P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR

Start from the beginning
                                    

- Małe kroczki Dai, dobrze? Nie forsuj się - poprosiła Rose delikatnym, matczynym tonem. - Ale jeśli byś chciał to mogę usiąść obok ciebie i trochę ci o nich poopowiadać. Co ty na to? I tak nie masz nic lepszego tu do roboty - dodała na końcu pół żartem, pół serio.

Osamu przez chwilę wyglądał na przerażonego. Na czysto przerażonego tym najbardziej skrytym w duszy człowieka, najbardziej pierwotnym instynktem, który alarmował o stuprocentowo pewnym zagrożeniu. Porównywanie Dazaia do dzikiego, rannego zwierzęcia może i było niemiłe, jednak z pewnością nie było nietrafione. De Luca zdawała się mieć serce we własnym gardle. Wiedziała, że dużo od niej zależy. Nie wiedziała, w jaki sposób to wszystko dokładnie miało zadziałać, jednak z tego, co powiedział jej Chuuya, jasno wynikało, że powinna postarać się utrzymać Dazaia "na wierzchu" tak długo, jak tylko mogła. Dlatego najpierw spytała zamiast podejść. Wydawało jej się to dość oczywistym, że Osamu po torturach, które przeszedł, mógł mieć dużo przeciwko współdzieleniu przestrzeni z kimkolwiek innym. Nie sądziła jednak, że samo pytanie da radę nadkruszyć wątłą nić porozumienia, którą udało im się ustalić. Choć może ta chwila zawahania była jej potrzebna do uświadomienia sobie powagi sytuacji. Do uświadomienia sobie, że mimo jej najszczerszych starań Dazai wciąż może się "zapaść" pod ciężarem i ilością dusz, które w sobie nosił.

- Mogę też postać tutaj i poopowiadać jeśli z taką opcją czułbyś się bardziej komfortowo - dodała kobieta, gdy cisza zdawała się boleśnie przedłużać.

Nakahara stał ze łzami w oczach. Wiedział, że nie mógł w tamtym momencie zrobić niczego poza patrzeniem. W końcu Izaki upewniał się, że cały system działał jak należy i że drobne ilości krwi Osamu są na bieżąco dostarczane do całego układu, który przypominał bardzo karykaturalną dializę. Cóż, jeśli coś mogło na bieżąco próbować oczyszczać krew Dazaia i jednocześnie stanowić bazę wkrótce otworzonego portalu do Nakahara śmiało mógł uznawać, że takie dwa w jednym z pewnością mu pasowało. Ryoko siedziała po turecku z zamkniętymi oczami i próbowała z własnego ciała stworzyć swoisty przekaźnik, gdy Seiya widocznie skruszyła kawałek rzeczywistości by stworzyć dla nich wejście do Lustrzanego Wymiaru rozmiaru nieco większego od drzwi.

- Myślałem, że przejście będzie nieco większe - mruknął Izaki stając przed nowym tworem lekko podszytym czerwienią widoczną na samych załamaniach.

- To nie film Izaki - prychnęła Seiya nieco podirytowana kwestionowaniem jej decyzji. - Jasne, mogę wam przygotować przejście, które obejmie całą tę celę. Ba, cały ten budynek. Ale przejścia do Lustrzanki się kruszą, nie zmniejszają. A większe przejścia wymagają większej ilości energii. I w tym wypadku krwi. Założyłam, że bardziej ergonomiczna opcja, która kupi wam więcej czasu będzie lepszym wyborem, niż durny i pusty pokaz niepotrzebnej siły, który trwałby zdecydowanie krócej. Czy może się myliłam?

- Nie myliłaś się - wtrącił się szybko Nakahara zanim informatyk zdążył choćby ponownie otworzyć buzię i przypadkowo kogoś obrazić. - Jestem wdzięczny za to, co robisz. Naprawdę. I ufam twojemu osądowi.

Chuuya odwrócił się po raz ostatni by spojrzeć na zmizerniałego ukochanego, który w końcu przez chwilę zaczynał brzmieć jak on sam. Może to były pojedyncze słowa i może kosztowały Dazaia ogrom wysiłku, ale w końcu osiągnęli jakikolwiek efekt. Co było tak wspaniałe, jak i przerażające. Bo mieli mniej, niż dwadzieścia dni, a progres, choć ogromny dla samego Osamu, był niewielki w kontekście nieuniknionej walki z Zakonem. W takim stanie Dazai nie byłby w stanie sam wyjść do parku niedaleko Biurowca, a co dopiero stanąć naprzeciw kogoś, kto zdawał się mieć po swojej stronie siłę historii i wszechświata.

Nakahara nie wiedział czego miał się spodziewać. Dlatego wziął głęboki wdech, zamknął oczy i przeszedł przez granicę Lustrzanego Wymiaru. Nie znosił tego uczucia. Naprawdę nie znosił. Granica rzeczywistości zawsze sprawiała wrażenie chłodnego szkła przesuwającego się po skórze tych, którzy mieli czelność ją przejść. I  jakiegoś powodu, prawdopodobnie przez fakt, że korzystali z krwi Dazaia, Chuuya spodziewał się, że wszystko przesycone będzie czerwonym kolorem. Że będą brodzić w odcieniach czerwieni. Gdy tak naprawdę otoczyła go nieprzenikniona czerń i pustka. Izaki też zdecydowanie nie spodziewał się takiego widoku, co można było śmiało poznać po tym, jak bezpardonowo wpadł na plecy Nakahary. Choć rudzielec też nie był bez winy. Mógł nie stać na środku drogi. O ile przestrzeń dookoła nich miała mieć jakiekolwiek kierunki.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now