ROZDZIAŁ 2

514 20 11
                                    

Obudziły mnie promienie słońca, które jak na złość paliły mnie prosto w twarz. Kiedy przeniosłam się do pozycji siedzącej, by zasłonić zasłony, poczułam ogromny ból głowy. A gdyby jeszcze tego było mało, moje gardło zamieniło się w pieprzoną Saharę. Zajebiście – kac morderca, nie ma serca. Odruchowo sięgnęłam na ziemię po butelkę wody, jednak moją uwagę przykuło, coś innego. Na stoliku nocnym leżała szklanka z upragnionym napojem, dwie tabletki i karteczka, którą pośpiesznie przeczytałam.

Nie musisz dziękować – H.

Sięgnęłam po wodę i pigułki, a następnie szybko je przełknęłam. Hunter był moim wybawcą. Może z wierzchu był górą lodową, dla której milczenie było złotem, ale jego wnętrze było przesłodkie.

Ponownie rzuciłam się na łóżko i sięgnęłam po telefon. Na czacie grupowym było zero powiadomień, byłam pewna, że każdy dalej odsypiał imprezę. Włączyłam zatem notatnik i zabrałam się za planowanie dnia.

Parę minut później wyszłam ze swojego pokoju, a po jego opuszczeniu doznałam ogromnego szoku. Wszędzie było czysto, zupełnie tak, jak przed wczorajszym spotkaniem. Od razu udałam się do kuchni. Lubiłam jej wystrój. Tak jak całe mieszkanie, była zachowana w stylu nowoczesnym z małymi elementami klasyki. Była cała biała, a blaty zostały wykonane z marmuru. Kiedy chciałam sięgnąć po czajnik, by nastawić wodę na kawę, zauważyłam kolejną karteczkę.

Po raz drugi, nie musisz dziękować – H.

Słodki szatanie, uwielbiałam tego człowieka! Wlałam trochę wody do czajnika, a następnie ją nastawiłam. Po raz kolejny sięgnęłam po telefon i otworzyłam konwersacje z Hunterem.

Saria: Dziękuję ci za to wszystko, nie musiałeś.

Z szafki wyjęłam filiżankę i wsypałam do niej trochę kawy. Następnie zalałam ją ugotowaną już wodą i dolałam trochę mleka. Po wypiciu kilku łyków stwierdziłam, że teraz mogę zacząć dzień.

Potrzebowałam się odświeżyć, dlatego udałam się od razu do przestronnej łazienki. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze mocno się skrzywiłam. Moje ciemno brązowe włosy były mocno potargane na każdą możliwą stronę. Makijaż, a raczej to co z niego zostało, był cały rozmazany. Szczególnie wokół oczu. Wyglądałam, jak panda.

Po całkowitym zmyciu „makijażu" poczułam się trochę czyściej, jednak i tak potrzebowałam prysznica. Ściągnęłam sukienkę przez głowę, a mój wzrok od razu skierował się na brzuch i tą okropną bliznę. Nienawidziłam tego uczucia. Nienawidziłam wspomnień. Szczególnie tych. Delikatnie dotknęłam blizny rozciągającej się po prawie całym podbrzuszu. Dokładnie tak, jakbym dalej czuła ten ból. Nie chciałam go. Nie chciałam też wspomnień. Nie chciałam współczujących wyrazów twarzy, gdy ktoś na to patrzył, wtedy czułam się najgorzej. Jak zwierzę w zoo.

- Proszę! Nie chce... ja naprawdę będę jadła mniej! – głośno płakałam, jednak nikt mnie nie słuchał. Tak, jak zawsze. Moja waga była prawidłowa, a odkąd jadłam dwa posiłki dziennie, miałam nawet lekką niedowagę.

- Saria, to dla twojego dobra. Chcę żebyś w przyszłości nie musiała się martwić o to, jak wyglądasz. Jeśli weźmiesz się za siebie teraz, później będzie ci łatwiej. Zobacz jak ty wyglądasz, jeszcze ostatnio doszło ci parę kilo.

Wyjęła malutki nóż ze swojego paska i skierowała go w moją stronę. Wierzgałam na krześle, jednak nic to nie dawało, a to wszystko przez liny, którymi byłam związana. Miałam tylko piętnaście lat. Byłam nastolatką.

Wytarłam pojedynczą łzę, która uciekła mi spod powiek. Koniec tego Saria. Koniec ze wspomnieniami. Koniec z twoją przeszłością. Ale jak mam to skończyć, skoro nawiedza mnie to nawet podczas snu?

Time of darknessTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang