Rozdział 31

396 58 7
                                    

Dwa miesiące później...

Laurent

Postanowiliśmy z Soleil wybrać się do galerii sztuki. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy pojawiła się w progu w długiej czarnej sukience. Wiedziałem, że to, co zobaczę tego wieczoru na wystawie, będzie bez wątpienia imponujące, ale miałem też pewność, że żadne z dzieł sztuki nie dorówna urodzie Soleil. Wyglądała absolutnie olśniewająco.

Aby nie zepsuć jej czerwonej szminki, zdecydowałem się złożyć na delikatny pocałunek na jej policzku.

Ostatnie dwa miesiące były niesamowite. Z każdym dniem czułem, że nasze więzi stają się coraz silniejsze, a Soleil otwiera się na mnie coraz bardziej. Byliśmy niezwykle zżyci, spędzając razem wiele niezapomnianych chwil.

Kochałem ją. Choć jeszcze ani razu nie powiedziałem tego na głos.

Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mógłbym ją kiedykolwiek stracić.

Soleil wynajęła swoje mieszkanie Willowi i Ashley, więc zaczęliśmy spędzać we czwórkę dość sporo czasu, kiedy na stałe wrócili do miasta. Z Elvisem i Liamem także, ale Soleil nie była wielką fanką bycia jedyną kobietą w towarzystwie, więc czasem zabierała ze sobą jakąś koleżankę.

Co do Elvisa, to jego nieustające spięcia z Leorą nadal były na porządku dziennym. Niezależnie od okoliczności wydawało się, że ta dwójka zawsze znajdzie powód do kłótni. Byłem pełen wątpliwości, czy kiedykolwiek będą w stanie znaleźć wspólny język, czy choć trochę się dogadać.

– Gotowa, kochanie? – zapytałem, wpatrując się w jej błyszczące oczy. Nasza relacja nabierała nowego wymiaru, a wzajemnie okazywane uczucia stawały się bardziej wyraźne niż na początku naszego związku. Być może dlatego, że w tamtym czasie musieliśmy udawać, że coś nas łączy. Tym razem nie musieliśmy niczego udawać. – Pięknie wyglądasz.

– Dziękuję. Chyba jestem gotowa. Tylko telefon muszę schować do torebki. Mówiłam już, że pasuje ci czarna koszula?

– Tak. Nawet kilka razy, ale możesz to ciągle powtarzać. Podoba mi się, jak to mówisz. Chociaż ty mi się podobasz bardziej.

– Hej! Ja chciałam to powiedzieć – zaśmiała się głośno. – Tym razem byłeś szybszy. Idziesz w okularach?

– Tak. Wyglądam jak taki gorący profesorek?

– Zdecydowanie. Twój tata kiedyś wykładał na uczelni, prawda?

– Zgadza się. – Kiwnąłem lekko głową, chowając portfel do kieszeni spodni.

– Jego pewnie nazywały tak studentki. Jest przystojnym mężczyzną. Widziałam też ich zdjęcia, jak byli młodsi i powiem ci, Stafford, sama bym się za nim obróciła na ulicy. W sumie to jesteście do siebie podobni z wyglądu.

– Nie mów, że poleciałabyś na mojego ojca, Soleil – mruknąłem pod nosem. – Moja żona...

– Poleciałabym. Wybacz.

Opuściliśmy dom, gdy taksówka podjechała pod bramę. Podróż zajęła nam zaledwie kilkanaście minut. Po przyjeździe zauważyliśmy już sporo ludzi. Chwyciłem dłoń Soleil, gdy wysiedliśmy z samochodu i lekko uniosłem kącik ust. Powoli weszliśmy do środka. Rzuciłem spojrzenie na kilka osób stojących niedaleko wejścia, ale na szczęście żadna z nich nie była mi znajoma.

Tego wieczoru pragnąłem spędzić czas tylko z Soleil i nie miałem ochoty rozmawiać z nikim o sprawach zawodowych.

Moja żona znała się trochę na sztuce, więc za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się przed obrazami, nie mogła powstrzymać swojego zachwytu. Nawet najmniejszy szczegół na płótnie miał dla niej znaczenie.

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz