3. Nieloty

4 0 0
                                    

Biurko Nowickiego było chłodne i mokre od potu. Rozpadałam się w jego silnych ramionach, gdy raz za razem nabijał mnie na siebie, ustami atakując moją szyję i kark. Jego ciepły oddech czułam na całym ciele. Nie był delikatny, używał zębów i mocno zasysał skórę ustami, żeby potem ją szybko puścić. Miałam już pewnie całą siną szyję, a on nie wydawał się, jakby chciał przestać. Wyginałam się bardziej z każdą chwilą chcąc, by zajął się moimi piersiami. Mężczyzna zrozumiał, co mam na myśli i po chwili lizał delikatnie mojego sutka, drugiego lekko ciągnąc ręką. Byłam miękka, napierałam na niego biodrami, chcąc dostać więcej, bardziej i mocniej. Po chwili wpił się w moje opuchnięte od zagryzania wargi usta. Przy moim wzgórku czułam bolesne pulsowanie, a on trzymał mnie mocniej, jakbym zaraz miała rozpaść się w pył.
- No co, malutka? - Oderwał się od moich ust i popatrzył głęboko w oczy. - Chciałabyś dojść?
Wymruczałam coś niezrozumiałego i potwierdziłam ruchem głowy. Nowicki ruszał się coraz szybciej, cały czas patrząc mi w oczy. Był zdeterminowany i twardy. Wyobrażałam sobie, że z podobną determinacją patrzy na sali sądowej, gdy dowodzi czyjejś niewinności. Teraz dowodził temu, że tą niewinność właśnie mi zabierał.
- Nie dosłyszałem... - Wbił się mocniej, odbierając mi jakąkolwiek zdolność komunikowania się. Wyjęczałam coś pokroju błagania, a on znalazł dłonią moją łechtaczkę. Naciskał na nią palcami, narzucając mi zabójcze tempo. Rozmasowywał mnie kciukiem, nabijając na siebie i łapczywie pożerając moją twarz. Patrzył na mnie z uwielbieniem w oczach, które nagle złagodniały. Był spragniony i właśnie miał dostać to, co go nasyci. Przybliżył usta do mojego ucha i wyszeptał długo oczekiwane przeze mnie słowa. - No, dojdź, kochanie. Skończ dla mnie.
Na te słowa odrzuciłam mocno głowę do tyłu i skupiłam się na odczuwaniu jak najwięcej. Krzyczałam jego imię, zaciskając paznokcie na jego umięśnionych przedramionach. Głośno piszczałam, czując w sobie, że on też doszedł, łapiąc mnie mocno za szyję. Ciepłe nasienie ze mnie wypływało. Odnalazł moje usta i zanurzył w nich swój język. Próbowałam oddać pocałunek, ale ledwo oddychałam i nieustannie dyszałam. Widząc to, brunet odsunął swoją twarz od mojej i popatrzył na mnie.
- Dobra dziewczynka. - Wymruczał, dając mi lekkiego buziaka w czoło. Jego wzrok był łagodny, pełen ludzkich odruchów i ciepły. Głaskał mnie delikatnie po policzku, jakby była to najbardziej krucha i drogocenna rzecz na świecie. - Świetnie się spisałaś.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, nie potrwało to jednak długo, bo denerwujący dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Obudziłam się cała spocona, zdyszana i mokra. Sprawdziłam szybko godzinę i usiadłam na mokrym łóżku.
- Kurwa mać. - Zaklęłam pod nosem i przeciągnęłam się, by potem wstać i skierować się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po czym pomalowałam się i spięłam włosy w luźny kok. Wrzuciłam do materiałowej torby książki, długopis i tablet. Wciągnęłam na siebie czarne, duże spodnie i widząc przyjemną pogodę za oknem, zarzuciłam na siebie bluzę z logiem jakiejś skandynawskiej firmy. Ubrałam conversy i wyszłam z domu, próbując wygrzebać z torby paczkę marlboro. Po udanej akcji, triumfalnie włożyłam papierosa do ust i odpaliłam. Włączyłam jakiś punkrock na słuchawkach i przyspieszyłam kroku, by nie spóźnić się na zajęcia. Dzisiaj miałam ich całkiem sporo. Od 10 do 20, jedynie z 15 minutowymi przerwami. Westchnęłam cicho, wchodząc do budynku, gasząc kiepa w koszu przed wejściem.
Godziny mijały żmudnie, jedyną przyjemnością tego dnia był szybki papierosek z moją przyjaciółką studiującą na tym samym wydziale, tyle że na innym kierunku. Prawo medyczne. Jej ojciec był cenionym neurochirurgiem, a matka radiologiem. Byli przykładną, kochającą się rodzinką. Trochę jej tego zazdrościłam, z rodzicami wychodziłam dobrze jedynie na zdjęciach, mimo że mój kontakt z ojcem zawsze był lepszy. Od odejścia matki starał się mnie wspierać oraz dbać tak dobrze, jak tylko umiał. Matka... Była. Była i to już był spory problem dla nas wszystkich. Szczególnie mając świadomość, że kiedyś będę musiała odpisać na jej wiadomość albo odebrać od niej telefon. Została sprawa rozwodowa, która zapowiadała się na długą i męczącą. Nie chciałam przy niej być, ale chyba nikt nie chciał. Znając ją, będzie walczyła o ogromne alimenty od mojego ojca i pewnie ode mnie, gdy już skończę studia. W żadnym stopniu nie byłam na to gotowa, czułam się jak zagubione dziecko. Niechciana i opuszczona.
Od nudnego siedzenia na zajęciach bolała mnie głowa. Byłam głodna i jedyne czego chciałam, to zjeść i iść jak najszybciej spać. Ratował mnie fakt, że dzisiaj był już piątek, więc miałam nadzieję, że trochę odpocznę. Ojca nie było w domu, czyli mam zapewnioną ciszę i spokój. W mojej głowie cały czas przebijał się niski głos Maksantego. DOBRA DZIEWCZYNKA. Miałam ochotę go zabić. Za przeszkadzanie mi w skupianiu się na zajęciach. To nie jego wina, tylko mojej podświadomości, ale cóż. Mogł mnie nie poznawać. Mógł wpłynąć na decyzję rodziców, mógł nie iść na prawo, mógł...
Ze zmęczenia nie wiedziałam już nawet, jak się nazywam, więc duże pokłady euforii wywołał u mnie głos wykładowcy zwiastujący koniec zajęć. Prędko spakowałam się i wyszłam z sali. Szybkim, pewnym krokiem przemierzałam budynek prosto w stronę drzwi frontowych. Otwarcie ich spowodowało u mnie małą trudność, ale po chwili już oddychałam świeżym, chłodnym, wieczornym powietrzem. Zatrzymałam się na chwilę obok budynku, by odpalić papierosa i pomyśleć, gdzie mogłabym pójść zjeść. Przeglądając na telefonie knajpy w okolicy zauważyłam przez to mężczyzny, który podszedł blisko mnie i patrzył się na mnie swoimi niebieskimi oczami. Chłodnymi, intensywnie niebieskimi oczami.
- Nowicki. - Mruknęłam pod nosem.
- Witkowska. - Powiedział do mnie, unosząc lekko kąciki ust w górę. Podszedł do mnie bliżej, lekko spuszczając swój wzrok. - Słuchaj, naprawdę mi bardzo głupio, że wyniknęła wczoraj taka sytuacja między nami. Nie powinna mieć miejsca i przepraszam cię, Oluś. To już się nie wydarzy. - Lekko zamurowało mnie słysząc, jak lekkim głosem zdrabnia moje imię. Popatrzył na mnie badawczo, na co ja jedynie lekko skinęłam głową. - W ramach przeprosin - kontynuował. - Chciałbym cię zabrać na jakieś jedzonko lub winko, co ty na to? - Uśmiechnął się zachęcająco i położył swoją dużą dłoń na moim ramieniu. Lekko się wzdrygnęłam na ten gest, przypominając sobie, że moja matka zawsze tak robiła, gdy chciała mnie do czegoś nakłonić. I wiedziałam, że się temu z łatwością poddam.
Zamrugałam i popatrzyłam na jego twarz. Miał na sobie czarną czapkę z daszkiem i czarną, dużą bluzę. Pachniał papierosami i jakimiś cytrusowymi perfumami.
- No... - Zaczęłam. - Nie jestem zbytnio głodna.
Jego uśmiech lekko zrzedł. W tym momencie jednak mój brzuch postanowił wydać dźwięk sygnalizujący, że kłamię. Maks lekko się uśmiechnął.
- Kłamczuszek. - Rzucił i trzymając mnie za ramię podprowadził mnie do swojego samochodu. Czarny Bentley, taki, jakiego widziałam na jego insta. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, po czym wygodnie rozsiadłam się na fotelu. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać posty na facebooku. Chwilę później mężczyzna do mnie dołączył. Odpalił samochód kluczem w stacyjce i wyjechał z parkingu.
- No - zaczął nieśmiało. - Czekałem na ciebie dobre 3 godziny. - Zaśmiał się. - Następnym razem bądź grzeczna i powiedz mi, kiedy kończysz. - Popatrzył na mnie, na co lekko spuściłam wzrok, przypominając sobie o dzisiejszym śnie. Mimowolnie ścisnęłam swoje uda i spojrzałam na niego. Zdekoncentrowany spojrzał na jezdnie i obijał palcami o kierownicę. Długimi palcami. Przeszedł mnie lekki dreszcz i poczułam się trochę niezręcznie.
- Tooo - zaczęłam, chcąc przełamać ciszę, która obijała mi się o neurony. - Gdzie mnie zabierasz?
Popatrzył na mnie i mruknął pod nosem coś pokroju "niespodzianka". Zauważyłam jego lodowaty wzrok. Mrugnął do mnie i wrócił do patrzenia na drogę. Mimowolnie się zaczerwieniłam.
- Dlaczego wczoraj byłeś zdenerwowany? - Znowu rzuciłam, zmuszając poniekąd do rozmowy. Westchnął cicho i zacisnął ręce na kierownicy.
- Miałem stresujący dzień. - Odparł krótko.
Wyostrzyłam lekko wzrok.
- To ma być pretekst do takiego zachowania? Każdą laskę która na ciebie wpadnie nazywasz, jak to było? Głupią dupą? - Fuknęłam. - Trochę niekulturalnie, panie Nowicki. Gdyby tylko mecenas Witkowski się dowiedział...
Ponownie westchnął, wbijając swój wzrok w jezdnię. Spiął mięśnie i wyprostował plecy.
- Nie, młoda panno. - Rzucił, przejeżdżając po mnie swoim zimnym wzrokiem. - Ale myśl sobie co chcesz. Mecenas Witkowski wie, sam zaproponował, żebym w ten sposób cię udobruchał. - Wyszczerzył zęby.
Udawał, że zupełnie nie przejmuje się wczorajszą sytuacją, mimo to reagował mocno stresowo. Postanowiłam nie kontynuować tematu i czekałam, aż w końcu zaparkuje przed dużym apartamentowcem. Po chwili wysiadł z samochodu, otwierając drzwi z mojej strony.
- Zapraszam. - Odparł krótko. Wyszłam, poprawiając swoją bluzę i chwytając w rękę torbę. - Maria pewnie zrobiła jakiś obiad, więc zaspokoimy twój głód, mam jakieś dobre wino i można w sumie coś obejrzeć. - Mruknął bardziej do siebie. Zaprowadził mnie cicho do drzwi, które otworzył kartą i wsiedliśmy do windy. Cały czas czułam jego wzrok na sobie. Istotnie mnie pożerał, męcząc moją głowę. Wcisnął przycisk ostatniego piętra i stanął, patrząc się w eter.
- Kim jest Maria? - Zapytałam cicho, wyrywając Maksa z transu.
- Zazdrosna? - Ironiczny uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Widząc jednak moją minę, szybko odpowiedział. - Gosposia. Na codzień nie ma mnie praktycznie w domu, a muszę coś jeść.
- Matka nie nauczyła cię gotować?
- A ciebie nie nauczyła jak odzywać się do starszych? - Odburknął z cynicznym uśmiechem. Jak na to, jak mało uśmiechał się Nowicki, mimo jego chłodnego wzroku, podniesione kąciki ust wydawały się rozjaśniać całą półkulę ziemską.
Specyficzny dźwięk zasygnalizował nam, że dotarliśmy na piętro. Brunet przepuścił mnie w drzwiach i podszedł do drzwi na końcu korytarza, otwierając je i wpuszczając mnie do środka. Zdjęliśmy buty i momentalnie pożałowałam, że ubrałam skarpetki w kurczaki. Średnio elegancko, jak na coś, co wyglądało jak randka. A może to ja chciałam, żeby była to randka? Rzuciłam okiem na salon połączony z kuchnią i jadalnią. Marmur i czerń. Coś bardzo pasującego do mężczyzny. Mieszkanie zdawało się bardzo puste.
- Maria dziś ma wolne. Właśnie zamówiłem nam tajczyka. Mam nadzieję, że lubisz padthai'a. - Nowicki przerwał ciszę.
- Azjatyckie?
- Lubisz. - Odparł. - Twój ojciec mnie poinformował. - Zdziwiona zamrugałam. Patrzył na mnie lodowatym wzrokiem, przez co momentalnie odechciało mi się jeść. - Spokojnie, po prostu Adam bardzo martwi się o twoje wyniki na studiach i chciał, żebym ci trochę pomógł. Mam wiedzę i doświadczenie, a tobie zależy na stypendium. Do tego doskonale zrozumiał, że miałem wczoraj ciężki dzień. - Rzucił z lekkim uśmiechem. Od kiedy jest z moim ojcem na "Ty"? I od kiedy z nim rozmawia na mój temat? 
- Często gadasz z moim starym? - Podjęłam temat.
Maks zmierzył mnie wzrokiem.
- Czy często? Czasem wyjdziemy na szybkiego papieroska. Potrzebował się przed kimś otworzyć, a mój ojciec nie jest najlepszym rozmówcą. - Ostatnie sześć słów wymówił z lekką pogardą. - Jest mu ciężko, zupełnie się nie dziwię. Naprawdę brzmi, jakby twoja matka złamała mu serce.
Zdziwienie nie ustępowało nawet na sekundę. Mężczyzna dalej patrzył się na podłogę, jakby celowo unikając mojego wzroku.
- Tak, jest mu ciężko. - Przytaknęłam cicho. - Czasem się mnie pyta o to, czy do mnie dzwoniła, a ja nie mam serca powiedzieć, że tak.
- Rozmawiasz z nią?
- Nie. - Mruknęłam.
- Rozumiem. - Uciął cicho temat. - Chodź, masz ochotę coś obejrzeć?
KURWA CIEBIE NAGO.
Zaprowadził mnie na ciemną sofę obok jadalni, naprzeciwko której był duży telewizor. Posadził mnie obok siebie i nalał trunku do kryształowych naczyń.
- No... - Zaczął, patrząc na moje skarpetki. - Niezłe nieloty, stara ci kupiła? - Wykrzywił twarz w ironicznym uśmiechu. Jego wzrok lawirował między moimi stopami, a czarnym dywanem. Ciekawiło mnie, czy kiedykolwiek jego wzrok jest w stanie złagodnieć, nie wyrażać wewnętrznego chłodu i pogardy. Zimno przeszywało mnie za każdym razem, gdy  machinalnie zawieszał na mnie swoje spojrzenie. Przerażała mnie trochę sytuacja, w której się znalazłam. Jestem w domu typa, który jest wspólnikiem mojego ojca. Gość wygląda na najgorszego patusa ćpającego w ciemnych uliczkach. Jestem u niego w domu. Na jego kanapie, na której posuwał pewnie tą cycatą blondynkę. Nalewa mi wina, a ja z nim rozmawiam. Ojciec wyjechał w delegację. Nie ma kto mnie uratować w razie problemu. Cały czas się na mnie gapi. Kurwa, Nowicki. Przestań. Śniło mi się, jak posuwa mnie w biurze. Jak jęczę w jego ramionach. Szlag. Dawno nie znajdowałam się w tak niewygodnej sytuacji. Dobra dziewczynka. Pragnę znowu to usłyszeć. Chcę, żeby chociaż na chwilę jego wzrok złagodniał. Chcę, aby chociaż na chwilę przestał być zimny.
Moje przemyślenia przerwało uczucie wibracji w kieszeni spodni. Maksanty popatrzył na mnie i usiadł obok. Wyciągnęłam telefon i rzuciłam okiem na wyświetlacz. Matka. Tylko jej brakowało. Szybko odrzuciłam i położyłam urządzenie na stolik kawowy.
- Nie chcesz odebrać? - Zapytał cicho.
Po chwili milczenia pokręciłam przecząco głową. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk.
- Na co masz ochotę? Podobno lubisz horrory, Olimpio. - Podjął się zmiany tematu. Delikatnie przesunął opuszkami po moim udzie, po czym chwycił za pilota. Mimowolnie poczułam dreszcz. Osoba Maksantego Nowickiego bardzo mnie fascynowała, mimo że równocześnie przerażała. Byłam przekonana, że on nie zawsze taki był. Coś w jego życiu musiało się stać, nie bez powodu taki był. Ale być może były to jedynie moje domysły i deluzje, które próbowałam skompresować na osobie, która nie zasługuje na mój czas. Właściwie, nawet go nie znałam. Miałam jego instagrama, gadałam z nim parę razy, ale nic prócz tego. Był zły, a przynajmniej na takiego się kreował. Nawet nie zły - odizolowany. Nie dopuszczał ludzi do siebie, czułam to. I z sekundy na sekundę, mimo poznania go parę dni temu, coraz bardziej pragnęłam go rozgryźć.

the beginning of the apocalypse||iamkayxoxoWhere stories live. Discover now