꧁༒☬𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 2 - 𝖂𝖆𝖗𝖘𝖟𝖆𝖜𝖆☬༒꧂

578 31 16
                                    

POV. [T/I]

Był piękny jednak dość chłodny listopadowy poranek. Słońce zaglądało przez drzewa niedalekiego lasu, a wiatr co chwila przynosił różnorodne liście na nasze podwórko zaczynając od żółtych, a kończąc na brązowych, tych małych i tych dużych. Stałam w sweterku opatulona dodatkowo kocykiem na balkonie i przyglądałam się urokowi jesieni, który nie zawsze dało się dostrzec. Już od jutra prognoza pogody zapowiadała deszcz i silny wiatr, a kolejne dni miały być jeszcze gorsze.

- Przeziębisz się. - Na te słowa natychmiast spojrzałam za siebie. Był to oczywiście Polska, który przyniósł mi kanapki i herbatkę.
- Co jak co, ale sam musisz przyznać, że dzisiejszy dzień jest piękny! - Mówiąc to weszłam do środka i zamknęłam drzwi balkonowe.
- Cóż... To prawda, jednak twoje zdrowie jest ważniejsze!
- Za bardzo się przejmujesz. - Cicho zachichotałam i usiadłam na łóżko obok Polski.
- To chyba nic nowego. - Również się zaśmiał. - Słyszałem, że w tym tygodniu macie próbną maturę. - Dodał na co ciężko westchnęłam.
- Mieliśmy mieć, ale podobno UE się rozchorował, ale żeby tak kolorowo nie było, to przesunęli nam niestety na następny tydzień. - Odparłam, a Pol poklepał mnie po ramieniu.
- Przejmujesz się? - Zapytał jednak nic nie musiałam mówić, ponieważ odpowiedź było można łatwo dostrzec w moich oczach. - Ej... Nie masz czym!
- Nie mam czym? Pol! Może i jestem krajem, ale przypomnę ci, że stałam się nim dzięki wam, bo w końcu pochodzę z innego świata! Już płód randomowego państwa wie lepiej niż ja... - Westchnęłam, a Polska zaczął się śmiać.
- Uwierz mi, że na bank wiesz więcej. - Rzekł po czym wziął wdech i objął mnie swoim skrzydłem. - Słuchaj... Jesteś bardzo mądrą dziewczyną, a o wszystkim dowiadujesz się z praktycznego punktu widzenia, co jest lepszym sposobem nauki! Dam sobie rękę uciąć, że napiszesz to dobrze! Po za tym to tylko próbna matura - nie ma się czego bać. Zobaczysz jak sobie poradzisz, obgadamy to i pomożemy w ewentualnych problemach. - Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam. Ludzie traktują Polskę różnie, ale ja byłam pewna jednego - miano najlepszego ojca przypada właśnie jemu.
- Skoro tak mówisz to pewnie tak będzie. - Powiedziałam.
-  Oczywiście! I tego się trzymaj! - Po tych słowach Pol wstał i poprawił swoją bluzkę. - Zjedz śniadanie na spokojnie i ubierz się ciepło. Ja z Niemcami i Węgrami mamy spotkanie z NATO więc pewnie wrócimy jakoś pod wieczór.
- W takim układzie zostaję sama z ZSRR i Rzeszą, prawda? - Pol popatrzył na mnie w ciszy przez chwilę.
- No może im nie odwali. Jak coś to zadzwonisz. - Rzekł, a ja się zaśmiałam. - No chyba, że wolisz abym został.
- Nie, nie... Idź! Przecież nie pierwszy raz jestem na nich skazana. -Polska przez chwilę nie wiedział co ma robić jakby dopadła go znowu ta "choroba" zwana "opiekuńczością". Aj... Mogłam mu nic nie mówić. Wcześniej nie zwracał uwagi na to, czy zostaję z nimi czy nie, ale być może moje słowa zaświeciły u niego niepotrzebnie czerwoną lampkę. Koniec końców wyszedł z pokoju, a ja zajęłam się śniadaniem.

~Time skip~

- Coś się dzieje? - Zapytałam układając białe róże od Kongresówki w ładny bukiecik do flakonika na stół. ZSRR stał niedaleko przed kanapą, na której leżała jeszcze niedawno sterta czystych ubrań gotowych do złożenia.
- Nie, czemu? - Odparł z grobową miną nawet na mnie nie spoglądając.
- ZSRR... Nie jestem ślepa. Coś jest nie tak z Rzeszą, prawda? - Komuch przez chwilę milczał po czym odłożył ostatnią bluzkę i w końcu na mnie zerknął.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku! Nie rozumiem czemu myślisz inaczej. - Oznajmił podchodząc do mnie.
- Bo to widać? Za każdym razem jak jesteście razem to coś między sobą szepczecie! - Powiedziałam szczerze myśląc, że w taki sposób nakłonię ZSRR do powiedzenia prawdy.
- Non sens. Przyznaję - może to tak wyglądać, bo szykujemy niespodziankę dla Polszy. W końcu niedługo ma urodziny!
- Komuch... Ty i niespodzianka dla Polski? Jeszcze z Rzeszą? Przecież jedynie co mu możecie zorganizować oboje to kolejne rozbiory! - ZSRR przekręcił tylko oczami.
- Słuchaj, co było to było i już niestety tego nie zmienię, nie ważne jak bardzo bym chciał. Myślę, że Rzesza też! Po za tym to i tak w dużej mierze zależało od naszych przywódców. W każdym razie nie masz się czym przejmować. - Stary rusek pogłaskał mnie po ramieniu, uśmiechnął się, po czym powędrował w stronę wyjścia. - Idę do sklepu, chcesz coś? - Zapytał po drodze.
- Eh... Nie. Weź tylko kartkę Polski z zakupami z kuchni. - Powiedziałam. ZSRR kiwnął tylko głową i wyszedł, a chwilę później było można usłyszeć dźwięk zamykających się drzwi frontowych. Popatrzyłam na wyjście z salonu po czym szybko włożyłam kwiaty do flakonu i udałam się na samą górę.

×W innym świecie×Rzesza x Reader×Där berättelser lever. Upptäck nu