3.

1.1K 225 31
                                    

III
Ezra

Wychodzę na werandę i biorę głęboki oddech. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, bo dobrze wiem, że najbliższy tydzień będzie obfitował w dobrą zabawę.

– Nie bądź taki pewny siebie, chłopcze – słyszę nagle i dopiero wtedy przypominam sobie o obecności babci Willy.

Zerkam na nią, a ona klepie bujaną ławkę obok siebie, co każe mi przypuszczać, że czeka mnie pogadanka. Nie widzę przeszkód – już zdążyłem się zorientować, że muszę mieć babcię po swojej stronie, żeby zdobyć River.

Bo tak, mam zamiar zdobyć tę kowbojkę, bez względu na cenę.

– Pewność siebie to ostatnie, co mnie cechuje – mówię do niej, siadając obok jej fotela, i wprawiam w powolny ruch ławkę.

Willy jedynie unosi brew i prycha pod nosem.

– Zanim wróci Riv... – zaczyna po krótkiej chwili. – Mam swoje lata, synku. Pewnie już nie zostało mi dużo czasu, a i naoglądałam się wystarczająco, by móc przejść na tamtą drugą stronę, odszukać Randolpha i skopać mu tyłek za to, że zostawił mnie samą. – Śmieję się cicho, domyślając się, że wspomniany facet to z pewnością jej mąż. – A to sprawia, że nie mam nic do stracenia. – Zmienia nagle ton na ostrzejszy, więc milknę w sekundę. – I naprawdę dobrze strzelam, chłopcze, więc jeśli nie chcesz szukać swoich jaj w polu kukurydzy, to traktuj moją wnusię z szacunkiem.

Przełykam gulę w gardle, kompletnie nie wiedząc, jak zareagować na takie słowa.

– Oczywiście, proszę pani – mówię jedynie i dobrze wiem, jak to brzmi. Willy też, bo uśmiecha się szeroko i klepie mnie po kolanie.

W tej samej chwili drzwi do domu się otwierają, w progu pojawia się River, a ja czuję, że momentalnie brakuje mi tchu.

Jest tak piękna, kiedy się wścieka.

– Nie będziesz tutaj nocować – warczy na mnie.

– Owszem, będę.

Wilma przeskakuje spojrzeniem między nami i coś mi się wydaje, że bawi się świetnie.

– Nie wpuszczę cię do swojego domu!

– Technicznie rzecz biorąc, już to zrobiłaś.

– Ty...

Z pewnością chce mnie obrazić. Urocza.

– Słuchaj – przerywam jej. – Nie będę wstawał godzinę wcześniej, żeby dostać się tutaj z miasteczka, tylko dlatego że masz jakąś fobię społeczną, Colorado.

Willy krztusi się własną śliną ze śmiechu, a River mruży wściekle oczy. Zanim zdąży mnie odesłać do diabła, odzywa się jej babcia:

– Przecież może spać nad stodołą, Riv.

– Właśnie! Mogę spać nad stodołą.

Znaczy, chwila. CO?

Nie jestem jednak w stanie wycofać się z tej niedorzeczności, bo River uśmiecha się podle i momentalnie zgadza na tę propozycję, kiwając powoli głową.

– Jasne. Pewnie, że może. Jak tylko tam posprząta.

Wstaję, a Colorado od razu unosi wyżej podbródek, chociaż stoję kilka kroków dalej. Znam ją krótko, ale wiem, że taka właśnie jest jej natura – będzie się sprzeczać, stawiać i pyskować tylko dlatego, że może. Po prostu.

I chyba myśli, że wizja sprzątania jakiegoś strychu w stodole napawa mnie przerażeniem.

– Dla ciebie wszystko, słoneczko – mówię więc wesoło, na co ona zaciska zęby. – Mam się za to zabrać teraz?

Kiedy zajdzie słońceTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang