Rozdział 16

6 0 0
                                    

Wstałam z niezłym kacem, czułam się fatalnie, ale czy żałuję? na to pytanie odpowiedzieć muszę sama. Nie mogę zapomnieć o tym co wczoraj zobaczyłam w telewizji. Może to właśnie przez niego się tak upiłam?
Poszłam do łazienki się ogarniać tak jak zawsze, weszłam pod prysznic i wtedy usłyszałam wibracje telefonu, przyszły mi 3 wiadomości od nieznajomego mi numeru. Zajebiście. Wyszłam naga z pod prysznica i wytarłam mokre ręce żeby móc odczytać wiadomości.
Od: 548 839...:  Pisze z ogłoszenia znalazłem chyba twoją zgubę.
*ZDJĘCIE* i faktycznie znajdował się tam Axel.
Od: 548 839...: możemy się spotkać w parku obok galerii.
Do: 548 839...: Będę za 10 minut.
Zaczęłam się ogarniać w trybie natychmiastowym. Do torby włożyłam jedynie smycz i szelki Axiego. O nagrodzie pomyślimy później. Pod pachę wzięłam deskę zamknęłam za sobą drzwi na klucz i zbiegłam po schodach klatki schodowej. Gdy już wyszłam na świeże powietrze postawiłam deskę ale gdy postawiłam na nią nogę ta się przechyliła a ja straciłam równowagę i upadłam.
- Kurwa - otrzepałam się.
Teraz pewnie byłam strasznie rozczochrana ale nie obchodziło mnie to, ważne jest teraz żeby odebrać Axela. Tym razem ostrożnie weszłam na deske i odepchnęłam się lekko. Gdy już czułam się pewnie jechałam co raz szybciej i szybciej. Zza rogu wystawała już galeria więc z tego faktu znów przyspieszałam. Zjechałam z krawężnika i wjechałam w park. Nie wiem dokładnie gdzie mieliśmy się spotkać, więc poprostu jeździłam po prostych dróżkach. W końcu zobaczyłam faceta stojącego tyłem do mnie a na smyczy miał Axela. Jak kurwa słodko za nowy prezent. Gdy pies mnie zobaczył zaczął szczekać a chłopak się odwrócił. Nie wierzę kurwa poprostu nie wierzę. Czy on musi się zawsze wpierdalać w moje życie. Blondyn z brązowymi oczami uśmiechnął się do mnie cwanie.
Kurwa.
- Cześć Axel - wiesz jak się martwiłam - piesek zaczął skakać mi na nogi.
- Sory, ale nagrody jeszcze nie mam - podniosłam głowę do góry.
- Dla mnie nagrodą był twój numer telefonu - puścił do mnie oczko. - A jeśli chodzi o tą sukienkę.. może chcesz gdzieś wyjść? - powiedział niepewnie.
- Napiszę ci - uśmiechnęłam się do niego. Kucnełam żeby nałożyć szelki axelowi i przypiąć smycz. Wsiadłam na deskę a w drugiej ręce miałam uchwyt smyczy. Pomachałam chłopakowi i ruszyłam. Cieszyło mnie to że Axi zrozumiał o co chodziło i biegł koło mnie.
***
- Hej - pocałowałam przyjaciółkę w policzek. Ugodzilam się wygodnie na fotelu jej samochodu.
- Kurwa ja już mam dość tej roboty! - krzykła i uderzyła dłońmi w kierownicę.- Ja muszę się z niej wydostać.
- Kate.. może znajdziemy jakąś inną robotę? - zapytałam niepewnie.
- A ciekawe kurwa gdzie - Evans gdy jest zła przeklina więcej niż kiedykolwiek.
- No to może czas najwyższy poszukać?
- No ciekawe a masz jakieś wykształcenie, masz? chyba w pizdzie.
- Kate! a może w galerii handlowej kogoś szukają do tego nowego sklepu.
- Faktycznie.. po pracy jedziemy tam! - ruszyła z piskiem opon.
Podjechaliśmy na parking tego cyrku.
- Dzień dobry - powiedzialyśmy w tym samym czasie.
- Oh, myślałam że Valerie się już nie zjawi.
- Hmm ja wiem że szefowa by chciała - odpowiedziałam pokazując jej że w dupie mam jej zaczepki.
Dzisiaj moim nieszczęściem stałam na kasie.
Pierwszy klient.
Drugi klient.
Trzeci klient.
Do sklepu weszły dzieci, więc wiedziałam że to nie będzie łatwe obsługiwanie.
- Dzień dobry - powiedziały dzieci, na oko miały maksymalnie dziewięć lat.
- Poprosze oranżadę, tylko ile ona kosztuje - wskazał palcem na szklaną butelkę stojąca za mną.
Obróciłam się za siebie i wzięłam butelkę. Skasowałam ją i na wyświetlaczu wyświetliła się cena.
- Trzy złote.
- To poproszę jeszcze jakiegoś batonika za dwa złote, to sie Olivier podzielimy na pół piciem i batonem.
- dobra - powiedział ten drugi z ekscytacją.
Pokazałam im jakiegoś czekoladowego batona za dwa złote.
- Razem to będzie pięć złoty - przesunęłam produkty bliżej nich a chłopczyk dał mi na szklaną podstawkę pięć groszy.
Zmarszczyłam brwi - to jest pięć groszy a nie pięć złoty.
- No mówiłem! to mi nie wierzyłeś.
- No ale tu pisze pięć to myślałem że to pięć złoty!
- Stop - powiedziałam łagodnie.
Nachyliłam się do nich -
Weźcie sobie poprostu to i szybko wychodźcie.
- Dziękujemy pani bardzo! - krzyknęli na raz.
Przyłożyłam palec do ust w geście żeby byli cicho.
- Dziękujemy - powiedzieli tym razem szeptem i wyszli z sklepu, a ja odetchnęłam z ulgą.
- To co, koniec na dziś! - wyszła Evans z magazynu.
- Chodźmy jak najszybciej - Kate przytaknela i wyszliśmy, ale za nim to musieliśmy się wpisać w kalendarz że zaliczyliśmy dziś swoją pracę.
Weszliśmy do auta i wyjechaliśmy.
Kate otworzyła szybe a ja wystawiłam środkowego palca w stronę sklepu.
Rain to zobaczył bo akurat wyszedł na papierosa i nam pomachał.
Przez całą drogę smiałyśmy.
- Kate? a my nie miałyśmy jechać do tej galerii.
- Kurde, zapomniałam - wjechała na czyjeś podwórko żeby wykręcić, lecz nie wyszło jej to za perfekcyjnie bo wjechała w rów.
Z zamkniętymi oczami kazała mi wyjść zobaczyć czy wjechała a ja ze smutkiem w oczach stałam przy aucie którego jedna opona jest w rowie.
Po pięciu minutach walki z tym problemem udało się a ja weszłam spowrotem do samochodu.
***
Leżałam na łóżku po tym jak z Kate nie zauważyliśmy żadnego znaku że szukają kogoś do roboty. Przeszukiwałam programu ale nic nie mogłam znaleźć ciekawego, strasznie się nudziłam aż w końcu przypomniałam sobie o propozycji chłopaka. Stwierdziłam że okazja nie może się zmarnować a skoro mi się nudzi to.. napisze do niego SMS-a.
Do: nieznajomy mi chłopak który mnie prześladuje:):
Hej, ogólnie mam teraz czas to może chcesz gdzieś wyjść?
Od: nieznajomy mi chłopak który mnie prześladuje:):
Hej podaj mi swój adres bo jeszcze tego nie udało mi się znaleźć i będę po ciebie za pół godziny.
I tak zakończyliśmy nasze rozmowy. PÓŁ GODZINY?! JAPIERODLE.
Niemal podbiegłam do szafy i wygrzebałam z niej czarną sukienkę która była obcisła i sięgała mi do połowy ud. Na to zarzuciłam czarną ramoneskę. Pomalowałam się trochę mocniej niż zwykle i spryskałam się od stóp do głów moją ukochaną mgiełką wiśniowa. Na wyprostowane keratyną włosy założyłam beżową czapkę NY.
Na szczęście miałam otworzone okno bo usłyszałam trąbienie auta. Spóźniłam się o dziesięć minut.
Szybko zamknęłam drzwi ale przed tym pożegnałam się z axelem i dwa razy się upewniłam że został z domu a nie wybiegł. Zbiegłam po schodach i przed klatką zobaczyłam jego szaro zielone auto.
- Dłużej się nie dało? - zapytał niemiło gdy weszłam do jego karocy.
- A może najpierw się w ogóle mi przedstawisz?
- Olivier Anderson.
- Dzięki, teraz mogę zmienić nazwę twojego kontaktu - ale zanim to zrobiłam przyłożyłam telefon do jego twarzy i odrazu się zrobiło zdjęcie. - Dzięki razy dwa.
- To może teraz twoja kolej?
- Valerie Lopthe.
- Dzięki, teraz ja mogę zmienić nazwę kontaktu - zrobił to samo co ja przyłożył telefon do mojej twarzy, ja za to pokazałam język do zdjęcia.
- Gdzie jedziemy? - spytal.
- Ale.. to ty mnie zaprosiłeś?
- No dobra no ale może chcesz coś zjeść?
- Mogę.
Ruszył z piskiem opon jakby miało to zrobić na mnie wielkie wrażenie.
Jechaliśmy w ciszy słuchając muzyki w radio.
- Summertime sadness! - krzyknęłam gdy zobaczyłam tytuł.
- Słuchasz lany? - zapytal.
- Nie widać! zdeptałeś moją obsesję na jej punkcie - ironicznie posmutniałam
- Wybacz - podniósł ręce w geście obronnym.
Dojechaliśmy na miejsce, zatrzymał się na parkingu knajpki z amerykańskich serialów z lat 90'.
Weszliśmy do środka a wystrój mnie zszokował. Na suficie namalowana została flaga Ameryki. Wszędzie były blaszane rejestrację, a w tle leciały jakieś piosenki które kojarzyłam, m.i.n ABBA.
- Myślisz że mi się podoba? - spytałam.
- Chodź - wziął mnie za rękę. za rękę.
Z A  R Ę K E.
po drugiej stronie knajpy był w ogóle inny wystrój. Wszędzie było różowo, kwiatki zwisały po ścianach z sufitu. Poprostu było ładnie. Nie ślicznie, tylko ładnie.
- Już lepiej - kocham marudzić.
Usiedliśmy do stolika wyłożonego pięknym obrusem w biało różową kratkę.
- Co zamawiasz?
- Różowe naleśniki - powiedziałam z ekscytacją
- Fuj.
- Ty jesteś fuj!
- Valerie..
- Przecież różowe naleśniki są pyszne
- Valerie
- Do tego bita śmietana.
- Valerie - machnął mi ręką przy twarzy - ktoś do ciebie dzwoni. Próbował przeczytać do góry nogami kto to był.
- Kate dzwoni zaraz przyjdę - odeszłam od stolika, udając się do toalety. Zamknęłam się w jednej z kabin i odebrałam połączenie.
- Kobieto! dodzwonić się do ciebie nie dało!
- Jestem na randce? jeśli mogę to tak nazwać narazie to nie randka tylko stypa.
- wyjdź z tamtad poprostu?
- Kate...
- Pa - rozłączyła się.
***
Szliśmy na moście na plaży, jednak to była randka. Randka zdecydowanie udana. Nie sądziłam że znamy tyle wspólnych tematów do rozmów.
- Dobra, przyznaje się też słucham lany - zaśmiał się Olivier.
- Jaka jest twoja ulubiona piosenka?!
- Looking for America.. - powiedział, niepewnie?
- Jezu, pamiętam gdy usłyszałam ją pierwszy raz, byłam wtedy na imprezie trzymałam włosy przyjaciółkę gdy wymiotowała i nagle usłyszałam w głośnikach te piosenkę.
- Na imprezie? Lana?
- Impreza urodzinowa.. - No i wtedy podeszłam do DJ o tytuł, a na koniec próbowałam go w sobie rozkochać lecz jak się domyślasz nie udało mi się to - wybuchłam śmiechem, a on odrazu za mną.
- A może opowiesz mi coś o swoim życiu - poprosił. Zastygłam, Jezu Chryste .
- Kiedyś miałam chłopaka, w sensie kochałam się w nim ale nie byliśmy oficjalnie razem i nie wiem czy gdybym mu to powiedziała odwzajemnił by uczucia.
- A jak się nazywał - łzy zebrały się w kącikach, a gdy mrugnełam jedna spłynęła. On zastygł, nie wiedział co powiedzieć więc poprostu mnie przytulił. PIERWSZY RAZ OD TRZECH JEBANYCH LAT JAKIŚ CHŁOPAK MNIE PRZYTULIŁ.
Gdy już się oderwaliśmy od siebie usiedliśmy na zimnym murku oddzielający most od piachu.
Siedzieliśmy w ciszu.
Terapia? zdecydowanie.
- Moja mama zmarła kiedy miałem siedem lat - zaczął - nie wiele pamiętam z tego okresu ale pamiętam to że nigdy jej nie obchodziłem, zabrali jej prawa rodzicielskie a ja trafiłem do domu dziecka - wyjął paczkę niebieskich cienkich Winstonów.
Szczerze? nie obchodziło mnie to za bardzo co do mnie mówił lecz było mi go poniekąd szkoda ale skupiłam się na tym że za bardzo przypomniało mi to rozmowy z Lane'em gdy leżeliśmy wtuleni w siebie a wokół nas unosił się dym papierosowy. Nie chciałam ukrywać że płacze, nie wiedziałam na ile mój dotyk był dla niego komfortowy więc lekko oparłam głowę o jego ramię. Odrazu zrozumiał więc pozwolił mi zdecydowanie na więcej komfortu.
- Chcesz się przejechać? - spytał nagle.
- Hm?
- Odwróć głowę - rozkazał. Przy jednym z budynków stały rowery do wypożyczenia.
Po przeliczeniu naszych całych pieniędzy okazało się że starczy nam tylko na jeden.
- Wiesz.. z tyłu jest bagażnik, ja jestem zawodowym kierowcą więc bez problemu możemy wypożyczyć jeden.
Wstałam szybko z piachu i zaczęłam biec w stronę rowerów, Oliver zrobił to samo.
***
Zaczął padać deszcz a my jeździliśmy po całym mieście.
- kurwa mać - Oliver stracił panowanie i upadliśmy na ziemię.
- Zawodowy kierowiec - powiedziałam otrzepując się. Znajdowaliśmy się już przy mojej klatce.
- To pa? - nie zdążyłam nic powiedzieć bo zamknął mnie w swoim uścisku.
- Pa - puścił mi oczko i zaczął iść w swoją stronę.
- A rower?! - krzyknęłam patrząc na pojazd leżący w krzakach.
- Jebać to - powiedział odchodząc.
Zanim jeszcze weszłam do klatki napisałam szybką wiadomość
Do: Olivier: A co z twoim samochodem?
Od: Olivier: Ta knajpa była mojego kunpla kończy zmianę w nocy a mieszkamy w tym samym bloku więc bez problemu przyjedzie nim.

Nie odpisałam mu na te wiadomość tylko zareagowałam kciukiem.
Od: Olivier: Dobranoc.
Ciepło rozlało się po moim ciele.
Do: Olivier: Dobranocc.
Zareagował serduszkiem. A ja bezpiecznie udałam się do mieszkania. Przy nim czułam się bezpiecznie.

renew meWhere stories live. Discover now