2.

20 2 0
                                    

Przyjechałam do domu i pierwsze co zrobiłam to było napisanie i wysłanie wiadomości do Remusa, że jutro przyjeżdżam. Potem od razu poszłam spać. Przynajmniej chciałam, ale w mojej głowie kłębiło się od bardzo wielu myśli. Czyli, wychodziłam za Regulusa Blacka w dość bliskiej przyszłość. Moją teściową miała być Walburga Black. Kiedy tak leżałam i myślałam, dotarły do mnie słowa Syriusza, że jego rodzina najpewniej to śmierciożercy i słudzy Voldemorta, co oznaczało, że miałam się stać jedną z nich. Obiecuję, że jak tylko przyjadę do Hogwartu od razu rzucę się z wieży astronomicznej i to tak ze 3 razy, żeby się upewnić, że umarłam. O ile Syriusz nie dorwie mnie pierwszy. Mój świat się załamał i byłam tego świadoma. Najgorsza w tym wszystkim była bezsilność, która miała towarzyszyć mi jeszcze bardzo, bardzo długo. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się około godziny 8. Wstałam wzięłam czerwoną torbę, która leżała na fotelu. Zeszłam na dół, zrobiłam kawę do termosu, wzięłam jakieś jedzenie, zostawiłam rodzicom karteczkę, że jadę do Lupina i wyszłam z domu. Szłam na przystanek. Pogoda jakoś bardzo się nie zmieniła, nadal było deszczowo  i pochmurnie. Usiadłam na przystanku i czekałam na autobus. Czarne myśli powróciły do mnie w raz z pierwszym łykiem czarnej kawy. I po co ją piłaś, idiotko? - pomyślałam do siebie w duchu. Myślałam co powiem Remusowi i Huncwotom. Wszystkie plany poszły w pizdu, wraz z pojawieniem się Regulusa Arogancika Blacka w moim idealnym życiu. Regulus. Regulus. Regulus. Zawsze musiał być we wszystkim lepszy. Nigdy nie znałam go jakoś blisko, ale od kiedy pamiętam ścigaliśmy się o oceny. Raz ja prowadziłam, raz on. Kiedy tylko miał gorszą ocenę, udawał, że go to nie obchodzi, ale widać było, że smak przegranej mu nie odpowiadał- tak samo jak mnie. Z moich rozmyślań, o moim narzeczonym, wyrwał mnie pisk opon autobusu. Niby taki zwykły, a jednak nie. Fioletowy, czteropiętrowy i trochę brudny. Wsiadłam do niego i dałam bilet kanarowi.

- Och, witam Greenwood! Kopę lat! - powiedział starszy pan, który pracował w tym autobusie od kiedy pamiętam. Zawsze pod koniec sierpnia, gdy jechałam do Lupina on tam był. - Czemu wczoraj cię nie było?? Myślałem, że zapomniałaś o starym przyjacielu ! - zaśmiał się a ja się uśmiechnęłam. Według naszej tradycji zawsze dawałam mu coś co zwinęłam z kuchni i tym razem było tak samo.
- Jak mogłabym zapomnieć, panie Watson?!- mówiąc to wręczyłam mu kilka ciasteczek zawiniętych w serwetkę.
- Ooo, pamiętałaś, że czekoladowe to moje ulubione! - rzekł i zabrał się do jedzenia. Reszta drogi minęła nam przyjemnie. Rozmawialiśmy o wakacjach, o koncercie, który miał odbyć się przed Świętami. I o wszystkim. Gdy autobus zatrzymał się pod domem Lunatyka, pożegnałam się z panem Watsonem i poszłam na spotkanie z moim przyjacielem.
***
Dom Lupina od zawsze był moim ulubionym miejscem na ziemi. A jeszcze bardziej kochałam jego pokój. Łóżko, które stało pod ścianą, ale schowane jakby w biblioteczce, pełnej niesamowitych książek. Pod oknem mahoniowe biurko z różnymi rzeczami różnego pochodzenia. Można tam było znaleźć wszystko. Ale pomimo ilości rzeczy trzymanych przez mojego przyjaciela na jego kilku metrach kwadratowych, zawsze panował tam idealny porządek. No chyba, że byliśmy tam my - Huncwoci.
Stałam przed drzwiami. Wahałam się czy zapukać. Ale jednak zapukałam. Brawo Charlie- w końcu nie jesteś taką ciapą jak wczoraj przy Reg...
- Charlie co ty tu robisz ? - w drzwiach stał Remus. Moja ulubiona osoba na świecie. Nie wiele myśląc odstawiłam torbę na podłogę i rzuciłam się mu na szyję, ściskając go mocno. Chłopak oddał mój uścisk. - Czemu wczoraj cię nie było? - zapytał . Spojrzałam na niego skruszona. Jak małe dziecko co wie, że nabroiło, ale nie chcę się przyznać.
- Powiem ci. Ale lepiej byłoby jakbyś usiadł, bo to co ci powiem, może zmieść cię jak ostatnio Jamesa po ognistej. - zażartowałam, aby trochę się odstresować. -Właśnie czy Syriusz i James są w domu?? - zapytałam. Bałam się, że mogą jeszcze spać, a na konfrontacje z tymi dwoma łosiami nie miałam ochoty.
- Nie. Pojechali odebrać dziewczyny i Mike'a ze stacji. Pewnie o 11 wrócę, bo znając Jamesa wstąpi sobie po ognistą- odpowiedział i wskazał mi wejście do domu. Udaliśmy się najpierw do kuchni po herbatę, gdyż Remie był jej największym fanem. Z kubkami parującego napoju poszliśmy na górę i spokojnie rozsiedliśmy się na łóżku chłopaka.
- Co cię trapi? Czemu wczoraj nie przyjechałaś ? Bardzo się martwiłem. Czemu wyglądasz jak żywy trup - Remus zasypał mnie pytaniami.
- Wysłałam ci sowę. Nie doszła ? - spytałam na co chłopak pokręcił głową. A to szmata- pomyślałam. No nic. Czułam na sobie te jego brązowe oczy, które czytały ze mnie jak z otwartej księgi. Zaczęłam mówić. O wszystkim. Od początku. Lupin mi nie przerywał. Kiedy rozkleiła się na dobre, odstawił swój kubek na biurko i mój też, podszedł do mnie i wziął mnie w obięcia. Dalej mówiłam mu o wszystkim, ale wtulona w niego. Gdy skończyłam spojrzał na mnie i wytarł mi łzę z policzka.
- Powinnaś powiedzieć Syriuszowi. - wypalił - Wiesz jak z nim jest jeśli dowie się o czymś za późno to wpada w szał. Na przykład jak z tym bałem 2 lata temu. Nie wiedział, że idziesz z Mikem i nikt mu nie powiedział, a potem nie chciał nas znać przez prawie dwa tygodnie. - Na samo wspomnienie tego wydarzenia na usta wpełzł mi uśmieszek i jednocześnie ból związany z zachowaniem Syriusza. Syriusz zawsze musiał być poinformowany o wszystkim odrazu. Taka psia natura.
- Och tak, oczywiście powiem mu : Hej Syriusz. Wychodzę za rok za twojego brata, którego nienawidzisz. On się spyta czemu mu wcześniej nie powiedziałam, a ja mu odpowiem: No wiesz dowiedziałam się o tym wczoraj. - przedrzeźniałam siebie i Blacka, patrząc na rozbawioną minę Lunatyka.
- Nie będę cię do niczego zmuszał. Twój sekret jest ze mną bezpieczny. Odwdzięczam się za dotrzymanie mojej - puścił mi oczko. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i chłopak zbiegł po schodach na dół, skąd dobiegały śmiechy, chichy i krzyki.
Z wielką niechęcią wstałam z łóżka i powlokłam się za przyjacielem. Na dole panował harmider, jak był James i Syriusz zawsze panował. Zaczęłam się witać z Lily. Szczerze mówiąc , nie spodziewałam się jej tutaj zobaczyć. Non stop się kłóciła z Jamesem, który miał bzika na jej punkcie. Ah słodziaki. Oni przynajmniej mieli wybór.
- Lily! Jak zawsze pięknie wyglądasz - powiedziałam, na co ruda się uśmiechnęła tym swoim boskim uśmiechem, który zawrócił w głowie Severusowi i Jamesowi i mnie przytuliła.
- Ty też - zlustrowała mnie wzrokiem i szepnęła - Wszystko gra? Masz czerwone oczy. Płakałaś? - zapytała. Lily od zawsze była matką naszej powalonej grupy. Pokręciłam głową, bo jeszcze to nie był czas aby się dowiedzieli. W sumie to nie wiem, żeby był jakiś dobry moment.
A dowiedzieli się w najgorszym momencie z możliwych ...
Potem zaczęłam szukać, Pandory. Gdy już ją znalazłam, rzuciłam się jej na ramiona. Nice widziałyśmy się od zakończenia Hogwartu.
- Pandi!- powiedziałam do blondynki. - Stara tak się stęskiłam.
- Ja też. Czemu tak mało pisałaś. Codziennie streszczałaś mi swój dzień i nie napisałaś. A poza tym mam tak dość mojej ciotki, całe 2 miesiące z nią to za dużo. - uśmiechnęłam się na jej słowa. Faktycznie jej ciotka była specyficzną osobą, pachniała różami i starym pudrem, ale była znana z niesamowitych eliksirów, które przyrządzała. Jeszcze chwilę się pościskałyśmy i Pandora poszła pomagać Remusowi w kuchni. Jak jej to powiem, znowu ogarnął mnie strach i stres, ale odrąciłam je na obok. Muszą poczekać jeszcze chwilę.
James na mój widok wziął i zakręcił mną w powietrzu. Jak ja   tego łosia. Oczywiście skompletował mnie za bardzo.
Z Marleną i z Dorcas przywitałam się długim uściskiem. Ich też się nie spodziewałam, bo Dorcas pisała mi ostatnio , że ma szlaban, przez to że rodzice przyłapali ją z jakimś chłopakiem. Pół biedy gdyby był gryfonem, ale to był ślizgon.
- Dorcas, co ty tu robisz ? - zapytałam, gdy mnie puściły. Brunetka na mnie spojrzała i uśmiechnęła się zadziornie.
- Ah no wiesz...- Mike przyszedł do mnie i uciekliśmy przez okno. - rzuciłam okiem w kierunku, z którego dochodził głos mojego przyjaciela. Te loczki, wzrost, szczupłośċ i wzrost do złudzenia przypominał mi Reg... Nie Charlie. Ogarnij dupe. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Black, a raczej ręce wokół mojej talii. W moim podbrzuszu poczułam jakieś motylki, albo to były ciasteczka mojej mamy.
- Witam moją ulubioną panią na Ziemi! - powiedział. Jego uśmiech rozwiał wszelki strach, był taki ciepły i piękny. Ja pierdole czemu trafi mi się gorszy z braci Blackòw.
- Witaj Syriusz! - odpadłam rzucając mu się na szyje. Tak ładnie pachniał. Trochę wilgocią, papierosami i tanimi perfumami. Gdy czułam się ten zapach, od razu przypominał mi dom. Kiedy puściłam chłopaka, patrzyliśmy się na siebie w ciszy. Świat nie istniał. Byliśmy tylko my, nasze oddechy i nasze oczy. Oczy Syriusza były koloru niebieskiego, ale nie takiego jak mojego, ładniejsze, głębsze. To coś midday nami przerwał nam krzyk Jamesa z kuchni.
- Luniek!!! Czemu w toasterze jest pełno włosów. - Łapa zaśmiał się, a ja mu zawturowałam.
- Co masz na myśli ?? Stary czemu patrzysz mi w toster?? - Luniek szedł do kuchni zataczając się ze śmiechu. Ja również oparłam się o ścianę i śmiałam się do rozpuchu.
- Mówiłem ci już kiedyś jak bardzo uwielbiam twój śmiech- powiedział brunet, który patrzył na mnie cały czas. Oblałam się rumieńcem.
- Dobra gołabęczki, koniec zabawy. Pomiziacie się na gòrze. A teraz czas na żarcie. Luniek robi tosty z włosami ! Mniam! - zza nas wyskoczył Mike i wziął, mnie za rękę i pobiegł do kuchni. Puchem wziął mnie w obcięcia. I zaczął mnie łaskotać. Wzięłam i pacnęłam go w rękę książkę, która leżała na stoliku w przejściu.
- Charlotte Jane Greenwood, jeśli ty walnęłaś MOJĄ KSIĄŻKĄ MICHEALA TO OBIECUJĘ, ŻE BĘDZIESZ SPAĆ NA GANKU- krzyczał z kuchni Lunatyk. Mike śmiał się, tak samo jak Syriusz.
- A gdzie będzie spał Łapcio, przecież on tam zawsze śpi . - powiedziałam wzruszając ramionami, chowając uśmiech. Chłopak spojrzał na mnie załamany. Kiedy weszliśmy do kuchni, w której panował harmider, aż zrobiło mi się ciepło na serduchu. Lily przekomażała się z Jamesem, Remus robił tosty wraz z Marleną, Mike pomagał Panodorze robić jakąś kolorową herbatkę, Dorcas gadała z Peterem a obok mnie stał Syriusz. Postarałam się zapomnieć. Zapomnię do póki go nie zobaczę.
Kolejne dni minęły mi bardzo przyjemnie, na śmiechu, piciu ognistej i piwa kremowego oraz ogrywania Jamesa w karty. W końcu nastał ten dzień. Pierwszy dzień szkoły. Musieliśmy wstać o 5 - dramat, tragedia, smutek, a najgorsze jest to, że nawet się nie najadłem - cytując Ślizdogona. Zapakowaliśmy się w autko Jamesa i pojechaliśmy na pociąg. Gdy wsiedliśmy do pociągu, w naszym przedziale siedział on - Regulus Ameba Black. Syriuszowi aż oczy z orbit wyszły, jak nam wszystkim w sumie. Obok niego siedzieli jego przydupasy Evan Rosier oraz Severus Snape. Myślałam, że wezmę i wyrzucę szmaciarza za okno. Ten tylko spojrzał na mnie znudzony i poklepał miejsce obok siebie.

——————-
A/n: nie był to najlepszy rozdział ale był, dla Juleczki. W następnym rozdziale Pov Rega. Gwiazdkujcie i dobranoc
~ OP

From love to ashesWhere stories live. Discover now