Rozdział 9

60 9 104
                                    

Spacerowałem powoli parkiem. Przyjaciele zostali sami, a ja chciałem udać się do Aitora. Prawdę mówiąc to byłem u niego tylko raz, bo nie potrafiłem przekroczyć drzwi. Próbowałem już ostatnio, ale znowu się nie udało. Po prostu nie byłem w stanie. To było dziwne...

Nie potrafiłem patrzyć na to, że on cierpi. Choć lekarze mówili, że jego stan jest stabilny i nic mu narazie nie zagraża, ja i tak się martwiłem. Poza tym bardzo nie lubiłem szpitali. Nie miało to żadnego większego znaczenia, bo żaden mój bliski nie zginął tam, ani sam tam nie przebywałem, a jednak nienawidziłem tego miejsca całym sercem. Może to też był powód dlaczego tak rzadko przychodziłem do przjaciela.

W końcu jednak dostałem się na miejsce i stanąłem przed drzwiami sali. Przyglądałem się tabliczce z jego imieniem i nazwiskiem. Położyłem rękę na klamce i usłyszałem cichy pomruk ze środka.

- Śpi.

- Tak, ale to nie znaczy, że nas nie słyszy. Słyszałeś o tych wszystkich sytuacjach z filmów prawda?

- Filmów debile. To nie jest film. Musimy uważać, bo ktoś nas przyłapie. - odezwał się trzeci głos.

Przycisnąłem dłoń do klamki, ale nie nacisnąłem na nią. Co tam sie do jasnej cholery dzieje? Gdzie lekarze, ochrona!? Muszę wejść tam sam. Jeszcze coś stanie się Aitorowi!

- Powinien już dawno umrzeć, myślisz, że oni popełnili jakiś błąd?

- Sądzę, że to bardziej fart niż ich błąd. To profesjonaliści, pamiętaj.

- Tak, wiem... Ale każdemu zdarzają się gorsze chwile i jest to całkowicie normalne.

- Dlatego właśnie powinniśmy zabić go teraz. J. C. powierzył nam misje, a ten chłopiec jest jednym z tych na liście.

- Jednak dla mnie trochę nie w porządku jest dobijać "leżącego".

- Bagatelizujesz rozkazy szefa!? Jak on się o tym dowie to wylecisz!

Dość tego. Muszę tam wejść, zanim będzie za późno. Szarpnąłem za drzwi i wbiegłem do środka.

- Nikogo nie ma... - szepnąłem cicho.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu i rzeczywiście nikogo nie zobaczyłem. Lekki powiew wiatru owiał pomieszczenie. Poczułem chłód. Jednak teraz to się nie liczyło. Liczył się jedynie Aitor i to, czy wszystko z nim w porządku.

Spojrzałem na niego. Leżał ze spokojem. Jego klatka piersiowa lekko się unosiła i opadała. Wszystko było w porządku. Odetchnąłem głęboko i usiadłem na krzesełku przy nim.

Przyjrzałem się mu łagodnie. Przygryzłem wargę, bo nie wiedziałem co powiedzieć. Nie musiałem nic mówić, bo i tak mi nie odpowie. Jednak powiedziałem tylko jedno zdanie, po to, by tylko dodać mu otuchy.

- Poszli sobie. Jesteś bezpieczny. - zrobiłem dłuższą przerwę, a po niej dodałem. - Póki ja tu jestem nikt nie zrobi ci krzywdy.

Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że Aitor zostanie moim przyjacielem, wyśmiał bym go. Kiedyś żywiliśmy się nienawiścią, teraz było kompletnie inaczej. Chłopak się zmienił, albo to ja zacząłem inaczej na niego patrzeć. Do końca tego nie wiedziałem, bo czasem dalej był "dawną" wersją siebie. Chodzi mi głównie o dogryzanie innym, ale to chyba już jego natura.

Teraz był dla mnie trochę jak młodszy, upierdliwy brat. Jedyne co sie dla mnie teraz liczyło to sprawienie by był bezpieczny. Nie pozwolę by ktokolwiek cokolwiek mu zrobił.

Tom Drugi ||Odnaleźć zło, które czai się w mroku || - Inazuma Eleven GoWhere stories live. Discover now