Rozdział 16

312 1 0
                                    

   Wiedział, że ją zobaczy. To dlatego tak chętnie poddał się badaniu i wziął DMT. To była dla niego szansa na jej spotkanie, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Basia, którą widział nie była prawdziwa. Była jedynie szalenie realistyczną projekcją jego mózgu po zażyciu odpowiedniej substancji. 

   Szedł jakąś uliczką prosto przed siebie, sam nie wiedząc dokąd. Nie miał zamiaru iść dziś na zajęcia, nie po tym, czego przed chwilą doświadczył. Był roztrzęsiony. Musiał się przewietrzyć i przemyśleć to wszystko, a nie chciał tego robić przy nich. 

- Wszystko w porządku? - usłyszał głos Kamili, zanim zamknęły się za nim drzwi, ale nie miał zamiaru odpowiadać. 

   Czy wszystko może być w porządku po czymś takim? Teraz już wiedział, czym jest podróż psychodeliczna. To trochę tak, jakbyś patrzył w lustro. Zobaczysz tylko to, co już masz w sobie. A przynajmniej takie odniósł wrażenie. 

   Nie mówił Percemu, ale też czytał wcześniej Strassmana. Pamiętał opisywane przez niego przypadki, gdzie ludzie bali się w rzeczywistości skonfrontować z ciemną stroną ich samych. Po zażyciu DMT ta ciemna strona ich zalewała. Mechanizmy obronne, których używali na co dzień okazywały się zbyt słabe. Wizje, których doznawali, w sposób symboliczny, przedstawiały ich własne lęki. Na DMT mieli okazję poczuć je w bardzo namacalny sposób. Jedna z opisywanych pacjentek była przerażona wywołanym przez molekułę duszy doświadczeniem z pogranicza śmierci, ale wykorzystała odczuwany przez siebie strach jako katalizator ułatwiający jej przepracowanie osobistych problemów. Coś podobnego próbował zrobić ze sobą. 

   Zastanawiał się, czym tak naprawdę były spotkane przez niego istoty i odwiedzane wymiary. Większość pacjentów Strassmana spotykała i odwiedzała podobne. Wydawały mu się zbyt prawdziwe, by mógł na nie patrzeć na chłodno, z czysto naukowego punktu widzenia. 

   Percy pewnie uznałby je za symboliczną manifestację głębokiego pragnienia, by poznać sens życia, dotrzeć do źródła swojej istoty - pomyślał. Nawet fakt, że wydawały się być zainteresowane przede wszystkim ludzkimi emocjami można tłumaczyć w ten sposób, że to sam badany był tym tak naprawdę zainteresowany, dlatego doświadczył takich, a nie innych wizji. Mógłby więc uznać, że DMT prowadzi nas do nas samych. A jednak nie był tego całkowicie pewien. Sam już nie wiedział, co o tym myśleć. 

   Tamtego dnia, wiele lat temu, coś w nim umarło. Jego siostra miała pięć lat, gdy jej życie zostało nagle i brutalnie przerwane. I przez cały ten czas był pewien, że to on je przerwał. Gdyby wtedy nie zamknął jej w tym garażu… Gdyby nie uznał, że znów będzie mu przeszkadzała… Ale zrobił to. A ona wdrapała się po drabinie na drewniany strop i wypadła przez obluzowaną deskę. Gdy znaleźli ją martwą na betonowym podeście, małą, niewinną dziewczynkę, której życie skończyło się jeszcze zanim zdążyło tak na dobre zacząć, wiedział, że nigdy nie zazna już spokoju. Nie będzie mógł z tym żyć. Czuł się jak morderca i nawet mijające lata nie były w stanie zatrzeć tego poczucia. 

   Sam nie wiedział, czego oczekiwał, zgadzając się na udział w tym eksperymencie. Wiedział, że ją zobaczy. Ale czego obiecywał sobie po tym spotkaniu? Wciąż nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Teraz jednak całe tłumione przez lata poczucie winy powróciło do niego ze zdwojoną siłą. Znów czuł się jak morderca. A przecież ją kochał. Kochał ją całym sercem i nie potrafił sobie tego wybaczyć. Zabił najukochańszą, niewinną istotę. Ile dałby za to, by móc cofnąć czas. Ale tej jednej, jedynej rzeczy nie dało się zrobić. 

   Czuł jednak, że biorąc udział w badaniach Dragana w pewien sposób znów się do niej zbliża. Jeśli uda im się udowodnić, że po śmierci człowiek nie umiera całkiem, to tak, jakby udowodnił, że ona w jakiś sposób dalej żyje. I że ich wspólna przygoda, jaką zaczęli na tej planecie, nigdy się nie skończyła. A więc badania Dragana w pewien sposób, symbolicznie, przywracały jej życie.

   Błądził po mieście, analizując to wszystko, wizja po wizji, aż zaczęło się ściemniać. Znane uliczki wydawały mu się teraz zupełnie inne. Jakby wszedł do miasta, w którym nigdy nie był.

   Zastanawiało go jeszcze jedno - skąd ten dziwny zakonnik, którego spotkał wtedy w parku, miał jej spinkę. Cała ta irracjonalna sytuacja wskazywałaby na to, że nie dość, że wie o wszystkim, to jest kimś, kto go zna i ma bezpośredni dostęp do jego życia. To przerażało Marcina najbardziej. Ale po co właściwie ten człowiek to robił? Chciał go w jakiś sposób szantażować, przestraszyć? To przecież nie miałoby sensu. Ta historia jest już dawno zamknięta. Jedyne, co mógł zrobić, to zasiać niepokój w jego sercu. I to, trzeba przyznać, udało mu się doskonale. Kimkolwiek był ten człowiek i z jakiegokolwiek powodu robił to, co robił, jednego Marcin był pewien - to będzie miało ciąg dalszy. Wolał jednak nie myśleć, w jakim kierunku mogłoby się to potoczyć. Zdecydował, że najrozsądniejszym, co może zrobić, to po prostu czekać. 

Zanim zamknę oczy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz