rozdział 7-problemy

184 11 12
                                    

-Chciałem cię zapytać o coś ważnego.
-No pewnie pytaj!
Szedłem z Colette przez korytaż szkolny.
-Więc...słyszałaś co mówi o tobie ta dziewczyna? No wiesz...ta w niebieskiej sukience.-chodziło mi o Piper.
-Aaaaa...Tak! A co?
-I nie przeszkadza Ci to że ona powiedziała że jesteś "dziwakiem"?
-Nieeeee coś ty! Każdy tak o mnie mówi! Zdążyłam się już przyzwyczaić!
-Ale...
-Nie ma się czym martwić!
-...no ok...
Colette widocznie się nie martwiła, ale...ja się martwiłem.
-Jesteś pewna że wszystko ok?
Colette przystanęła na chwilę I złapała mnie mocno tak bym był na przeciwko jej.
-Edgar...Wszystko dobrze :). Dzięki że się tym przejmujesz, ale nie ma czym!
-Dobrze...Ale jeśli...
-Wiem! Jeśli będę potrzebować pomocy to ci powiem!
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć więc po prostu się uśmiechnołem. Colette zrobiła to samo i puściła mnie. Potem ruszyła dalej korytażem, a ja za nią.
-Mam jeszcze jedno pytanie!
-Mhm?
-Czemu tak się cieszysz że jesteś w szkole?
-Bo to pierwszy raz kiedy jestem realnie uczniem! Wcześniej byłam na nauczaniu domowym i to dla mnie poprostu nowe, ciekawe przeżycie!
-Nigdy nie chodziłaś do szkoły?
-Kiedyś tak...Ale nie chce o tym wspominać...to były dla mnie ciężkie chwilę...
-Ok :).
-:).
Doszliśmy do klasy w której mieliśmy mieć teraz lekcje. Kiedy wybrzmiał dzwonek weszliśmy do klasy. Colette zapytała czy może że mną usiąść. Zgodziłem się to w końcu moja koleżanka. Co prawda czasem ktoś się dziwnie spojżał, ale nie przejmowało mnie to zbytnio. Gdy lekcja się skończyła wyszliśmy z klasy. Zostały tylko 3 lekcje. Uff...im szybciej skończom się lekcje tym szybciej wruce do domu, a im szybciej wruce do domu tym szybciej będę mógł iść do gift shopu. Ten fakt był pocieszający. Wtedy znów usłyszałem głos Piper:
-Ha ha! A widziałaś jak ta nowa tak się uśmiecha? Wygląda w tedy jak rekin!
-Pfffff! Przestań bo się popłacze ze śmiechu!
-Ej Czekaj ona ma na imię Colette nie?
-No...Czekaj, czekaj...Kotlet!
-Ha ha! Idealne! Emz jesteś genialna!
-phhhhh! Wiem!
Spojżałem na Colette. Byłem pewien że teraz będzie jej przynajmniej trochę smutno, ale ona dalej się uśmiechała. Ehhh...czasem jej nie rozumiem...Kolejna lekcja. Colette znowu chciała że mną siedzieć. Zgodziłem się. Lekcja nie była zbyt ciekawa, ale jakoś minęła. Po lekcji Colette powiedziała że idzie do toalety. Postanowiłem poczekać przy klasie, ale po paru minutach Colette dalej nie wracała. Uznałem że pewnie jest kolejka, ale gdy zadzwonił dzwonek zaczołem się martwić. Poszedłem zprawdzić czy wszystko ok. Wtedy usłyszałem głos Piper i Emz:
-Ha ha! Widzisz Kotlet? To nie miejsce dla takich dziwaków jak ty!
-No właśnie!-Dodała Emz.
Wtedy było słychać chuk. Jakby ktoś upadał ba podłogę.
-A jak komuś się poskarżysz to dostaniesz 2 razy mocniej zrozumiano!?
Słychać ciche potakiwanie i kroki po kafelkach. Szybko schowałem się za rogiem żeby Pioer i Emz mnie nie zobaczyły. Kiedy oddaliły się w kierunku klasy pobiegłem do łazienki.
-Colette! Wszystko dob...
Colette siedziała oparta o ścianę. Leciała jej krew z nosa i ust. Szybko do niej podbiegłem.
-Boże Colette! Żyjesz!? Powiec coś!
-*mruga kilka razy* E-Edgar? Co ty tu robisz? To pre-przeciesz damska toaleta...
-Wiem! Widziałem te głupie baby ci zrobiły! Musimy iść do pielęgniarki!
-Hę? A to niby czemu?
-Leci ci krew!
-Eee tam...krew, krew. Sama se poradzę! Nie potrzebuje żadnej pielęgnarki!
Colette chwyciła się umywalki i na trzęsących się nogach powiedziała:
-Widzisz? Sama świetnie daje sobie radę!
Colette wzięła papierowy ręcznik i zamoczyła go od kranem. Przyłożyła go do nosa i pochyliła eię nad umywalką. Z jej ust cały czas leciała krew. Odwruciła się do mnie na pięcie równocześnie puszczając się umywalki.
-Patrz! Jestem cała I zdro...*upada na ziemię*.
Zdążyłem tylko podłożyć jej rękę pod głowę zanim upadła.
-Colette musimy iść po pomoc! Nie dasz rady Sama!
-N-nie! Nie chce niczyjej pomocy!!!
-Colette...
-Dam! Sobie! Radę!!!
-Potrzebujesz iść do pielęgniarki!
-Sam se ić do...*mdleje*.
Szybko podniosłem dziewczynę i pobiegłem do pokoju w którym przebywała pani pielęgniarka. Nie zapukałem, a tak się złożyło że w gabinecie akurat ktoś był.
-Proszę zaczekać! I pukać!
-Proszę pani! Ona zemdlała! Jak mam czekać!?
Pani pielęgniarka popatrzyła na Colette i widząc w jakim stanie jest Szybko wzięła ją na łużko które znajdowało się w pomieszczeniu. Wzięła parę chusteczek i kompres i wyprosiła mnie z pokoju. Powiedziała też bym jak najszybciej wracał na lekcje. Kiedy wszedłem do sali dostałem satnardowy opier*ol za spuźnienie jednak Kiedy nauczyciel zobaczył krew na mojej ręce obrazu zapytał:
-Edgar! Co się stało!?
-Nowa uczennica z naszej klasy została...pobita w toalecie. Zemdlała i zaniosłem ją do pielęgniarki...
-O Boże...Dobrze że od razu zareagowałeś.
Pokiwałem głową i usiadłem w swojej ławce.
-Żeby nową koleżankę w szkole tak motraktować...-mówił do siebie nauczyciel.
Lekcja strasznie się dłużyła. DAJCIE MI DO CHOLERY W KOŃCU IŚĆ DO COLETTE! Nareszcie usłyszałem dzwonek. Kierowałem się do drzwi, ale nauczyciel zaczepił mnie na chwilę.
-Edgar. Dziękuję za pomoc koleżance. Mam tylko jedno pytanie. Wiesz kto jej to zrobił?
-...Nie. Niewiem.
Skłamałem. Dobrze wiedziałem że to Pioer i Emz, ale wolałem sam się z nimi rozliczyć. Interwęcja nauczyciela nic by nie dała. Dostały by tylko uwagę i tyle, a ja już im dopłacę pięknym za nadobne!
-Dobrze...możesz już iść.
Wybiegłem jak najszybciej z klasy kierując się w stronę gabinetu pielęgniarki. Już miałem ciągnąć za klamkę Kiedy przypomniało mi się że najpierw trzeba zapukać.
-Proszę!
Wszedłem do środka. Na łużku siedziała Colette i przyglądała się naklejce dzielny pachęt którą dostaje każdy który przebywa w gabinecie.
-Colette! Już lepiej?
-T-tak...chyba tak. Ale nie wiem czy będę mogła pójść na kolejną lekcje...
-Nic nie szkodzi! Ważne że już czujesz się lepiej!
-...Edgar?
-Tak?
-m-mogę cię przytulić? Jeśli nie chcesz to zrozumiem. Pytam by nie naruszać twojej przestrzeni prywatnej. Wiesz...
-Pewnie że możesz!-Podszedłem do Colete, a ona obieła mnie rękami.
-Dziękuję...-powiedziała dziewczyna.
-Nie masz za co!
-Chyba zaraz masz lekcje...leć już bo się jeszcze spuźnisz!
-Dobra, dobra!
Lekcja minęła w miarę szybko. Cieszyłem się że z Colette jest już lepiej. Ale dalej czułem to miłe ciepło. To ciepło Kiedy mnie przytuliła...to było bardzo przyjemnie. Po lekcji postanowiłem że tym razem nie będę szedł do Colette. Była bardzo wycięczona co nie dziwne. Może zasnęła...nie zakieżam jej teraz przeszkadzać. Teraz tylko ostatnia lekcja i do domu! Nareszcie! Kiedy usiedliśmy w ławkach i lekcja się rozpoczęła nie mogłem doczekać się kiedy w końcu wyjdziemy do domu. Po 45 realnych minutach i 150 godzinach które ja odczuwałem za lekcje w końcu zadzwonił dzwonek. Tak! Nareszcie! Szybko wziołem plecak, ale przed wyjściem zaszedłem jeszcze po Colette.
-Colette! Pora już wracać!
Nikt nie odpowiedział. Rozejżałem się po pomieszczeniu. Nie było pielęgniarki. Musiała pewnie pójść na kawę czy coś. Obudziłem delikatnie Colette dając znak że pora już wracać. Ona zaspana tylko powiedziała:
-Oki...
Wyrwałem tylko kartkę z zeszytu na której napisałem:

Dzień dobry
Tu ja, Edgar. Poszedłem z Colette do domu więc proszę się nie martwić. Miłego dnia :).

Od autorki
Dziękuję urmomcolette i JulitaMyszko za przemilutkie komentarze! Lovciam was! ♡♡♡
P.s. najdłuższy rozdział jak do tej pory! :D

☆Dziwaki☆/☆Colette x Edgar☆/(brawl stars)Where stories live. Discover now