Rozdział 4: Minuta

7 0 0
                                    

  Od mojego wypadku minęły już 2 miesiące. Ludzie podający się za moich dziadków, zaplanowali razem z Katie, że przyjadą po mnie, gdy mój pęknięty nadgarstek się zrośnie. Nie oponowałam, ponieważ mnie to było całkiem na rękę, ma nawet robiłam co mogłam, by przedłużyć ten czas najbardziej jak to możliwe.

   Osiemnaście lat skończę we wrześniu, a wypadek był w marcu. Wiedziałam, że to wręcz niemożliwe, by kość zrastała się przez tyle miesięcy, jednak miałam na to cichą nadzieję. Bo gdybym była pełnoletnia już teraz, nie musiałabym tam w ogóle jechać.

  Gipsu zostałam pozbawiona tydzień temu, jednak lekarz zapowiedział, żebym za tydzień zjawiła się na wizycie kontrolnej. To ona miała zadecydować, kiedy zamieszkam w domu dziadków.

Tak więc zmuszona byłam wstać dzisiaj wcześniej.

  Gdy wybiła szósta, zwlokłam się z łóżka i podeszłam do okna, by podciągnąć zasłony. Za sprawą jednego machcnięcia ręką, światło rozlało się po pokoju i przy okazji mnie oślepiło. Ja nie narzekałam, ponieważ po którejś z rzędu nieprzespanej nocy, potrzebowałam się rozbudzić, jednak była osoba, której to nie pasowało. Przekonałam się o tym, gdy usłyszałam ostentacyjne westchnięcie Layli, mojej współlokatorki.

-Melanie, zasłoń!-jęknęła w poduszkę.

-Jest już szósta, myślę, że też powinnaś już wstać-odpowiedziałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę mojej szafki na ubrania.

  Dziewczynka w odpowiedzi wstała, wyminęła mnie i wyszła z pokoju opatulona kołdrą. Pewnie znów szła, do dziewczyn obok. Spryciula.

  Chwilę pózniej stałam na dywaniku w łazience, już po prysznicu, ubrana w moje ulubione szare spodnie cargo oraz czarną oversizeową bluzę z kapturem. Moje blond włosy, przeważnie idealnie proste, dziś nie chciały współpracować, więc zmuszona byłam spiąć je w niskiego kucyka. Korektorem starałam się ukryć oznaki zmęczenia, jednak wyszło mi to dość nieudolnie. Odsunęłam się od lustra z zamiarem opuszczenia łazienki, jednak zmieniłam plany, gdy poczułam mdłości. To one jako jedyne były przy mnie ostatnio cały czas.

                                                                                     ***

  Po wizycie u lekarza mój żołądek zacisnął się jeszcze bardziej. Ręka była zdrowa. Normalnie, bym się cieszyła, no bo przecież mogę jezdzić na rolkach. Tym razem jednak było zupełnie inaczej, bo zdrowa ręka oznaczała przeprowadzkę do Liverpool.

  Niechętnie wsiadłam do samochodu Katie, która stwierdziła, że zawiezie mnie tu sama. Otworzyła drzwi od strony kierowcy i położyła torbę na siedzeniu, po czym rzuciła:

-Zaczekaj chwilę, muszę wykonać telefon.

   Uśmiechnąwszy się zatrzasnęła drzwi, klikała coś na telefonie, a następnie przytknęła go do ucha. Zapewne myślała, że ja, będąc w aucie nie usłyszę jej rozmowy. Cóż można rzec, była w błędzie.

-Dzień dobry! Miło pana słyszeć, panie Smith!-Powiedziała jak na moje oko, zbyt radośnie.-Co słychać u pana oraz pani Eleny?
Babcia Elena. Moja babcia Elena, która podobno umarła- pomyślałam.
-To super. Ja dzwonię tylko, by poinformować, że z Melanie właśnie wracamy z wizyty i nadgarstek zrósł się ładnie. Mogą państwo niedługo po nią przyjechać!-Zawołała z sympatią, oddalając się od samochodu.

  Nie wiedziałam, dlaczego jest taka miła. Czemu tak bardzo zależy jej na tym, żeby wkopać się w łaski mojego dziadka?

-Jasne, może być nawet jutro.

Zamarłam.

-CO!?-sapnęłam szeptem.

   Nagle tak naturalne czynności, jak branie oddechu czy przełykanie śliny zrobiły się dla mnie nieziemsko trudne. Czułam jak moja skóra robi się mokra od potu.

-Dobrze to do zobaczenia jutro!

  Gdy usłyszałam dźwięk drzwi samochodu, jak za pomocą magicznego zaklęcia odwróciłam głowę.

-Twoi dziadkowie po Ciebie jutro przyjadą, więc jak wrócimy, to pójdziesz się spakować-rzuciła rozkazującym tonem.
Domyślałam się, że chce się mnie pozbyć, ale żeby aż tak bardzo?

                                                                                                      ***

   Nazajutrz stałam już ubrana i spakowana pod budynkiem punkt ósma, jak zostało mi przekazane. Wcześniej miałam wstąpić na śniadanie, jednak ja wiedziałam, że nic nie przełknę, dlatego uznałam to za marnowanie czasu. Nie było mi przykro z samego opuszczenia dotychczasowego miejsca mojego życia, a raczej z powodu zaprzepaszczenia znajomości, które w nim zawarłam. Najciężej było pożegnać mi się z Laylą. Dziewczynka, była przekonana, że utrzymamy kontakt, mimo świadomości, że Liverpool jest daleko od ośrodka. Miała nadzieję, że dopóki się nie spotkamy, będziemy utrzymywały kontakt przez telefon. Też bym tego chciała, jednak kontakty internetowe są kruchsze bardziej niż skorupka od jajka.

   Chwilę pózniej obok mnie stała już Katie i dreptała w tę i z powrotem, jakby się stresowała. Podczas samego oczekiwania, które dłużyło się w nieskończoność, odebrała kilka telefonów, aż w końcu po jednym powiedziała:
-Twoi dziadkowie stali w gigantycznym korku, ale mówią, że będą za minutę.

  Instynktownie spojrzałam na zegarek. Zrobiłam to również gdy czarny Mercedes podjechał na parking.
Minęła równo minuta.

                           ⭐⭐⭐
           

Dzis tylko 730 słów:{
Mam nadzieję, ze sie podobał!
Dziękuję na przeczytanie!
~Nula🫶🏻

Last GameWhere stories live. Discover now