Rozdział 10

93 19 10
                                    

Kiedy był dzieckiem, wiele rzeczy wydawało mu się takich dużych i wspaniałych. Wysokie budynki w Seulu, kolorowa huśtawka na placu zabaw, waniliowe lody sprzedawane przez staruszkę w parku. Tylko tyle pamiętał ze swoich najmłodszych lat. Zupełnie jakby reszta został uznana za mniej istotne i wypchnięta z jego podświadomości. A może chciał pamiętać tylko te dobre chwile i mieć swój mały, magiczny kącik, do którego nikt nie zaglądał. Bowiem im stawał sie starszy, tym dotykały go większe nieprzyjemności. Matka nigdy nie wspominała o rodzinie. Nikt nie mógł im pomóc, gdy zachorowała. Dlatego ciężko pracował, żeby mogli godnie żyć. Większość jego młodzieńczych lat to upadki, z których ciężko było sięcpodnieść. Jednak zawsze dawał radę, bo miał swoje cele, marzenia i plany. Ale kiedy człowiekowi cały czas coś nie wychodzi, przestaje wiersyć. Jimin też przestał, szczególnie gdy został sam i przyszła wojna. Egzystencja, którą prowadził, była niczym wegetacja roślin. Nie było w niej nic przyjemnego, a na końcu i tak czekała śmierć. Chciał zostawić to wszystko za sobą i zacząć z czystą kartą, ale w tych warunkach nie było takiej możliwości. Żył więc z dnia na dzień, czekając aż nadejdzie jego pora. Starał się być samotny, aby nic nie wiązało go z otaczającym światem. Ale i tym razem zawiódł. Znalazł ludzi, na których mu zależało, a myśl o tym że ich straci była bardziej bolesna niz sztuczne życie w zamknięciu. Dlatego szukał sposobu na ucieczkę i powrót do oazy. Pragnął znowu ich zobaczyć i upewnić się, że nic im nie jest. Czy jednak to życzenie było na tyle ważne, żeby zaryzykować istnienie kogoś innego, kto co prawda nie był bez skazy, ale starał się nim opiekować. W tych czasach pomoc drugiego czlowieka była na wage złota. W pojedynke na wejściu można było pożegnać się z życiem.

Może to było powodem, że nie przestawał w swoich działaniach. Siedział przy Jungkooku cały ten czas. Nie spał, nie jadł, po prostu trwał. Czuł, że jego twarz jest opuchnięta – nie od łez, bo tym razem nie plakał, ale od bólu i zmęczenia. Napoił go i nakarmił, a Jungkook po prostu patrzył na niego z wdzięcznością. Widział jak jego oczy szklą się w blasku słonca. Nie mógł go zostawić. Nawet by nie potrafił.

Później Jungkook przespał jeszcze godzine, a gdy ostatecznie się przebudził, pomógł mu usiąść. Nie miał już gorączki i chyba czuł się lepiej, ale Jimin nadal martwił się i jego zdrowie. Niepokoiło go wiele rzeczy. Nie mógłby ich zliczyć nawet na palcach jednej ręki. Gdyby sytuacja była inna, zabrałby go do lecznicy, do doktora Lee. Ale jak najmniej osób mogło wiedzieć o istnieniu Jungkooka. Kto wie, czy nie doprowadziłoby to do protestów. Tak o tym myśląc, zdał sobie sprawę, że sprowadzając go tutaj skazał go na tortury. Bo czy naprawdę mógłby tu żyć normalnie, skoro ludzie i tak dowiedzieliby się, że jest z Red Five. Może za jakiś czas by to zaakceptowali, a nawet go polubili. Jednak takich grzechów łatwo się nie zapomina, nawet jeśli można je wybaczyć.

– Byłeś tu cały ten czas? Spałeś chociaż trochę? Jadłeś? – zapytał, a Jimin ucieszył się, że jego głos byl nieco stabilniejszy. Kiedy pokręcił przecząco głową, Jungkook wyraźnie się zdenerwował i podał mu resztkę zimnego gulaszu. – Jesteś taki glupi – skomentował, nakazując mu otworzyć buzię i siłą go nakarmił. Jimin krzywił się, nie chcąc jeść. Miał wrażenie, że wszystko co przełknie zaraz z powrotem cofnie się mu do gardła.

– Już wystarczy. Więcej nie mogę – powiedział, machając rękami.

– Nie przejmuj się mną aż tak – pouczył go, chociaż był młodszy, a na dodatek w więszych tarapatach. – I nie jestem zły. Nie miałeś o niczym pojęcia – dodał, domyślając sie jakie pytanie zada. – Doświadczyłem naprawdę wiele bólu i cierpienia, więc taka jedna akcja nie jest w stanie mnie złamać. Bardziej obawiam się, że to ciebie spotkają przez to jakieś nieprzyjemności.

– To teraz nie ważne. Powiedz lepiej, jak twoje uszy? Wszystko dobrze słyszysz?

– Jest w porządku. Czuję tylko lekki dyskomfort.

Card War [jikook]Where stories live. Discover now