Sobotnia kara

1 0 0
                                    

Wyszłam z domu i odrazu poczułam rześkie powietrze. Złapałam pudełko od słuchawek, a jedna z nich włożyłam do ucha. Puściłam piosenkę, która jako jedyna mogła poprawić mój humor z rana. Cruel Summer od Taylor Swift zawitało w moich bębenkach.

Szlam dobry kwadrans w stronę szkoły, gdy obok mnie zatrzymał się granatowy samochód. Kierowca wysiadł z pojazdu i oparł swoje łokcie o jego dach.

-Spacerek z rana?-zaczepił mnie Chris.

Przewróciłam oczami, co zdecydowanie robiłam zbyt często. Spojrzałam na niego znudzona i odpowiedziałam sarkastycznie:

-Oczywiście. Z własnej woli wstałam o siódmej rano w weekend-uśmiechnęłam się udając słodką idiotkę.

Chłopak cicho parsknął po czym otarł twarz dłonią. Najwyraźniej sam się nie wyspał. Miał lekko roztrzepane włosy i chrypkę w głosie. Nie zdążył uczesać włosów, ale ten głupi wisiorek już założył. Z jego szyi zwisał srebrny naszyjnik, do którego została przypięta zawieszka w kształcie papierowego samolotu.

Przez dłuższą chwile wpatrywaliśmy się w siebie. Odniosłam wrażenie, że chciał powiedzieć coś miłego, ale jego zbyt duże ego zahamowało ten uczynek. Uniosłam jedna brew i wyczekiwałam czy zamierza się jeszcze odezwać.

-Mógłbym cie podwieźć...-zaczął, a na jego ustach wpełzł zadziorny uśmiech-Ale coś za coś.

-Sprecyzuj, nie mam za wiele czasu-zniecierpliwiłam się.

Chłopak obszedł samochód dookoła i oparł się o drzwi pasażera. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jakby niepewny czy rzeczywiście powinien mnie o to pytać.

-Zabierzesz mnie na swoje zajęcia-odezwał się.

-A tak na serio?-zapytałam zmęczona jego gierkami.

Gdy po dłuższej chwili Chris nie odpowiedział zdałam sobie sprawę, że mówił on całkowicie poważnie. Prychnęłam pod nosem kręcąc przy tym głową.

-No weź, Al-przechylił lekko głowę-Chce tylko zobaczyć co tam robisz wieczorami.

-Tylko raz-ustąpiłam, wiedząc jak bardzo pragnę tej podwózki.

-Jasne...-jednym ruchem odbił się od auta i otworzył drzwi-Zapraszam.

Weszłam do pojazdu, jednak uderzyła we mnie fala niepewności. Nie do końca przemyślałam jak miałoby wyglądać uczestnictwo Walkera w moich zajęciach skoro jestem na nich sama. Razem ze mną miała być nasza nauczycielka muzyki, jednak ustaliłyśmy, że pod niewiedzę dyrektora będę na nich tylko ja, przez co cała sala teatralna będzie do mojej dyspozycji. Oby Chris nie schrzanił mojego perfekcyjnego planu.

Chłopak nie obdarzył mnie nawet jednym spojrzeniem w trakcie jazdy. Całe szczęście podróż trwała krótko, więc obyło się bez żadnych konfrontacji.

Gdy dojechaliśmy na szkolny parking, chciałam odrazu wyjść z auta. Pociągnęłam za klamkę raz, drugi i za trzecim zdałam sobie sprawę, że kierowca uruchomił blokadę przed dziećmi. Poirytowana westchnęłam na tyle głośno, aby mógł usłyszeć moją frustracje. Odwróciwszy wzrok w jego stronę napotkałam się z rozbawiona miną Chrisa.

-O co ci chodzi, Walker?-warknęłam pokazując na zamknięte drzwi.

-Musisz mi pomóc-oparł głowę o kierownice chyba samemu nie wierząc w swoje słowa-Naprawdę.

-W czym? Mam ci zrobić prace domowa za matmy? Bo dobrze wiesz, że sama jej nie rozumi...

-Potrzebuje zapisać się na te twoje zajęcia-przerwał mi-Wszystkie inne kółka są pełne, a ja naprawdę potrzebuje być w chociaż jednym. Inaczej koniec z koszykówka...

-To raczej nie brzmi jak mój problem-wzruszyłam ramionami.

Chciałam wyjść z samochodu, kiedy poczułam lekki uścisk na nadgarstku. Ponownie pokierowałam swój wzrok na chłopaka, którego twarz wyrażała skruchę. Mimo, że nie ściskał mojej ręki mocno poczułam w tamtym miejscu nietypowy przypływ ciepła.

-Przemyśl to jeszcze, Wilson-jego głos zszedł niemalże do szeptu.

Wyrwałam rękę i jak najszybciej opuściłam jego auto. Nie zahamowałam się przed głośnym trzaśnięciem drzwiami, przez które najprawdopodobniej dogryzałby mi do końca dnia. Jednak wiedziałam, że dziś będzie dla mnie milszy bo ma z tego interes.

Nawet ze sobą nie rozmawiamy, a ten człowiek ma czelność prosić mnie o przysługę, z której korzyści miałby tylko on. Ja sama chyba bym dostała nerwicy przebywając z nim tyle godzin w tygodniu.

-Co za idiota-warczałam pod nosem-Większego dupka nie znam...

-Ja też!-nagle zza filaru wyłonił się Dominic.

Krzyknęłam wywołując u szatyna gromki śmiech. Sama nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu.

Czarnowłosy chodził na większość moich lekcji. Na początku szkoły wszyscy się go bali głównie przez wgląd na jego styl. Na obu ramionach miał wiele tatuaży i jestem prawie pewna, iż nigdy nie widziałam go w kolorowym ubraniu.

-Chcesz żebym zeszła na zawał?!-złapałam się dramatycznie za serce.

-Nie no co ty-machnął ręka-Z kim miałbym wtedy siedzieć przez te trzy godziny?

-Dostałeś tylko trzy?-zdziwiłam się, że osobiście miałam od niego więcej.

Weszliśmy do sali, w której miała się odbyć kara. Pan Stanley standardowo rozsiadł się w fotelu i z zaciekawieniem czytał o losach bohaterów „It ends with us". Nie powiem, że był to zwyczajny nauczyciel. Raczej miał swój własny sposób nauczania oraz życia.

-Ghm-odkrzyknął pan S-Telefony.

Wymieniliśmy się z Domem męczeńskimi spojrzeniami, po czym posłusznie odłożyliśmy nasze smartphony do wyznaczonego pudełka.

                                  ***

Minęły trzy godziny wpatrywania się w okno i pogaduszek o niczym, a wraz z nimi szatyn z zadowoleniem opuścił szkołę. Przez następne dwie godziny byłam skazana na drzemkę, bo innego zajęcia na tamta chwile nie mogłam sobie znaleźć.

Moje zamiary zostały przerwane przez Chrisa, który postanowił zająć miejsce Doma i tym samym nie dać mi zasłużonego odpoczynku. Schowałam głowę w dłoniach.

-Zdecydowałaś?-zapytał trącąc mnie w ramie palcem.

-Tak...-oparłam się plecami o drewniane krzesełko-Odpowiedz brzmi: nie.

-Ej no weź, Al-przechylił głowę w bok.

Zawsze, gdy czegoś chciał wykonywał ten ruch głową. Irytowało mnie jak dobrym to było posunięciem. Zastanawiałam się dobrą chwile, gdy na moim kolanie poczułam ciepło bojące od jego dłoni. Zaczął powoli przesuwać ją coraz wyżej po moim udzie. W porę zrzuciłam jego rękę. Swoje obrzydzenie wymalowałam na twarzy. Serce biło mi niemiłosiernie szybko, wiec moja decyzja została utwierdzona pod presja narastającego napięcia.

-Musimy zapytać się dyrektora o zgodę-wymamrotałam unikając jego wzroku-Teoretycznie to zależy od niego. Pójdziemy do niego w poniedziałek i jeśli się zgodzi...to może jakoś przeboleję twoja obecność.

Puścił mi oczko i odchylił się na krześle zakładając ręce za głowę. Znów wygrał.

-Wpadniesz na dzisiejsza domówkę u Briana?-zmienił szybko temat.

-Możliwe, że przyjdę na chwile zobaczyć jak sobie radzi w roli gospodarza-podparłam swoją głowę dłonią.

*****
Zaczyna się kozkręcać...
Narazie robię maraton i wstawiam wszystkie części jakie dotychczas napisałam

Wyswobodzona Where stories live. Discover now