11. Dwie połówki

8 1 1
                                    

Nicholas

Dochodziła godzina siedemnasta kiedy weszliśmy do Aurora's Voice. Była to średniej wielkości knajpka na promenadzie, do której uwielbialiśmy przychodzić. Jej klimatyczny wystrój, utrzymany w brązach, czerni i bieli, idealnie wpasował się w nasz styl i poczuliśmy się tutaj jak u siebie. Na ceglanych ścianach wisiały czarno-białe fotografie pól, łąk i różnego rodzaju żniw, a nad nimi wisiały świecące ciepłym blaskiem żarówki. Po lewej stronie od wejścia znajdował się długi na całą ścianę bar, a po prawej stało kilkanaście stolików z krzesłami zrobionymi z palet. Wszystko tutaj było jednocześnie swojskie i bardzo przytulne, przez co z chęcią się tutaj wracało. No i dlatego, że wybór piw był tutaj największy w okolicy.

Podeszliśmy do stojącego przy oknie stolika i usiedliśmy nawet nie biorąc kart do rąk. Całe menu znaliśmy na pamięć, można powiedzieć, że byliśmy stałymi klientami.

Zdjąłem kurtkę i położyłem ją na parapecie po swojej lewej, aby zrobić miejsce Billy, która bez zawahania wepchała się na miejsce obok mnie. Wiedziałem, że robi to specjalnie, żeby Marlee usiadła obok Landona. Wszyscy widzieliśmy jak ich do siebie ciągnie, ale są okropnie mozolni. Przynajmniej Billy próbuje im subtelnie pomóc. Choć nie zawsze jest to takie dyskretne.

Landon bez większego przejęcia usiadł na przeciwko mnie, chyba nie zdając sobie sprawy z sytuacji, która dzieje się dosłownie obok niego. Jedynie Marlee widocznie się poddenerwowała i jak najwolniej ściągała z siebie swój płaszcz, aby opóźnić moment, w którym znajdzie się bardzo blisko z chłopakiem. Razem z Billy parsknęliśmy niezauważalnie pod nosami, tak aby jeszcze bardziej jej nie stresować.

-Czemu w zimę tak szybko robi się ciemno - odezwał się Landon, wpatrując się w okno, przez co Marlee niezauważalnie wślizgnęła się obok niego.

Powędrowałem za wzrokiem bruneta i jedyne co mogłem zobaczyć to świecące lampy i pojedynczych ludzi przechodzących chodnikiem. Klimat był niezwykle depresyjny przez wczesną porę i to, że gdyby nie uliczne lampy nie byłoby nic widać. Brakowało tylko, aby zaczął sypać śnieg.

-Muszę cię zmartwić, ale to dopiero początek. - Odwróciliśmy wzrok w tym samym momencie i spojrzeliśmy na siebie.

Landon wygiął usta w wąską linie i popatrzył na mnie zawiedziony tym, że na głos powiedziałem coś czego nie chciał słyszeć chociaż doskonale to wiedział.

-Świetnie - burknął opierając się o stolik i jedną dłonią zaczął bawić się drewnianą solniczką. - Jedyne co teraz poprawi mi humor to piwo korzenne, a najlepiej to pięć naraz.

Jak na zawołanie do naszego stolika podeszła młodo wyglądająca kobieta ubrana w jasne dzwony zasłaniające jej kowbojki i koszulę w czerwoną kratę, przewiązaną w pasie. Jej wygląd mógł zmylić kogoś kto jej nie zna bo wygląda jak niejedna dziewczyna w moim wieku, ale tak naprawdę była dojrzałą trzydziestodwuletnią mężatką z trójką dzieci, mieszkającą na obrzeżach miasta na niewielkiej farmie z kurami, świniami, krowami i dwoma psami.

Aurora jest właścicielką Aurora's Voice odkąd pamiętam. Prowadzi go razem ze swoim mężem, Robertem, wysokim na ponad sześć stóp groźnie wyglądającym mężczyzną, którego poznała w deszczowy dzień, dokładnie dziesięć lat temu, gdy uciekała z przed ołtarza. Tak, nikt nie spodziewał się, że uciekając z ramion jednego mężczyzny trafi prosto w ramiona drugiego.

Robert zabrał Aurorę swoim motocyklem na farmę, w której dziewczyna zakochała się bez chwili zastanowienia. Powiedziała mu, że nie ma zamiaru się stąd ruszać, a on nie protestował. Wzięli ślub miesiąc później, w oborze śmierdzącej gnojem, w towarzystwie zwierząt i rodziny Roberta. I może wydawać się to strasznie szybką i filmową historią, ale najważniejsze że działa i sprawia, że z każdym dniem ludzie w niej występujący są szczęśliwsi. Wytrzymali ze sobą dziesięć lat, a za każdym razem jak widzę ich patrzących na siebie mam wrażenie, że zakochują się na nowo.

Cichy krzyk kłamstwTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang