Rozdział 9 cz. 1.

97 3 6
                                    

PS. Piosenka tego rozdziału to AETHYRIEN - THE DISIR (DANCE VERSION) 

Miesiąc później

Nowak wyszedł ze szpitala. Znów mieszkał u matki. Tylko po sprawie z kamieniem nerkowym uparł się, że będzie mieszkał sam. No powiedzmy. Wtedy był przy nim Artur, więc Olga szybko spasowała. Po zdarzeniu z nożownikiem jednak już postawiła na swoim i tylko czasem pozwalała mu nocować w jego własnym mieszkaniu. Chciała być przy nim. Nie chciała, by został sam i zasłabł.

Powoli miał wrażenie, że tylko zmienił lokal i dalej czuł się jak w szpitalu... Co godzinę przychodził jego „nowy tata" sprawdzić mu parametry, ciśnienie i saturację. Wszystko skrupulatnie zapisywał. Glukozę mu podarował, przynajmniej na razie...Jeszcze pamiętał te oświadczyny, które nastąpiły tydzień po operacji. Czuł się tym trochę zażenowany, bo wiedział, że matka sama wie, co ma robić. Niemniej jednak nie było problemu aby wyrazić zgodę. To chyba podniosło go trochę duchu. WTEDY. Teraz zaczęło to być przerażające. Teraz po prostu rozglądał się po pokoju, co może w nim zmienić. W końcu na razie i tak nie czuł się na siłach na powrót do siebie. No i nie chciał być sam...

- Kochanie, niedługo przyjdzie pani doktor – powiedziała mama, która weszła do jego pokoju – Mówiła, że robisz postępy.

- No tak. – powiedział chłopak – Robię. Tylko jakoś... - uciekł wzrokiem

- Czujesz się samotny? Spokojnie, zrobię grilla – oczy Gabriela zrobiły się jak kota u Shreka, ale szybko ta iskierka zgasła, gdy usłyszał - Nawet na to nie licz. Masz się zdrowo odżywiać. Zrobię niedługo grilla i będziemy świętować Twój powrót do zdrowia. Już przecież możesz chodzić, powinieneś się jak najwięcej ruszać.

- Chciałbym zjeść coś konkretnego żeby nabrać sił – powiedział, próbował pertraktować zmianę diety – Mamo... - Olga była jednak nieprzejednana.

- O i jest mój pacjent – do pokoju weszła terapeutka Nowaka, którą teraz dzielił z Alkiem.

- To ja pójdę do kuchni, obiad muszę zrobić – powiedziała Olga czując się przy tym niezręcznie.

Odbyła się kolejna sesja terapeutyczna.

Olga tymczasem zaczęła wspominać wydarzenie sprzed dwóch tygodni:

Szła odwiedzić syna, gdy nagle zobaczyła dziwną scenę. Gabriel syn znowu spał, a za rękę trzymał go...Rafał. Coś do niego mówił. Chłopak spał spokojnie. Najwyraźniej znów dostawał leki nasenne. „Chyba w końcu znalazł sposób na dotarcie do syna" – pomyślała. Weszła do Sali i patrzyła. Rafał momentalnie się spiął widząc dawną ukochaną. Spojrzał spłoszony na nią.

- Muszę już iść – powiedział – Mam parę rzeczy w biurze do ogarnięcia. – Nie chciał się przyznać, ale zaczynało mu zależeć na chłopaku.

- Dziękuję – powiedziała – Zrobiłeś więcej dla niego w ciągu tej jednej chwili niż przez ostatnie lata.

- Niech dochodzi do zdrowia. Do widzenia.

Olga spojrzała z namysłem na Rafała. To był trudny człowiek i czasem się zastanawiała, co w nim widziała. Niemniej jednak dał jej coś najcenniejszego. A raczej kogoś. Uśmiechnęła się do syna i podeszła do niego. Ucałowała go w czoło, jak dawniej, gdy spadł z roweru i się potłukł. Nie płakał i chciał być dzielny. Nawet mimo tego, że musiał mieć potem szycie na nodze. W końcu jakiś idiota rozrzucił szkło i opona strzeliła. Jak ona się wtedy przeraziła, bo nie było Alberta. Bezpośrednio przy niej, bo potem się okazało, że siedział w pogotowiu i to on zszywał kolano chłopca. Kobieta spojrzała znowu na syna i powiedziała:

- Synek, wstawaj, do szkoły – uśmiechnęła się trochę mimo woli

Nowak zamrugał lekko oczami i spojrzał na matkę:

- Ja się nigdzie nie wybieram. – odparł stanowczo. W tym stwierdzeniu było też drugie dno.

- Oczywiście, że tak. Szkoła czeka – droczyła się z synem Olga.

- Nadal się czuję słaby – westchnął. Wiedział, że przed matką nie musi udawać, bo ona i tak go rozgryzie

– Powoli dojdziesz do ładu – powiedziała Olga – Albert też ci pomoże. Jak wtedy gdy byłeś mały.

- Co? – Gabriel spojrzał na matkę zdziwiony

- No przecież wiesz, że znamy się od dawna. – powiedziała wymijającym tonem.

- Tak, myślałem, że jestem jego synem – odpowiedział Nowak matce trochę zażenowany.

- No przez chwilę zajmował się tobą lepiej niż twój...ojciec. – sięgnęła wspomnieniami do tamtego mroźnego popołudnia, gdy dowiedziała się o wypadku - Żałuję, że ukrywałam całą prawdę przed tobą. To są bolesne wspomnienia – powiedziała

- A co robił pułkownik Bieliński konkretnie? – Nowak lekko uniósł się na łokciach. Cieszył się, że powoli może wykonywać jakieś ruchy i w ogóle się ruszać. Od samego leżenia na wznak łapały go mdłości.

- No cóż, począwszy od wyłowienia Cię z Wisły, gdy miałeś dwa lata i udzielenia ci pierwszej pomocy – chłopak był trochę skonfundowany. W końcu sądził, że śmierć zaczęła go ścigać dopiero od rozpoczęcia pracy w pogotowiu – A potem zajmował się mną i tobą jak wyszliśmy ze szpitala.

- Kąpał mnie? – zapytał sceptycznie. Czuł się trochę z tym dziwnie. Nawet bardzo.

- Tak, ale co w tym dziwnego? Gabryś – zmierzwiła czuprynę syna

- No wiesz... Jakoś mi wtedy nie mówił o tym, gdy się nim zajmowałem po tych by-passach. – Olga zaczęła się śmiać serdecznie – Z czego się śmiejesz mamo?

- Tak, Albert mi opowiadał o waszych przygodach. – powiedziała z uśmiechem – Zapowiedział „zemstę" w swoim stylu.

- To ja chyba wrócę do swojego mieszkania – powiedział speszony Gabriel. Pomysł mieszkania z pułkownikiem trochę go przerażał.

- Nie ma mowy. Ktoś musi cię mieć na oku – powiedziała TYM tonem matka. Nawet on nie był takim samobójcą, by się jej przeciwstawić. Stosowała to w bardzo rzadkich przypadkach. Właśnie takich jak ten.

- Poddaję się. Ale masz jakieś zdjęcia może? – zapytał.

- Tak, mam jedno – pokazała mu w swoim kalendarzu. To konkretne – Mały Indianin na koniku.

W oczach chłopaka pojawiły się łzy. Olga zamknęła syna w uścisku i pozwała mu wypłakać wszystko. Historię ostatnich miesięcy.

Bo to nie jest tak, że dorosłe dziecko nie cierpi. Czy małe, czy duże – potrzebuje czasem wsparcia i wyjaśnienia, że wszystko się ułoży. Przytulenia. W końcu człowiek potrzebuje tych uścisków. Niektórzy, że 100 dziennie. Sądzę, że to niemożliwe, bo większość stwierdziła by, że nie żyje. Wystarczy czasem jeden, a porządny. I długotrwały w skutkach.

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąWhere stories live. Discover now