꧁༒☬𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 27 - 𝕯𝖔 𝖇𝖔𝖏𝖚!☬༒꧂

123 15 9
                                    

POV. Rzeszy

- Jak zza dawnych czasów, prawda? - Zaśmiałem się stając obok ZSRR, podczas gdy ten przeładowywał broń.
- Można by powiedzieć. - Komuch wychylił się na moment zza maszyny aby oddać kilka strzałów, po czym wrócił z powrotem. - Chociaż wolałbym, gdybyśmy jednak to my wygrywali. - Dodał nieco smutno.

Prawda była taka, że połowa komunistów, których i tak było w porównaniu do nazistów mało, oglądała ten świat już z góry, a dodatkowo mieliśmy naprawdę ograniczony zasób broni. I pomyśleć, że podczas wojny w takiej sytuacji byli Polacy... Beznadzieja... Jednak było w nich to coś, co nie pozwalało im się poddać. No... Przynajmniej w tej rzeczywistości jaką znam... Nie wiem, i nie chcę wiedzieć, co zrobił Weimar, że zdołował tak Polaków. W każdym razie chciałem aktualnie iść w ślady rodaków Polena, myśleć jak oni, żyć nadzieją i walczyć do ostatniej kropli krwi, nawet jak szanse były nikłe. Musiałem... Bo tylko to mi zostało. 

Miałem oddać właśnie strzały gdy nagle poczułem uderzenie, a me oczy zostały wręcz oślepione na moment. Wybuch był na tyle mocny, że nas wszystkich odrzuciło na kilka metrów. Światło natomiast rozprzestrzeniło się natychmiastowo po całej sali przedostając się bezproblemowo przez jedną ze ścian, która nie wiadomo nawet kiedy przestała istnieć. Pierwsze co ujrzałem po ponownym otworzeniu oczu byli nieszczęśnicy leżący pod gruzami oraz opadający powoli kurz mieniący się w jaskrawym świetle. Ostrożnie podniosłem wzrok ku górze, aby sprawdzić co jest źródłem tego blasku i... Osłupiałem. 

[T/I]... Moja ukochana [T/I]. Unosiła się w górze trzepocząc płynnie biało-czarnymi skrzydłami otoczona złotą aurą mieniącą się na pomarańcz, która wręcz momentami przechodziła w biel przez swoją jasność. Wyglądała jak anioł, chociaż trudno było powiedzieć, czy przypominała bardziej istotę pełną miłosierdzia, czy raczej niosącą zniszczenie i śmierć. Dwie aureole wirowały wokół jej głowy, jakby tańczyły ze sobą dość niespokojnie - jedna kręciła się w prawą, druga w lewą stronę, jednak obie agresywnie. Jedynie włosy unosiły się spokojnie dodając [T/I] lekkości. Przybliżyłem się nieco aby lepiej ją widzieć. Była zła... Lub nie... Wkurwiona! Jej oczy płonęły wręcz białym ogniem wpatrując się bezlitośnie w coś... A raczej w kogoś. Dopiero teraz zauważyłem unoszącego się na przeciwko Weimara, który wręcz dusił się przez aurę magii owiniętą wokół jego szyi. Patrzył się przerażony na [T/I] jakby nie spodziewał się takiego zachowania z jej strony. Z resztą... Czy ktokolwiek się spodziewał?

- To wszystko twoja wina! To przez ciebie Polska nie żyje! - Wykrzyczała zaciskając nieco rękę, przez co jeszcze mocniej przydusiła Weimara, który dosłownie teraz walczył o życie. - Dopilnuję tego, abyś też zdechł. Rozumiesz?! Zdechniesz na oczach ich wszystkich jako zwykły chuj! Chciałeś pokazać swoją wyższość, a jedynie czego dowiodłeś to swoje zjebanie umysłowe! - Weimar patrząc na nią ze łzami w oczach skierował swoją drżącą rękę w jej stronę. Dokładnie wiedziałem co chciał zrobić...
- [T/I], uważaj! - Krzyknąłem biegnąc w ich stronę jednak było za późno. Weimar trafił wiązką magii prosto w brzuch dziewczyny, przez co ta zaczęła spadać podobnie jak on sam. Złapałem ją w ostatniej chwili i oboje upadliśmy na ziemię. - Na Boga... Nic ci nie jest? - Zapytałem przejęty podnosząc się szybko na kolana i natychmiast powierzchownie zacząłem ją oglądać.
- Piecze... - Wymamrotała łapiąc się za brzuch. Nic dziwnego. Jej ubranie w tym miejscu było przetarte, a skóra widocznie oparzona. Miałem już ją zabrać stąd gdy nagle usłyszałem krzyki za sobą, a dokładnie dwa dobrze znane mi głosy. Był to Weimar, który ewidentnie już biegł, aby nas dobić, jak i... Niemcy...?

POV. Niemiec

- Nie waż się jej kurwa znowu tknąć! - Krzyknąłem zaczynając napierdalać Weimara z każdej strony i z całej siły nie myśląc czy go tylko poobijam, czy może zatłukę na śmierć. Ten w pewnym momencie mnie jednak odepchnął. 
- Bić własnego ojca? Tak cię Rzesza wychował? - Zapytał wycierając krew sączącą się z rozciętej wargi.
- On mnie przynajmniej wychował, nie to co kurwa ty! Taki z ciebie zajebisty ojciec, że nawet nigdy bym nie pomyślał, że nim jesteś. - Mówiąc to rozluźniałem swoje dłonie. - Więc stul pysk! Jesteś dla mnie nikim, rozumiesz?! - Zaraz po tym usłyszałem z daleka potężny śpiew, który z minuty na minutę się przybliżał. W pewnym momencie zamienił on się w krzyk. To byli Polacy. Niektórzy biegli z przeróżnymi karabinami, a niektórzy prowadzili nazistowskie wozy, na których widniały polskie flagi. Uśmiechnąłem się w duchu po czym szybko wróciłem do Weimara, jednak jego już nie było. - Cholera... - Mruknąłem pod nosem i wzbiłem się w powietrze, aby namierzyć go z góry.

×W innym świecie×Rzesza x Reader×Where stories live. Discover now