Rozdział 29

362 59 2
                                    

Soleil

Spojrzałam na Laurenta, gdy taksówka zatrzymała się obok domu jego rodziców. Wysiedliśmy z pojazdu, po czym wzięłam głębszy wdech. Nie zrozumiałam do końca, dlaczego lekko stresowałam się tą wizytą u nich. Przecież już niejednokrotnie gościliśmy u nich na obiedzie czy śniadaniu, a do tego ich uwielbiałam. Niemniej jednak czułam, że tym razem mogą pojawić się liczne pytania dotyczące naszej podróży poślubnej. Wcześniej ustaliliśmy z brunetem, że będziemy się dzielić jedynie przyjemnymi wspomnieniami.

Złapałam jego dłoń, gdy chciał chwycić od razu za klamkę. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i sama zapukałam do drzwi. Otworzył nam jego tata. Wyglądał na dość zdziwionego.

– Od kiedy umiesz pukać? – zapytał syna, który od razu wywrócił oczami. – Dzień dobry, Soleil. Cześć, Budyń. Stęskniłeś się za dziadkiem?

– Soleil zapukała. Nie pozwoliła mi od razu wejść – odpowiedział mu, podając tacie smycz z Budyniem.

– Już byłem przekonany, że to Elvis, bo Leora też nie puka. Wchodźcie...

Weszliśmy do środka, ale nikogo poza nami jeszcze nie było. Nie widziałam nawet nigdzie pani Stafford.

– Saoirse się przebiera, zaraz zejdzie. Czego się napijecie? Kawy? Herbaty? Wina?

– Herbaty – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego miło.

– Ja zrobię – zgłosił się Laurent, kierując od razu w stronę kuchni. – Tato, a ty?

– Też herbaty mogę się napić. Kiedyś praktycznie jej nie piłem, ale moja żona ciągle tylko herbata i herbata, więc też zacząłem. Zamiast sięgać po alkohol, robiłem herbatę.

– Herbata jest o wiele smaczniejsza – powiedziałam i przeniosłam wzrok na Laurenta. – Te kwiaty trzeba wsadzić do wazonu, kochanie.

Zaskoczenie malowało się na jego twarzy, gdy usłyszał, jak się do niego zwróciłam. Jednak szybko odwrócił wzrok i się nie odezwał, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Mogłam tylko zauważyć, jak ledwo zauważalnie uniosły mu się kąciki ust.

Przywitałam się z jego mamą, gdy do nas dołączyła. Oprócz kwiatów i ciasta, które upiekłam, daliśmy im też ich oprawione zdjęcie z wesela. Ich zdjęcie, gdy tańczyli razem, patrząc na siebie z ogromną miłością, którą z daleka można było zauważyć. Kobiecie dość szybko spłynęła łza po policzku, co zauważył jej mąż, więc objął ją ramieniem, przyciągając do siebie. Patrząc na nich, również poczułam, że zaraz się rozkleję. Nie dziwiłam się Laurentowi, że szukał prawdziwej miłości, skoro jego rodzice pokazali mu, że miłość naprawdę istnieje i jest ważna. Trzeba tylko znaleźć tę swoją osobę.

Czy my mieliśmy szansę, żeby też tak mocno się pokochać?

– Dzień dobry!

Usłyszałam donośny głos Elvisa, jeszcze zanim zapukał do drzwi.

– No wchodź! – krzyknął Laurent, wzruszając ramionami, gdy całą trójką na niego spojrzeliśmy. – Po co mamy iść specjalnie i mu otworzyć, jak sam może przecież wejść, nie?

Przywitaliśmy się z Elvisem, gdy wszedł do środka. Najbardziej chyba cieszył się z obecności Laurenta. Chyba jeszcze nie mieli okazji się spotkać po naszym powrocie z podróży poślubnej.

– Słyszę ten irytujący głos i nie wiem, czy chcę wchodzić głębiej.

Usłyszałam za nami i spojrzałam na Leorę, która stała w drzwiach.

Ślub na kilku warunkachWhere stories live. Discover now