Rozdział 32

375 59 3
                                    

Szpitalny korytarz zaczynał świecić pustkami. Przerażające było to, że przechodząc nim, co jakiś czas można było usłyszeć czyjeś odgłosy pełne bólu. Dla mnie szpitale zawsze były miejscami, których starałem się unikać jak ognia. Miałem w głowie najgorsze myśli, gdy ktoś mówił mi: Jestem w szpitalu. Raz nawet spanikowałem, gdy Elvis mi tak powiedział, jak tylko odebrał telefon. Myślałem, że coś się stało, a on przecież w nim pracował, więc to było dość normalne, że był w szpitalu... Codziennie w nim był.

– Kochanie... – Kucnąłem przed Soleil, która przysypiała na krześle. Otworzyła powoli oczy, gdy dotknąłem jej dłoni i rozejrzała się po korytarzu. – Chodź, wracamy do domu.

– Gdzie twoja mama?

– Wyszła z Leorą i Elvisem kilka minut temu. Rozmawiałem jeszcze z lekarzem, który badał tatę. Przepraszam, że tak długo to trwało. Zimno ci? Taksówka już czeka, zaraz będziemy w domu.

– Nie, nie jest mi zimno. Co ci powiedział lekarz? – Podniosła się i zaczęliśmy się kierować w stronę wyjścia ze szpitala.

– W sumie to nic nowego. Powinniśmy się cieszyć, że to nie był zawał. Jutro nie pojadę do kancelarii. Przyjadę tu zaraz po śniadaniu. Mama pewnie też będzie chciała, to ją zgarnę po drodze.

– Też mogę wziąć sobie wolne.

– Nie musisz.

Soleil była tak wyczerpana, że nawet w taksówce zasnęła, opierając się o moje ramię. Wiedziałem, że to nieuniknione, zwłaszcza że poprzedniej nocy ledwo zdołała zasnąć. Teraz, gdy ulice już niemalże opustoszały, podróż zajęła nam zaskakująco niewiele czasu.

Delikatnie wspomogłem Soleil, pomagając jej wyjść z pojazdu i spojrzałem na Budynia, gdy weszliśmy na podjazd.

– Cześć, mały. Tęskniłeś za nami, co? – odezwałem się, gdy do nas podbiegł i zaczął skakać dookoła nas. – Chyba się już wybiegałeś, więc zapraszam do domu. Czas pójść spać.

Brunetka zasnęła praktycznie od razu, jak tylko położyła się do łóżka. Wpatrywałem się w jej spokojną twarz, dopóki nie obróciłem się na plecy. Ja niestety nie mogłem zasnąć. Cały czas moje myśli krążyły wokół rodziców, uniemożliwiając mi odprężenie się. Poza tym dla mnie było jeszcze odrobinę za wcześnie, by zasnąć.

Obecność Soleil w szpitalu miała dla mnie ogromne znaczenie. Kilka razy proponowałem, że zamówię dla niej taksówkę, aby wróciła do domu, ale nie chciała. Upierała się, że chce ze mną zostać.

Jakoś koło drugiej w nocy miałem dość tego ciągłego kręcenia się z jednego boku na drugi. Wyszedłem więc z sypialni, przymykając Soleil drzwi, żeby jej nie obudzić. Chwyciłem w salonie koc, który leżał na fotelu i usiadłem na kanapie, przykrywając się nim. Poklepałem miejsce obok siebie, które szybko zajął Budyń.

– Tylko nie szczekaj, bo od razu obudzisz mamę – szepnąłem, głaszcząc naszego kudłatego przyjaciela. – Wiem, że takie jest życie i nie da się tego zmienić, ale boję się momentu, gdy stracę kiedyś tatę, wiesz? Nie chcę go stracić. Mamy tak samo. Powinienem iść spać, a takie myśli pewnie nie pomogą mi zasnąć. Wszystko będzie dobrze, prawda? – Starłem łzę z policzka, zanim usłyszałem w korytarzu kroki. Myślałem, że Soleil się nie obudzi. – Czemu nie śpisz?

Pokręciła tylko lekko głową i zajęła miejsce tuż obok, wtulając się w mój bok.

– Nie chciałem cię obudzić.

– Sama się obudziłam. Co się dzieje, Laurent? Jak mogę ci pomóc?

– Nie mogłem zasnąć.

– Cały czas myślisz o tacie, prawda?

Ślub na kilku warunkachWhere stories live. Discover now