Piątek trzynastego

407 16 8
                                    

Dzisiaj jest piątek 13 grudnia. Wracam do szkoły po tym głupim porwaniu. Nie wiem czemu ale Vince zadecydował że mam jeździć do i ze szkoły z Dylanem. Z resztą Vinca i jego tok myślenia ciężko zrozumieć.

Dzień zapowiadał się idealnie. Była nawet ładna pogoda. Padał śnieg co oznaczało że mój wredny brat pojedzie autem a nie motorem. O 7 wstałem z łóżka ubrałem mundurek i zeszłem do kuchni na śniadanie.

W pomieszczeniu byli wszyscy moi bracia i Hailie która robiła jajecznicę. Po tej akcji z kuchnią Vince zadecydował że każdego dnia ktoś inny z mojego rodzeństwa robi śniadanie a Eugenie zaczyna pracę o 10. Pilnował ich chociaż nie jadł tego co przygotowali. Sam też najchętniej bym tego nie jadł bo na przykład jajecznica mojej siostry wyglądała jakby ktoś najpierw ją zjadł a potem wyrzygal. W smaku też była okropna na co dowodem jest to że nawet Shane jej nie zjadł.

- Boże Hailie co ty do tego dałaś? - Will lepiej nie wiedzieć.

- Jajka, sól, pieprz, pomidory, cebulkę, szynkę, i jakieś takie zielone małe coś i grzyby.

- Czy tobie chodzi o groszek drogie dziecko?

- Możliwe

- Musicie zjeść to całe.

- Ale Vince to smakuje gorzej niż siki.

- Nie może być aż tak źle Dylan. A poza tym ty nawet nie wiesz jak smakują siki.

- Wiem. No nie patrzcie tak na mnie jak byliśmy mali uczyłem Shane sikania na nocnik a on jakoś tak usiadł że zamiast do nocnika nasikał mi do buzi.

- Wy to macie jakiś talent do tego bo ty tak zrobiłeś tacie.

- To dlatego nie chciał uczyć Shanea.

- Kończcie śniadanie bo do szkoły pora jechać.

Oczywiście nikt go nie posłuchał i jak Vince wyszedł odebrać ważny telefon my wyrzuciliśmy jedzenie i zakrylismy je jakimiś śmieciami. Potem wszyscy pojechaliśmy do szkoły.

Na pierwszej lekcji miałem fizykę i pani zrobiła nie zapowiadaną kartkówkę. Na 100% dostanę z niej 1 bo nic nie umiałem. Następne 3 lekcje minęły jakoś a 4 miałem historię więc na niej spałem.

Teraz idę z Samem i Lukiem na stołówkę bo jest długa przerwa. Zanim tam doszliśmy jakiś chłopak wbiegł we mnie. W ręce trzymał jogurt owocowy którego zawartość skończyła na moim mundurku. Wyglądałem teraz jak debil.

Po wejściu na stołówkę zamiast iść po jedzenie poszłem do rodzeństwa.

- Macie może chusteczkę? - Dylan i Shane jak mnie zobaczyli wybuchło śmiechem a Hailie starała się nie śmiać ale jej nie wychodziło.

- Nie... Ale mam pomysł niech Dylan da ci swoją bluzę a Shane dresy.

- A po co mu to nawet w czystym mundurku wygląda jak sierota. Gdyby mój brat taki był to bym się do niego nie przyznawał ..- znajomy mojego rodzeństwa chciał powiedzieć coś jeszcze ale Dylan przywalił mu z całej siły w twarz chyba łamiąc przy okazji nos.

- Nie masz prawa mówić takich rzeczy mojemu bratu zrozumiałeś?

- T..t..tak

- To super a teraz zjeżdżaj.

Poszłem się przebrać w rzeczy które dostałem od braci i już przebrany wróciłem na stołówkę. Wziąłem sobie jakieś frytki i usiadłem przy stoliku z przyjaciółmi. Ja miałem takie szczęście że akurat trafiłem na złamane krzesło. Parę osób się zaśmiało ale Dylan zmierzył ich groźnym spojrzeniem i od razu się zamknęli.

Najmłodszy z rodzeństwa.  Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz