Rozdział 5

82 9 81
                                    

- No... Nie jest. Czemu miałby być? - zapytał zaskoczony Caleb.

- Ale... On przecież zrobił tyle złego! - krzyknąłem przerażony faktem, że taki przestępca chodzi sobie na wolności.

- Ale to Dark. On bez problemu by wyszedł. Chyba ma areszt domowy, ale nie jestem całkiem pewny. - dodał Jude.

To szaleństwo. Wszystko było szaleństwem i nikt w to nie wątpił, ale coś takiego? Nie do końca wierzyłem w jego winę, ale trzeba przyznać, że rzeczywiście byłby do tego zdolny. Zrobiłby to z zimną krwią i bez najmniejszego poczucia winy.

- Powinniśmy pójść do niego. - stwierdził Riccardo.

No on już chyba do reszty ogłupiał.

- Zwariowałeś!? Nie możemy, on nas zabije! - krzyknąłem.

- No, ale przecież...

- Nie ma "przecież", to jest skrajnie głupie i niebezpieczne!

- Nie krzyczcie! - krzyknął Sharp. - Głowa mnie boli, a wy mnie denerwujecie.

- Trzeba było tyle nie pić. - prychnął cicho Riccardo, co trochę mnie rozbawiło.

- Jude nie pił! - wykrzyknął Caleb. - A teraz iść mi stąd! Wypad!

Wymieniliśmy zdezorientowane spojrzenia i obróciliśmy w strone drzwi. Mruknąłem ciche słowa podziękowania i przeprosin, bo moi towarzysze nie raczyli się na trochę grzeczności. Ricc nieźle ich zdenerwował, no ale kto by się nie wkurzył, gdyby wypominano mu pijactwo?

Gdy wyszliśmy z domu trenera i chyba także Caleba usiedliśmy na ławce w jednym z wielu parków w okolicy. Słońce było już wysoko. Zapewne południe minęło jakiś czas temu. Bardzo lubiłem obserwować niebo, które z upływem czasu diametralnie zmieniało swój wygląd.

- No kochani wy moi. Kto chce znaleźć dom, tego rasowego pedofila!? - wykrzyknął entuzjastycznie Riccardo.

Nie, no... Ja przysięgam, że kiedyś osiwieje z nimi. W szczególności dlatego, że każdy zgodził się z moim przyjacielem. Jakby wcale nie widzieli jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Chyba, że ja przesadzałem. Choć nigdy mi się to nie zdarzało, lubiłem ryzyko i zabawę, ale to co oni chcą zrobić, jest jak samobójstwo.

- Ja jestem dalej tego samego zdania. Ja nie chce byście zginęli, zrozum. - spojrzałem na muzyka.

- Wiem, ale ja jestem nieśmiertelny. - uśmiechnął się i rozłożył ręce na boki, by pokazać jaki jest wielki i silny.

- W to nie wątpię. - uśmiechnąłem się lekko. - Jednak nie ma ludzi nieśmiertelnych. Po prostu się martwię.

Jak tak teraz myślę, to gdybym miał iść tam sam nawet nie zawahałbym się. Lecz teraz, gdy obok są bliskie mi osoby, czułem, że nie powinniśmy tam iść. Nie chcę ich zawieść, więc muszę się zgodzić. Będę mieć na nich oko i wszystko będzie w porządku.

- Dobrze. - kontynuowałem. - Chodźmy, ale obiecajcie, że będziecie uważać i nie wpakujecie się w kłopoty.

- Jasne. Obiecujemy. - obiecał Fei.

- A i jeszcze jedno. Nie zbliżamy się za blisko do niego, dobra?

- To nam nawet do głowy nie przyszło. - stwierdził Wonderbot. - Chodźmy.

I tak zrobiliśmy. Odnalezienie jego domu nie było trudnym zadaniem. Jak się okazało, było to miejsce gdzie przyjeżdżali turyści. Czemu? Nie miałem bladego pojęcia. Kto chciałby spotykać się z przestępcą? A tak... My.

Wystarczyło wyszukać frazę "Rezydencja Reya Darka" albo "Rezydencja Króla Zła". Powiem tyle: druga nazwa jest przesadzona i Dark ewidentnie ma wywalone ego.

Tom Drugi ||Odnaleźć zło, które czai się w mroku || - Inazuma Eleven GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz