Urodzony zwycięzca

3 0 0
                                    

-Alison Diane Wilson!-usłyszałam krzyk nauczycielki-Zapraszam w sobotę na dodatkowe godziny-uśmiechnąła się wrednie.

-Za co?-przetarłam twarz.

-Znów zasnęłaś! To już trzeci raz na jednej lekcji-zaakcentowała przedostatnie słowo.

Cała trzecia klasa przeleciała mi nadzwyczajnie szybko. Z racji, że nadchodzące wakacje miały być moimi ostatnimi jako nastolatka zamierzałam je w pełni wykorzystać. Problemem był jedynie fakt, że do zakończenia roku szkolnego zostały jeszcze dwa miesiące.

-Pss-ktoś rzucił na moją ławkę liścik.

„Weź się obudź. Chyba nie chcesz dostać więcej karnych godzin. Poza tym jutro o ósmej jest impreza Xoxo"

Spojrzałam z przymróżeniem oczu na siedząca w ławce obok Cassie. Blondynka puściła mi oczko, po czym wróciła do notowania obliczeń.

Naprawdę przestałam myśleć już o szkole. Mentalnie byłam na wakacjach.

                                ***

-Czyli łącznie ile masz siedzieć jutro w szkole?-zapytała moja przyjaciółka.

Szłyśmy przez korytarz pełen nastolatków, próbując dotrzeć na dziedziniec.

-Chyba...pięć-Cass rzuciła mi niedowierzające spojrzenie-Ej, ale to i tak mniej niż ostatnio! Poza tym nie masz się co martwić, przecież zdążę przyjść na imprezę.

-Nie o to się martwię-westchnęła, gdy wyszłyśmy na zewnętrzna część szkoły.

-Musisz trochę wyluzować laska-w tym właśnie momencie wykonałam najgłupsza wpadkę na świecie.

Wyszłyśmy zza zakrętu, a ja uderzyłam o czyiś tors. Odbiłam się od niego niczym piłeczka do ping-ponga i gdyby osoba, na którą wpadłam nie złapała mojego ramienia leżałabym na zimnej podłodze. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy ujrzałam z kim miałam doczynienia.

-Znowu lunatykujesz Wilson?-parsknął brunet.

Zadarłam głowę pokazując dumę, po czym odrazu wyrwałam rękę z jego uścisku. Ujrzałam w jego oczach dziwny błysk, jednak zbagatelizowałam go.

-Znów potrzebujesz okularów Walker?-odsyknęłam równie niemile co on.

Chris Walker od niemalże zawsze grał mi na nerwach. Miałam wrażenie, że sprawiało mu to pewnego rodzaju chorą przyjemność. Znany był w całej szkole głównie ze swojej roli kapitana drużyny koszykarskiej. Dziewczyny leciały na niego stadami, aż się za nimi kurzyło. Może nie wyglądał najgorzej, ale przesadą było uganianie się za tak samolubnym człowiekiem. Jedyne rzeczy jakie się dla niego liczyły to laski, alkohol i wygrana. Zawsze musiał wygrywać. Można go było nazwać swego rodzaju urodzonym zwycięzca...z okropnie dużym ego.

-I tak wyglądałem w nich lepiej niż ty-dźgnął mnie palcem wskazującym w bark, ukazując tym swoją wyższość.

Pokręcił głowa, a na jego usta wkradł się łobuzerski uśmieszek. Jak gdyby nigdy nic wyminął mnie. Smuga jego mocnych perfum unosząca się w powietrzu powlekła się za nim. Przede mną pojawił się kolejny członek drużyny Wildfox. Blondyn poklepał mnie delikatnie po ramieniu w geście współczucia.

-Przepraszam za niego, jest trochę...zestresowany najbliższym meczem-podrapał się po głowie.

-Zawsze taki jest-mruknęłam poprawiając ramiączko od plecaka, które spadło po zderzeniu z Chrisem.

-Przyjdziecie na jutrzejsza domówkę?-zmienił temat, tym razem zwracając się do mojej przyjaciółki.

-Jasne, że tak-odpowiedziała radośnie dziewczyna-Prawda Alison?

Przewróciłam oczami, bo wiedziałam, że zostanę zmuszona tam pójść.

-Do zobaczenia dziewczyny-pożegnał się Peter.

Chociaż przyjaciel tego palanta miał szacunek do mnie i jako jeden z niewielu z Wildfoxes naprawdę był dobrym chłopakiem.

                                 ***

Po lekcjach czekała mnie jeszcze próba. Uwielbiałam siedzieć wieczorami w sali teatralnej. Tylko ja i moja gitara. Był to jedyny czas, w którym mogłam zaznać spokoju.

Kierując się na skrzydło wschodnie, po normalnych lekcjach, na korytarzach panowała niemalże całkowita pustka. Zatrzymałam się obok jednej z otwartych sal słysząc głośna rozmowę prowadzona przez jakiś nastolatków.

-Słyszałeś trenera!-warknął Brian, kojarzyłam go z lekcji,które mieliśmy wspólnie-Musisz zapisać się na jakieś dodatkowe zajęcia, albo wyrzuci cie z międzystanowych eliminacji. Pozbieraj się człowieku! Bez ciebie tego nie wygramy, stary.

-Staram się, nie widzisz?!-odburknął Walker, po czym usłyszałam huk-Patrz przecież wszystkie grupy są zajęte. Do końca roku zostały niecałe dwa miesiące! Czego ja się kurwa spodziewałem?...

-Musi być jeszcze jedno wolne miejsce-zamyślił się Brian-Chodź zapytamy się pana Stanleya.

Usłyszałam kroki, a po chwili obaj chłopcy znaleźli się przy wyjściu. Chciałam przejść obok i udawać, że wcale mnie tu nie było przez ostatnie dwie minuty, ale Chris miał inne plany.

-Oj nie ładnie podsłuchiwać Wilson-cmoknął ustami łapiąc mnie za plecak i ciągnąc w swoją stronę.

Złapałam się jego koszulki, sprawiając że cała ta sytuacja wydawała się jeszcze gorsza. Przemierzał spojrzeniem po moich oczach. Nie mogąc wytrzymać presji odburknęłam:

-Wcale nie podsłuchiwałam-poprawiłam się-Idę na zajęcia, więc daj sobie spokój i zostaw mnie w spokoju, idioto.

Odeszłam od nich szybkim tempem. Zanim zdarzyłam zniknąć za zakrętem usłyszałam jeszcze westchnienie tamtego pantofla:

-Ta to ma dopiero problem.

Właściwie w tamtym momencie on był jedyna osoba, która rzeczywiście miała spory problem. Wiele razy słyszałam, że koszykówka to marzenia Chrisa. Wyrzucenie z tak ważnego meczu mogło oznaczać koniec dla jego koszykarskiego stypendium. Gdyby nie był sobą mogłoby mi się go zrobić żal.

Po krótkim czasie nareszcie dotarłam do wybranej sali. Weszłam przez duże drzwi i przeszłam między fotelami na scenę. Rozpoczęłam próbę.

*****
Z czasem rozdziały będą stawać się dłuższe!!
Polecam zaobserwować, żeby wiedzieć kiedy wlecą nowe części

Wyswobodzona Where stories live. Discover now