porządnie wyspać — mruknął niemrawo Nicholas, siedząc na schodach prowadzących na dół.

Podeszłam trochę bliżej niego, ale był odwrócony plecami, przez co mnie nie widział. Faktycznie nie wyglądał na wyspanego. Blond czupryna stanęła mu dęba zapewne od przewracania się z boku na bok na poliestrowej poduszce. Miał na sobie czerwone dresy Nike i czarną koszulkę z dekoltem w serek.

Jako człowiek poniekąd rozumiałam jego ból. W końcu on sam skończył już liceum. Ale przecież byłam jego młodszą siostrą. Kogo miał wozić jak nie mnie? Po coś kupił to auto.

— Wstawaj. — Szturchnęłam go stopą w bok, na co ukrył twarz w dłoniach.

— Czy choć raz nie możesz poprosić o podwózkę Maxa?! — spytał z desperacją. — On też zdał prawo jazdy. Mogę mu nawet użyczyć swój samochód!

Przewróciłam oczami, słysząc jego marudzenie.

— Zacznijmy od tego, że Max pracuje, a ty opierdalasz się całymi dniami w domu, ewentualnie na siłowni — oznajmiłam. — A zaraz i tak zaczynają się wakacje. Oboje sobie odpoczniemy.

— No właśnie nie. Co ja cię nie znam? Będziesz mieć wolne, to już w ogóle ci odbije i będziesz chciała, żebym wszędzie cię podwoził. No, chyba że w końcu dostaniesz szlaban za to, co robisz — wyjąkał. — Chociaż uziemienie to i tak żadne pocieszenie, bo to oznacza, że będziemy ciągle pod jednym dachem razem. Aha no i zapomniałem, że jestem na ciebie zły.

Tak, był zły przez pierwszą dobę, później, gdy trzeba było iść do sklepu, wyleciało mu to z pamięci. Po co miałam mu przypominać, że przecież był na mnie obrażony, skoro nie wiedziałam nawet, o co tak właściwie mu chodziło? Był mną aż tak zmartwiony, czy po prostu zirytowało go to, że zgodził się mnie kryć, a gdy moja nieobecność się wydała, to mu nie zapłaciłam?

— Nicholas, ja muszę iść do szkoły. Wstawaj — zażądałam z powagą, gdyż zdałam sobie sprawę, że zostało mi jakieś dwadzieścia minut do pierwszego dzwonka, a korki na mieście nas nie oszczędzały.

— A jak nie pójdziesz to...?

— To wskrzeszę i będę kontynuować rodzinną tradycję i zagram Makbeta na koniec roku — zażartowałam, a przechodzący z pokoju do pokoju obok Max przystanął w miejscu.

— Haha! Bardzo zabawne.

Wtem Nicholas podniósł się i z godną Oscara powagą, spojrzał krótko na bruneta stojącego jakiś jard od nas. Następnie z przejęciem przeniósł wzrok na mnie i przytknął dłoń do swojej klatki piersiowej.

— Chodź, Angelina. Nie mogę pozwolić, by cała moja rodzina stała się pośmiewiskiem opinii publicznej. — Ruszył schodami w dół.

— Pierdol się! — krzyknął mu Max na odchodne.

— No chyba z tobą! — odkrzyknął Nicholas, a chwilę później na parterze rozniósł się odgłos zatrzaskiwanych drzwi wejściowych, co oznaczało, że wyszedł.

Złapałam się za szczyt nosa, a kątem oka popatrzyłam na Maxa.

— Czasami to aż mi przykro, jak na was patrzę — stwierdziłam, hamując śmiech.

***

— No i słuchaj dalej. Ogólnie typ wygląda jak pierdolony Bóg. Tu już nawet nie chodzi tylko o sylwetkę. Twarz to mu chyba w lodzie wyrzeźbili. Długo tam trenuje. Dylan mówi, że częściej widuje go wieczorami, ale niestety ja też mam tego pecha i czasem go spotykam.

Nicholas tak wczuł się w opisywanie gościa, który denerwował go na siłowni, że w pewnym momencie zaczęłam wątpić w jego orientację. Choć człowiek, o którym mówił, doprowadzał go do szewskiej pasji, nie omieszkał się opisać jego aparycji w samych superlatywach.

— Wcześniej ogólnie nic do niego nie miałem. Przychodząc na siłownię, robię to, co mam robić i wychodzę, ale są ćwiczenia, do których niestety potrzeba asekuracji. Dylan cwel nie przyszedł ze mną, więc jak normalny człowiek podszedłem do tego typa i zapytałem, czy mógłby mi pomóc, kiedy będę leżał na ławie. I wiesz, co ten skurwiel zrobił?! Wiesz, kurwa, co mi powiedział?

— Że nie? — Uniosłam brew.

— Że nie! Myślałem, że komuś przypierdolę. Gapił się z taką odrazą i chłodem, że zacząłem zastanawiać się, co jest ze mną nie tak. Ale ja już to, kurwa, rozgryzłem. To on jest pierdolonym egoistą i chamem. Raz w życiu wszedłem z tym typem w interakcję i mam pierdoloną nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie mi to dane. Tak mnie zdenerwował, że zaryzykowałem, bo duma nie pozwoliła mi odpuścić albo spytać kogoś innego.

— Czyli naraziłeś swoje własne życie, bo wkurzył cię jakiś obcy typ na siłowni? Nie no brawo. Tylko pogratulować — parsknęłam cynicznie.

— Duma mi nie pozwalała. Czego nie rozumiesz? — mruknął, wjeżdżając na teren szkoły. — Potrafię być samowystarczalny.

— Ta? To dlaczego nadal mieszkasz z rodzicami? — zakpiłam, więc w odpowiedzi otrzymałam od brata środkowego palca.

Jęknęłam pod nosem, bo desperacko nie chciało mi się tam iść w tę pogodę.

— Wrócę z Camilą, nie musisz po mnie przyjeżdzać — odparłam, wychodząc z bmw.

Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się wolnym krokiem w stronę wejścia do szkoły. Ku mojemu zdziwieniu Nicholas nie ruszył z impetem w stronę, z której przyjechaliśmy. Zamiast tego powoli jechał obok mnie. Po chwili opuścił szybę.

— Jesteś pewna? Bo ja mam plany na popołudnie i...

— Tak, jestem. Jedź już i nie przynoś mi wstydu — syknęłam.

Po moich słowach mój brat podgłosił muzykę rozbrzmiewającą w aucie i bardziej opuścił szybę. Od początku wiedział, co miałam na myśli, bo cała nasza droga tutaj opierała się na kłótni dotyczącej głośności basów, które włączał. Zwiesiłam głowę w dół, poprawiając torbę na ramieniu.

— Jaki wstyd?! To jest dobra muzyka. Wstydzić to się powinni ci, którzy słuchają radia — odparł i poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie. — O kurwa, to jest tarantula?

Zmierzająca chodnikiem kawałek dalej pani Murphy uczyła w naszej szkole od wielu lat. Pamiętali ją nawet nasi rodzice. Kiedy to Nicholas uczył się w Edgewater HS, sądził, że ta się na niego uwzięła. Dwukrotnie prawie nie zdał z jej przedmiotu, jakim była fizyka, co tłumaczył wszystkim brakiem umiejętności ze strony nauczyciela. Sama nie miałam opinii na jej temat. Nigdy mnie nie uczyła. Choć pogłoski były różne, postanowiłam się w to nie mieszać. O każdym nauczycielu można było powiedzieć coś dobrego i złego. Ale byłam skłonna uwierzyć Nicholasowi w jej zawziętość. W końcu uczył mnie sam Richards.

— Dalej jest tak samo straszna. Spierdalam stąd, zanim mnie zauważy — dodał. — Jak coś to dzwoń do rodziców albo do Maxa, bo mnie później nie będzie w domu.

Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, bo ten niespodziewanie przygazował i odjechał spod szkoły z piskiem opon, przez co inni przenieśli na mnie swoje spojrzenia.

Na placu przed budynkiem zebrało się już sporo uczniów. Niektórzy okupowali ławki, a jeszcze inni trawniki. Nie zabrakło ich także na parkingu tuż przy szkole. Spojrzałam w tamtą stronę, szukając wzrokiem dobrze znanego mi białego mercedesa. Jak zawsze stał w tym samym miejscu na końcu.

Minęłam próg i nagle poczułam się jak w jakimś tanim klubie. Było tam tak strasznie gorąco. Na korytarzu roiło się od zabieganych nauczycieli i uczniów. Grupka dziewczyn starała się przyczepić jakiś baner obok automatu z kawą, a cztery cheerleaderki siedzące na kanapie obok plotły sobie nawzajem warkocze. Było tam trochę jak na jakiejś budowie. Każdy miał swoje zadanie i się go trzymał.

Pewnym krokiem ruszyłam w tylko sobie znanym kierunku. Nie musiałam pisać do Camili, by wiedzieć, gdzie mogę ją znaleźć. W tej szkole tylko kilka miejsc przypadło nam do gustu w kwestii spędzania przerw. Po drodze przywitałam się z kilkoma nauczycielami dyżurującymi i znajomymi.

— Uwaga!

Oczy prawie wyszły mi z orbit, kiedy w ostatniej chwili zorientowałam się, że wprost na mnie jechał właśnie orzeł na deskorolce. Cofnęłam się o krok, robiąc mu więcej miejsca na przejazd, nad którym ewidentnie nie potrafił zapanować.

— Austin, do cholery! — odkrzyknęłam, a serce zabiło mi dwa razy szybciej niż zazwyczaj.

— Sorki! — Po korytarzu rozległ się głos trzecioklasisty.

Przewróciłam oczami i poprawiłam torbę na ramieniu. Wybranie skatera na maskotkę szkolną zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Utwierdzałam się w tym przekonaniu za każdym razem, kiedy widywałam go na różnych uroczystościach, a w szczególności wtedy, kiedy nieudolnie próbował jeździć na desce w stroju orła. To już chyba trzeci raz, gdy prawie we mnie wjechał.

Austin Hathaway był z mojego rocznika i chodziliśmy razem na angielski. Ponadto kumplował się z Williamsem. W ubiegłym roku kilkakrotnie miałam okazję pracować z nim w parze bądź grupie i tak też się poznaliśmy. Wcześniej nie zwracałam na niego większej uwagi. Był miły, rozgadany, ale i równie roztrzepany. Często powtarzał, że organizacja nie była jego mocną stroną, ale to za mało powiedziane. Czasem zastanawiałam się jakim cudem on w ogóle zdawał z roku na rok, skoro prawie zawsze przychodził na lekcje bez książek, notatek czy wypracowań. Kiedy raz go o to zapytałam, odpowiedział, że sam nie wie i zdaje się na szczęście. Prawdę powiedziawszy, też chciałabym mieć aż takie zaufanie do życia. Z moim szczęściem oblałabym już pierwszą klasę.

— Angelina! — krzyknął podekscytowany Oliver, wstając z kanapy. Oszczędziłam sobie komentarzy i po prostu podeszłam bliżej.

— Cześć — rzuciłam z niemrawym uśmieszkiem i zajęłam miejsce między chłopakiem a przyjaciółką.

— Lepiej się już czujesz? — zapytała Camila, przerywając ciążącą nam ciszę.

Czy czułam się niezręcznie? Może odrobinę. Odniosłam dziwne wrażenie, że zdążyła utworzyć się między nami pewna bariera i strasznie mnie to irytowało.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 19 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cast a SpellWhere stories live. Discover now