Rozdział 6

74 10 121
                                    

Ucieczka nie szła źle. Rozdzieliłem się z przyjaciółmi, co chyba nie było złą decyzją. Jednak z tyłu głowy miałem myśl, że popełniłem błąd. Niby wszystko brzmi jakby było okej, ale nigdy nie wiadomo, co teraz może dziać się po drugiej stronie domu.

Wiedziałem, że nie mogę ciągle uciekać. W końcu ktoś mnie znajdzie i złapie. Równie dobrze mógłbym poddać się od razu, ale czy tak należy postępować? No nie. Przyszliśmy tu po to, by znaleźć Darka, a nie uciekać.

Pokręciłem szybko głową. Nie powinienem teraz myśleć o takich rzeczach. Teraz jedyną ważną myślą dla mnie powinno być przeżycie. Z zamyślenia wyrwała mnie ciężka dłoń, która dotknęła mojego ramienia. Momentalnie znieruchomiałem i zesztywniałem.

- Nie ruszaj się, a nikomu nie stanie się krzywda. - ogłosił - jak poznałem po głosie i sile - mężczyzna.

Napewno był to jeden z ochroniarzy, który zobaczył, że jednak udało nam się tu wejść. Biła od niego dziwna, mroczna aura. Taka jak wszystko tutaj.

- Jeśli rozumiesz, kiwnij lekko głową. Nie wykonuj gwałtownych ruchów, bo cię zastrzelę.

Skinąłem głową bardzo powoli. Od środka zżerał mnie strach. Jeszcze nigdy tak się nie bałem. Czułem, że jestem krok od śmierci. Na sto procent trzymał drugą rękę na pistolecie, którym zaraz rozstrzeli mi głowę.

- A teraz jazda. - powiedział pewnie i ruszył przed siebie.

Oczywiście szedłem obok niego, bo jego dłoń cały czas leżała na moim ramieniu. Czułem się bardzo niekomfortowo. Gdzie mnie prowadzi? Co z resztą? Te pytania cały czas były w mojej głowie.

Nie wiedziałem czy mogę mówić. Chciałbym go zapytać dokąd idziemy. Jednak nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Strach odbierał mi mowę. To uczucie było przytłaczające.

Poczułem się teraz tak, jak kilka miesięcy temu. Gdy widziałem auto spadające w dół. Auto z moimi przyjaciółmi w środku. Chciałem wtedy krzyczeć i wołać pomoc, ale nie mogłem. Dokładnie tak jak teraz. Wspomnienia nie pomogły, a tylko bardziej utrudniły.

Zaskoczył mnie fakt, że po krótkim czasie weszliśmy do domu. Czy tam twierdzy, sam już nie wiem. Wewnątrz było tak samo mrocznie jak na zewnątrz. Zdecydowanie przeważała czarna barwa. Nie mógłbym mieszkać w takim miejscu.

Po wejściu od razu zobaczyłem, że Fei i Wonderbot byli już na miejscu. Ludzie, którzy - jak się domyśliłem - przyprowadzili ich tutaj, stali obok. Nie było jedynie Gabiego, co zmartwiło mnie niezmiernie.

Światła były przygaszone. Nie było całkowicie ciemno, ani całkiem jasno. Panował mrok i nieprzyjemny zapach papierosów. Nie wiem kto palił, ale napewno robił to regularnie.

- Witajcie. - odezwał się niski głos. - Wydaje mi się, że nie spodziewałem się dzisiaj gości.

Do pomieszczenia wszedł Rey Dark, a razem z nim... Gabriel. Chłopak patrzył na mnie przestrzaszonym wzrokiem, ale wydaję mi się, że czuł to co ja. Strach i brak możliwości mówienia.

Mężczyzna zszedł po schodkach i stanął przede mną. Gabi nie ruszył się. Został tam gdzie stał. Jeden z ochroniarzy podszedł do niego bliżej i co jakiś czas spoglądał uważnie.

- Przywitałem się z wami. - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Powinniście mi odpowiedzieć.

Ja oraz dwójka przyjaciół mruknęliśmy ciche powitanie. Wpatrywaliśmy się w jego twarz. Była tak brzydka jak zapamiętałem. Jedyne co zmienił, to kupił chyba nowe okulary. Włosy były tak samk siwe jak ostatnio, a twarz chuda i odrażająca.

Tom Drugi ||Odnaleźć zło, które czai się w mroku || - Inazuma Eleven GoWhere stories live. Discover now