1 - Un.

67 9 0
                                    

- Makao. - powiedział Max, kładąc ostatnią kartę na stosie.

Zaśmiałam się głośno i w końcu mogłam położyć karty na stolik. Max ograł mnie 4:7. Była to naprawdę nie równa walka. Jeden raz mu się udało, bo karty nie były potasowane, a za drugim, Lucy mu podpowiadała. Po prostu szczęście żółtodzioba.

Swoją drogą, dziewczyna usiadła za mną. Na początku widziałam, że była trochę sceptycznie nastawiona do tego, że Verstappen usiadł obok mnie, ale w końcu odpuściła, bo taka kłótnia nie miałaby sensu. Nigdy, przenigdy nie odbiorę jej Verstappena. Skoro coś czuła, to niech jej się uda.

- Mówi się "po unie" - poprawił go Adrian. Dyrektor techniczny.

- Ta, ty tam wiesz. - powiedział lekceważąco, na co znów się zaśmiałam.

Lot mijał naprawdę przyjemnie. Minęło zaledwie trzy godziny, lecz szczerze poczułam się jakbym znała ich całe życie. Max był naprawdę sympatyczny. Źle go na początku oceniłam, a mój overthinking* zrobił resztę. Stwierdziliśmy, że każdy z nas ma już dość gry w uno, dlatego nadeszła przerwa na jedzenie i relaks. Lucy, zaczęła rozmowę z Maxem na temat klasyfikacji, a ja wreszcie miałam chwilę na wzięcie leków na adhd. Wyjęłam wodę z plecaka, jak i paczkę leków. Ostatnio coraz częściej zapominam o wzięciu ich. Będę zmuszona załatwić sobie notes, albo budzik, kiedy mam je wziąć. 

Oczywiście, nieobeszło się bez wzroku Maxa, który wręcz od razu zrezygnował z rozmowy, z Lucy, na rzecz zapytania się mnie, co to za leki. Było to miłe z jego strony, lecz kątem oka widziałam wzrok Lucy, która widocznie była zdziwiona jego zachowaniem. Gdy będziemy w hotelu, na pewno będziemy wyłącznie plotkować o jego zachowaniu.

- To tylko leki na ADHD. Nic wielkiego. - zaśmiałam się, na jego błyskawiczną reakcję.

- ADHD objawia się chyba potrzebą ciągłego ruchu, czy nie? - zapytał, siadając przodem do dzioba samolotu, gdyż wcześniej był obrócony, by pogadać z Lucy. 

- Nie do końca, w sensie, tak oczywiście, ale są objawy, tego o których mało kto wie, ponieważ tak choroba, została znormalizowana pod mema. - odparłam, a Max wyglądał na bardzo zafascynowanego.

Kontynuowałam moją wypowiedź na temat mojej małej choroby, a z każdym kolejnym zdaniem, miałam wrażenie, że Verstappen coraz bardziej mi współczuje, a jego wzrok stawał się bardziej opiekuńczy i mocny. Może i patrzyłam się za okno, ale czułam jak patrzy się na mnie. W końcu kończąc swoją wypowiedź, spojrzałam na niego. Był uśmiechnięty od ucha do ucha.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten uśmiech i jego dziwne zachowanie, może przynieść takie konsekwencje. 

- Wow. - powiedział, gdy uśmiechnęłam się, tym samym zakańczając swoją wypowiedź. - Naprawdę ci współczuję. - dodał.

Machnęłam jedynie ręką. Byłam przyzwyczajona już do natrętnych myśli, których często nie potrafiłam kontrolować. Jakby miały swoje własne życie. Gdy podali nam jedzenie, przypomniałam sobie, że nadal nie wzięłam tabletki. Przygotowałam sobie jedną obok talerza, by tym razem pamiętać. 

Jedzenie wyglądało dobrze, jak na samolot, który ma ograniczone warunki gotowania. Podali pieczone mięso razem z ziemniakami, w sosie który pierwszy raz na oczy widzę i czuję, a do tego obok ugotowane warzywa. Marchewka, brokuł oraz groszek. Tak właśnie wyglądał tradycyjny obiad w Londynie. Zaczęliśmy jeść. 

Na tym małym śmiesznym ekranie włączyłam film. Nałożyłam słuchawki i zaczęłam oglądać. Był to Venom. Kochałam ten film całym sercem. Uwielbiałam charakter venoma oraz Ediego. Tworzyli wręcz idealny duet. 

Tylko Moja | Yandere F1Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu