Cicho i nudno

11 4 0
                                    

Otworzyłam jedną z wielu ksiąg, które czekały od nawet kilku lat, abym w końcu zaczęła je czytać. Często odkładałam te, które planowałam przeczytać po prawej stronie długiego biurka na stosie. Zebrało się ich już pięć. Cztery niezbyt grube i jedna ogromna. Była to kronika napisana wiele lat temu. Jednym, co dało się przeczytać na okładce, była data, prawdopodobnie albo roku rozpoczęcia pisania, albo roku, który to pojawia się jako pierwsza data. Dokładnie, to był to rok 1279. Prawie sto lat przed akcją tej opowieści. To dzieło akurat leżało na stosie najdłużej. Jakoś nie czułam motywacji do przeczytania tak wielkiej książki. Mogę się założyć, że liczy może ponad tysiąc stron. A może przesadzam? Nie pomyślałam o tym, aby sprawdzić.

Przeczytałam kilka pierwszych zdań. Przestałam, gdy zorientowałam się, że nic właściwie nie zapamiętałam. Byłam wtedy zbyt bardzo czymś rozproszona. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym byłam. Najpierw się odwróciłam. Biblioteczka zajmuje prawie całą ścianę. Na półkach, poza książkami, rzecz jasna, tam, gdzie tylko jest odpowiednio dużo miejsca, stoją latarenki i świeczki. Wszędzie dookoła latają zwykle ćmy. Po obu stronach biblioteczki, przy kątach, istnieją sobie bardzo przyozdobione kolumny. Znów zwróciłam wzrok przed siebie. Naprzeciwko mnie stał duży stół z czarno – fioletowym obrusem, a za nim, na ścianie wisi ogromny obraz przedstawiający las i jezioro w bezchmurną, ciemną noc. Tylko księżyc był widoczny. Jego promienie przypominały ciało węża zanurzającego się pod niewielkimi falami na jeziorze. Więcej dzieł sztuki, a dokładnie to trzy, wisiały ponad niedużym blatem po mojej prawej, bliżej ściany naprzeciwko. Drugi taki znajduje się także symetrycznie, po drugiej stronie wysokiej komody. Po mojej lewej cała ściana ozdobiona była jeszcze kilkoma obrazami. Wszystkie przedstawiały najróżniejsze krajobrazy. Podziwiłam artystę. Musiał pewnie spędzić nad chociaż jednym obrazem wiele dni, tygodni, miesięcy, może i nawet lat. Widziałam kiedyś piękny obraz przedstawiający przebieg jednej z wielu bitew. Był ponoć malowany przez siedem lat. Też chciałabym mieć taki talent artystyczny. Jeszcze mi do tego daleko.

Zerknęłam na balkon. To niewielki element, ale podobał mi się z niego widok. Można zobaczyć mury otaczające zamek, bramy, roślinność w ogródku na zewnątrz, tuż pode mną, nawet dwie połączone mostem wieże po mojej lewej. Ta bliżej mnie, po prawej, jest połączona z murem zamku. Piętro niżej, po prawej jest jeszcze jeden balkonik. Chociaż... to on bardziej zasługuje na nazwę „balkon", a to, na czym stałam jest balkonikiem. Tamten stanowił część sali muzycznej. Kiedyś na pewno ją odwiedzę i z radością opiszę każdy jej najmniejszy, ale jednak ważny element. Często do niej przychodzę, chociaż by popatrzeć sobie na instrumenty i przez balkon oraz duże okno. Podobają mi się też wysokie krzewy z kwiatkami tuż za fortepianem.

Wstałam, zamykając książkę, i podeszłam do balkonu. Wychyliłam się na chwilę. Na dworze było jasno, a chmury na niebie przypominały białą farbę delikatnie rozmytą pędzelkiem na płótnie, którym niebo zdecydowanie było.

Wzięłam głębszy oddech. Zmęczyłam się. Nie wiem czym. Siedzeniem? Myśleniem? Może życiem. Pomyślałam sobie, czy może nie napisać książki, która mogłaby spoczywać przy pozostałych. Ktoś inny mógłby położyć ją wtedy obok innych i przysięgać, że w końcu je przeczyta. Raczej nie jestem postacią, która intensywnie się chwali, ale jestem dumna z tego, że w ciągu tylko sześciu miesięcy przeczytałam ponad dziesięć grubszych książek i nawet napisałam krótki wiersz. On nie był ważny. Zgubiłam go. A może bym go spróbowała poszukać albo napisać po raz drugi, lepiej?

Zerknęłam na ścianę wieży po lewej. Jest to Bastion Słoneczny. Wieża postawiona niedaleko, naprzeciwko, która to jest połączona z bliźniakiem przyozdobionym mostem, zwie się Bastion Księżycowy. Obie wieże były niczym niezwykle różne od siebie rodzeństwo. Bastion Słoneczny byłby tym starszym, przyjaznym, podczas gdy wybudowany kilka lat później Bastion Księżycowy mógłby przypominać kogoś młodszego, lecz wyglądającego groźniej. Nazwa tej pierwszej pochodzi od tego, że znajduje się bliżej wschodu. Tam właśnie wychodzi co ranek słońce. Bastion Księżycowy pozostaje w półmroku dłużej. Obie struktury mają charakter obronny. Jedna z nich, ta mroczniejsza, skrywająca sekrety, połączona jest z murami. Podczas którejś z wojen została uszkodzona, a ściślej – jej dach częściowo się zawalił. Nie wiem, co spowodowało takie szkody, ale jeszcze jej nie odbudowano do końca. Ma swój charakter. Martwi mnie tylko to, czy kiedyś się nie zawali. Razem z nią, w zależności od tego, gdzie polecą jej części, upadnie albo spora część zamku, łącznie z salą do nauki, gdzie przebywałam, mury, albo i ogrody i mniejsze budynki dookoła. Żadna z tych wizji mnie się nie podoba.

„No dobrze", tak sobie pomyślałam. Nudziło mi się. Zrozumiałam to. Co mogłabym porobić...? Malować? Nie miałam pomysłów w głowie. A w tej dziedzinie są ważne. Pisać? Chciałam, ale zanim bym to zrobiła, musiałabym dokładnie wszystko przemyśleć, czego by mój mózg tego dnia nie zniósł. Poszłabym się położyć. Ale wiem, jakby to się skończyło. Zasnęłabym nieoczekiwanie, jak to zdarzyło się kiedyś na lekcji, a w nocy już byłoby mi z tym ciężej. I tak się koło zamyka. Zasnę w dzień, w nocy będę miała zbyt dużo energii, więc nie pójdę spać, a w dzień się zmęczę i zasnę. Leżenie odpada. Nawet zbyt intensywne siedzenie, jakkolwiek to brzmi, nie wchodzi w grę. To może coś przeciwnego? Spacer. O. i to jest bardzo słuszna koncepcja. Już wiedziałam nawet, gdzie będę chciała powędrować. Do lasu.


Vermilion - mój Fraci i JaWhere stories live. Discover now