– Chyba powinienem wziąć z ciebie przykład, Stafford – powiedział Will, jak tylko wysiedliśmy z pojazdów. Jednak nie miałem pojęcia, o czym mówił. – Chyba też powinienem oświadczyć się Ashley. Długo się zastanawiałem czy to czasem nie za szybko, ale widzę, że niektórym spieszy się bardziej... A ja i tak się czuję, jakbyśmy już byli małżeństwem, bo razem mieszkamy. A ślub to niby tylko papierek, bo raczej nic się między nami nie zmieni, poza tym że będzie miała moje nazwisko. Chyba. Nawet nie mam pojęcia, czy by się zgodziła. Dla niektórych dwa lata to dobry czas na oświadczyny, a dla niektórych to pewnie za wcześnie...

– Mówiła ci Ashley, że ona nie chce się spieszyć i nie chce na razie nawet myśleć o ślubie? – zapytałem go. – Wydaje mi się, że wspominała kiedyś, że chciałaby niedługo pomyśleć o rodzinie. Ona jest bardzo rodzinną osobą. Myślę, że by się zgodziła, jakbyś postanowił to zrobić. Kochacie się...

– Nie mówiła, że nie chce się spieszyć. Wy w sumie trochę jesteście do siebie podobni, bo ją też rodzice mieli dość późno i ona powtarza, że chciałaby mieć dzieci nieco wcześniej. I ty też chciałbyś mieć dzieci nieco wcześniej niż twój tata. Dość podobna sytuacja.

– To prawda – odpowiedziałem, podając mu butelkę wody. Od razu spojrzałem na resztę towarzystwa, ale byli zajęci rozmowami między sobą. – A ty czujesz się gotowy?

– Tak. Kocham ją. Całym sercem. Chciałbym się z nią zestarzeć. Chciałbym, żeby to właśnie ona była matką naszych dzieci. Nie wyobrażam sobie życia bez tej wariatki, chociaż czasem się kłócimy.

– Chyba każdy czasem się o coś pokłóci. W końcu jesteście dwoma różnymi osobami. Różnicie się. Najważniejsze, że się kochacie i potraficie dojść do porozumienia i się pogodzić. A wy też nie kłócicie się jakoś tak bardzo, nie?

– Nie. Sprzeczamy się przeważnie o pierdoły... – stwierdził, gdy wyszliśmy na parking, gdzie stały nasze samochody. – Ciężko się wybierało pierścionek?

– Nie. Na pewno dasz sobie radę.

– A poszedłbyś tam ze mną, jak przyjadę w któryś dzień do miasta?

– Jasne – odpowiedziałem, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Jeśli moje towarzystwo ci pomoże albo uspokoi, to chętnie pójdę tam z tobą.

– Naprawdę?

– Pewnie. Żaden problem. Daj mi tylko znać, żebym nie był wtedy w sądzie albo na jakimś spotkaniu.

– Dzięki, stary.

Nie byłem ekspertem w udzielaniu rad w tego rodzaju sprawach, zwłaszcza gdy dotyczyły ludzi, którzy naprawdę się kochali. Niemniej jednak Will wydawał się zadowolony z tego, że zgodziłem się pomóc. Znałem też trochę Ashley, więc miałem nadzieję, że będę potrafił mu pomóc, gdyby tego potrzebował. Chociaż byłem przekonany, że Will sam poradzi sobie z wyborem.

– To co teraz?

– Obiad – odpowiedziałem na pytanie Elvisa. – Jestem tak głodny, że już dłużej nie wytrzymam. Liam jedzie ze mną samochodem – dodałem. – Chcę mieć na niego oko, bo jak pojedzie z wami, to pewnie się zatrzymacie po drodze, żeby sobie kupił alkohol. Nie może odpaść przed dwudziestą.

– Cudownie. Jadę ze Staffordem – ucieszył się. – Zatrzymamy się na stacji?

– A ty słyszałeś, co przed chwilą powiedziałem?

– Nie. Przeważnie nie słucham, jak coś mówisz – zaśmiał się. – Żartuję, Stafford. Chciałem po prostu zobaczyć twoją minę. Zawsze tak śmiesznie wtedy wyglądasz.

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz