rozdział 7

14 0 0
                                    

Na szczęście nie skończyło się niczym więcej oprócz całowania, cholernie brakowało mi tutaj Nasha, nie mógł nic zrobić bo pojechał po ochroniarza na lotnisko spowodu nadchodzącej delegacji przydupasów Tylera. Leżałam teraz w swoim łóżku i wyłam jak bóbr tak cholernie się brzydzę go.
Wtedy usłyszałam trzask drzwi z dołu.
Lane wrócił. Ucieszyłam się tak mocno że aż zerwałam się do pozycji siedzącej ale przecież nie mogłam zejść na dół, nie po tym co zrobił Tyler.
- Wróciłem - krzyczał z dołu Lane. Tak bardzo uwielbiałam słuchać jego głosu.
- Spoko - odpowiedziałam z góry starając się żeby nie było słychać że mocno płakałam ale chyba na marne bo słyszałam już szybkie kroki na schodach, więc odwróciłam się plecami do wejścia.
- Co się stało - już po chwili słyszałam jego głos w moim pokoju.
- Nic - odpowiedziałam nadal odwrócona.
- Słyszałem że płakałaś- bez zastanowienia położył się koło mnie.
Serce zabiło mi mocniej gdy włożył rękę pod moje żebro i obrócił mnie gdzie teraz leżałam na jego ręce odwrócona do niego.
- O kurwa - kto ci to do chuja zrobił.
- Ale co - tym razem nie kłamałam , serio nie wiedziałam o czym mówił.
- Te jebane malinki.
O boże, nie wierzę, czy on serio zrobił mi malinki? jedyną osobą która mogła to zrobić był lane
- Nie, nie to nie może być prawda , błagam powiedz że się nie myle, powiedz że to nie był Tyler. Łzy napłynęły mi do oczu i nie starałam się żeby nie spłynęły. Zaczęłam po raz kolejny płakać.
- Nie płacz proszę tylko powiedz to on- mówił zmartwiony i wkurwiony jednocześnie. Kiwnełam głową bo nie chciało mi się odpowiedzieć na to pytanie
- Japierdole kiedy co i jak mów- teraz to mówił bardziej lodowatym głosem niż wcześniej.
- Poszłam się myć i nagle on wszedł otworzył prysznic i zaczął... i wtedy coś we mnie pękło, nie dałam rady dokończyć.
- Valeria nie płacz już, spójrz na mnie rozumiesz?. Valeria. Valeria. Jak to dziwnie brzmiało czemu kurwa nie Alma.
- Nie mam siły rozumiesz? Już nie dam rady wytrzymać tu dłużej nie dam rady - zaczęłam mówić drastyczniej
- musisz. Musimy- oznajmił
Tylko że ja już nie chciałam, nie chciałam cierpieć, bardzo nie chciałam,
- Co jeśli nasz plan nie wyjdzie- wypaliłam.
- Czemu miało by się tak stać ?- pytał zaciekawiony.
- Bo to ty będziesz robił?-powiedziałam.
- chcesz to możesz mi w tym pomóc- Ja i palenie pokoju? japierdole jak to absurdalnie brzmi.
- Nie dzieki- powiedziałam.
- Czemu on ci to zrobił? - zadał pytanie na które nie znałam odpowiedzi.
- Nie wiem , a jaki był wasz plan zanim mnie porwaliscie?- brnę w to dalej.
- Tylko błagam obiecaj że stąd nie uciekniesz- powiedział wydaje mi się że humorystycznie.
- Obiecuje?- chciałam już znać odpowiedź.
- Chcieliśmy cię przelecieć, każdy po kolei , później cię wykorzystywać, znedzac, i później zajebac, ale pomyśl czemu ja cię ani razu nie dotknąłem negatywnie.
Japierdole, zajebac? wiem że to porwanie i w ogóle brawa że jeszcze żyje ale to brzmi tak okropnie i absurdalnie.
- O czym ty do mnie mówisz- łzy powoli ściekały.
- Zadałem pytanie - mówił coraz niżej.
- nie wiem - oznajmiłam cicho.
- Bo cię kocham rozumiesz, kurwa kocham- mówił coraz bardziej naciskając. I wtedy wiedziałam że chciałam tego , że on tego chciał, razem tego chcieliśmy od początku wiedziałam że chce chociaż z nim się dogadywać ale nie wiedziałam że mam u niego szansę, ale życie kręci się teraz i to właśnie w tym momencie Lane Nash mnie całował.
- czterdzieści osiem godzin - wyszeptał mi prosto do ucha.

renew meWhere stories live. Discover now