Rozdział 12

123 8 0
                                    

Po trzech dniach fizycznego treningu Harry był cały obolały nawet w takich miejscach, o których istnieniu nie miał do tej pory pojęcia. Bolały go podeszwy stóp, stawy kolanowe, a nawet tyłek, chociaż zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy Snape wypieprzył go po raz pierwszy. Bolały go łokcie, a także mięśnie brzucha - tak, Harry odkrył, że jednak je posiada.

Wszystko go bolało.

Ale pomimo tego chłopak czuł się bardzo usatysfakcjonowany. Kingsley, który okazał się przemiłym mężczyzną i fantastycznym trenerem, nauczył go wszystkiego, co powinien wiedzieć o zaskakiwaniu przeciwnika podczas walki wręcz. Poddał Harry'ego ostremu reżimowi, codziennie każąc mu ćwiczyć przysiady i pompki, a Gryfon stwierdził, że od tej pory będzie to robił każdego ranka. W ten sposób mógłby wzbogacić swoją chudą sylwetkę o odrobinę muskulatury.

A jutro miał wrócić Snape. Nareszcie.

Pomimo tego, że Harry był zajęty i uczył się wielu pożytecznych rzeczy, wciąż za nim tęsknił. Nawet bardziej, niż się tego spodziewał. Kingsley był miły, zabawny i czarujący, lecz nie był Snape'em. I to nie chodziło tylko o to, że Harry tęsknił za seksem. Tęsknił także za rozmowami, za kpinami, za zniewagami i za tym jedynym w swoim rodzaju milczeniem, którym Snape dawał mu do zrozumienia, że Harry spisał się świetnie.

Usiadł na łóżku i otworzył swój kufer. Zdecydowanie zasługiwał na eliksir leczniczy, który pomógłby mu zasnąć. W tym celu wyjął pudełko z eliksirami i już miał zatrzasnąć wieko kufra, gdy zauważył na jego dnie coś błyszczącego. Sięgnął do środka, aby wyjąć tajemniczy obiekt i niemal upuścił go ponownie, kiedy zobaczył, co to takiego.

Lusterko. Strzaskane lusterko.

Coś ostrego szarpnęło mocno jego wnętrznościami, sprawiając, że się skulił.

Syriusz.

I wtedy chłopak zrozumiał coś, czego nie dostrzegał wcześniej. To nie Snape zabił Syriusza. Zrobił to on, Harry. Z powodu swojej niecierpliwości, uporu, arogancji i głupoty.

Gdyby tylko wrócił do zamku, aby skontaktować się ze Snape'em. Przecież widział, że mężczyzna pracuje dla Zakonu. Albo gdyby chociaż przypomniał sobie o istnieniu lusterka. Syriusz mu je podarował, a on kompletnie o nim zapomniał.

Syriusz byłby z niego dumny, gdyby go teraz widział. Z pewnością byłby dumny ze wszystkich rzeczy, których się Harry nauczył. I zabiłby go za to, że uprawia seks ze Snape'em.

Złapał pierwszą rzecz, która wpadła mu w rękę - swój podręcznik do Eliksirów i cisnął nim o ścianę. Rzucił kolejną książką, później jeszcze jedną, a każda z nich lądowała na jego szafce nocnej, zrzucając na podłogę wszystkie stojące na niej przedmioty.

Rozdzierał go ból, ale zupełnie inny od tego, który odczuwał trenując z Kingsleyem. Nie był to nawet ból podobny do tego, który zadaje Cruciatus. Był to ten rodzaj bólu, który mógł trwać i trwać i nigdy nie zniknąć.

A to przypomniało Harry'emu, jak cudownie się poczuł, kiedy rzucił Zaklęcie Gotujące Krew. Może poczułby się lepiej, gdyby rzucił je ponownie? Nie miałby wtedy wrażenia, że jest taki pusty, winny i nic niewart.

Snape o niczym nie musi się dowiedzieć. Sięgnął po różdżkę...

Drzwi sypialni otworzyły się nagle.

- Wszystko w porządku, Harry? Usłyszałem rumor. - Kingsley popatrzył na niego z ciekawością. - Harry upuścił różdżkę tak, jakby nagle go oparzyła. - Co się stało z twoją dłonią?

Gryfon spojrzał w dół i dopiero teraz zauważył, że jego druga ręka jest zaciśnięta wokół ostrej krawędzi odłamka lusterka. Z pomiędzy palców spływała mu krew.

- Syriusz mi to dał - powiedział łamiącym się głosem. Nagle zauważył, że jego policzki są wilgotne i wytarł je ze złością, nie chcąc, aby Kingsley widział go w takim stanie. Co z niego będzie za auror?

- Chodź tu, Harry. - Mężczyzna kucnął przed nim i wyjął mu z dłoni ostry kawałek, po czym przyłożył do krwawiącej rany chusteczkę. - Usiądźmy. - Zanim Harry zdążył zaprotestować, pokierował go do łóżka, posadził na nim i zajął miejsce obok. - O co chodzi? O Syriusza?

Harry odwrócił wzrok.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Ale musisz - powiedział Kingsley z takim samym opanowaniem jak zawsze. - Chciałbyś zostać aurorem, prawda? Cóż, to właśnie robią aurorzy. Nazywa się to terapią słowną. Rozmawiamy ze sobą, kiedy wydarzy się coś złego. I sądzę, że powinieneś poddać się tej terapii w związku ze śmiercią Syriusza. - Harry podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę z powątpieniem. - Nie myśl, że robię cię w konia, Harry. Mogę równie dobrze poprosić Moody'ego, aby mnie zastąpił, ale wierz mi, ja jestem o wiele lepszym słuchaczem. -Harry parsknął. - Opowiedz mi o tym, co myślałeś, kiedy postanowiłeś wyładować swą frustracje na tych niewinnych podręcznikach.

Wpatrując się w swoją zranioną rękę, Harry westchnął. Krew przesiąkła już przez białą bawełnę. Zacisnął dłoń w pięść.

- Nie powinienem był wyruszyć do Ministerstwa w takim pośpiechu.

Kiedy chłopak zamilkł, Kingsley powiedział łagodnie:

- Mów dalej.

- Gdybym nie pobiegł do Ministerstwa, Syriusz wciąż by żył.

Mężczyzna skinął głową.

- Pozwól, że opowiem ci coś o podejmowaniu decyzji. To bardzo ważna część pracy aurora. Musimy podejmować trudne decyzję i czasami naprawdę ciężko przewidzieć wszystkie konsekwencje.

- Wiem, ale gdybym chociaż chwilę pomyślał...

- Jeszcze nie skończyłem, Harry - przerwał mu Kingsley z niebywałą cierpliwością w głosie. - Proszę, abyś mnie wysłuchał. - Chłopak skinął głową, zagryzając wargę. - A teraz powiedz mi, dlaczego postanowiłeś pójść do Ministerstwa?

- Ponieważ myślałem, że Voldemort schwytał Syriusza - odpowiedział Harry, próbując zrozumieć, do czego zmierza Kingsley. - Jednak gdybym...

- A więc sądziłeś, że Syriusz jest w niebezpieczeństwie. I informacje, które wtedy posiadałeś, kazały ci w to wierzyć. Nie mogłeś wówczas przewidzieć jakichkolwiek konsekwencji. Jak myślisz, co stałoby się z Syriuszem, gdybyś nie zdecydował się na pójście do Ministerstwa?

- Myślałem, że Voldemort chce go zabić. Ale jeśli...

- A więc zdecydowałeś się pójść do Ministerstwa, aby ocalić Syriusza, mam rację?

- Tak sądzę - odparł Harry, wciąż nie będąc pewnym, co mężczyzna ma na myśli.

- Dobrze. A teraz chcę, żebyś to dobrze zapamiętał. Zdecydowałeś się pójść do Ministerstwa, ponieważ na podstawie informacji, które posiadałeś, byłeś przekonany, że jeżeli tego nie zrobisz, to Syriusz zginie.

- Tak.

Kingsley uśmiechnął się do niego.

- A teraz skupmy się na innym elemencie tej układanki. Powiedz mi, kto zadecydował, że Syriusz powinien pójść do Ministerstwa?

- Ee...

- Czy to ty zadecydowałeś o tym, że Syriusz powinien ruszyć ci na ratunek?

- Nie.

- A więc kto to zrobił? - zapytał mężczyzna i to w taki sposób, jakby naprawdę nie znał odpowiedzi. - Dumbledore? Snape? Remus? Ja? Moody?

- Nie - westchnął Harry. - To była decyzja Syriusza.

- Och. - Na twarzy Kingsleya pojawił się lekki uśmiech. - A więc to Syriusz zdecydował, wbrew przestrogom innych, że powinien udać się za tobą. - Harry kiwnął głową. - I wiedział, że jedną z prawdopodobnych konsekwencji tego czynu może być jego śmierć. Podjął tę decyzję świadomie. Na podstawie informacji, które posiadał, mógł przewidzieć, co może się z nim stać. Każdy z nas jest tego świadomy i rozważa taką ewentualność za każdym razem, kiedy stawia czoła wrogowi. - Harry ponownie skinął głową. - Poszedłeś do Ministerstwa, ponieważ sądziłeś, że Syriusz zginie, jeżeli tego nie zrobisz. W tamtej chwili wiedziałeś tylko tą jedną rzecz. A Syriusz poszedł do Ministerstwa, mając o wiele większą świadomość tego, co może mu się przytrafić. Czyja więc decyzja bardziej zaważyła na tym, co wydarzyło się tamtego dnia?

Harry nieświadomie szarpnął róg chusteczki.

- Syriusza - wyszeptał.

- Tak. A kto posłał klątwę, która wyrzuciła Syriusza za zasłonę?

- Bellatriks Lestrange.

- Racja. A teraz powiedz mi, kto w takim razie jest odpowiedzialny za śmierć Syriusza?

- Bellatriks Lestrange.

- Dokładnie - powiedział Kingsley, kładąc rękę na kolanie Harry'ego. - To ona i tylko ona jest odpowiedzialna za to, co się wydarzyło. Wszyscy podejmujemy decyzje, robimy to każdego dnia naszego życia w oparciu o informacje, które posiadamy. Ale jeżeli jakaś decyzja uruchamia serię zdarzeń, które kończą się zupełnie inaczej, niż się tego spodziewaliśmy, to nie oznacza, że z tego powodu jesteśmy odpowiedzialni za czyjąś śmierć. Rozumiesz to, co powiedziałem?

Harry otworzył dłoń, przez co chusteczka upadła na podłogę. Rozcięcie na skórze przestało w końcu krwawić.

- Tak.

- To dobrze. - Kingsley mocniej ścisnął jego kolano. - Jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć. To całkowicie normalne czuć się złym albo zranionym. A jeszcze lepiej, kiedy te uczucia uda ci się w jakiś sposób z siebie wyrzucić. Masz ochotę wdrapać się na dach i trochę sobie pokrzyczeć? Powiedz tylko słowo, a już to robimy. - Harry parsknął i potrząsnął głową. - Masz ochotę na kolejną rundę?

- Jestem zbyt obolały - wyszeptał Harry, czując, jak na policzki wypływa mu rumieniec zażenowania.

Mężczyzna roześmiał się i klepnął go w plecy.

- Jeszcze damy ci wycisk. Lepiej się czujesz?

- Tak - odparł Harry i była to prawda. - Dzięki.

- To należy do obowiązków aurora. Lepiej do tego przywyknij, jeżeli chcesz być jednym z nas - powiedział Kingsley i podniósł się z łóżka. - Dobranoc, Harry.

- Dobranoc.

Kiedy mężczyzna wyszedł, Harry położył się na plecach. Był zmęczony i obolały i nawet jeśli sądził, że będzie zapewne bardzo długo leżał i przetrawiał wszystko, co Kingsley mu powiedział, mylił się, ponieważ zasnął niemal natychmiast.


***

- Dalej, Harry! Stać cię na znacznie więcej! - krzyknął Kingsley, a Harry wydał z siebie pełen rozbawienia pisk. Mężczyzna przyszpilił go do kanapy w salonie. Czekając na powrót Snape'a, auror zaproponował ostatnią lekcję odpierania ataków nieprzyjaciela, na którą Harry przystał z radością. - Użyj nóg!

- Jesteś dwukrotnie większy - wymamrotał Harry w poduszkę, w którą wciśnięta była jego twarz.

- Tu nie chodzi o rozmiar, ale o to, w jaki sposób potrafisz wykorzystać swoje walory.

Drzwi otworzyły się nagle z trzaskiem i Harry wyjrzał ponad oparciem. W wejściu stał Snape.

I wyglądał tak, jakby miał ochotę kogoś zamordować. A Harry miał nawet całkiem słuszne podejrzenia, dlaczego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak sugestywnie wyglądała cała scena. Leżał na kanapie, z twarzą wciśniętą w poduszkę, a Kingsley przykrywał go swoim ciałem. Na dodatek rozmawiali na temat rozmiarów.

- Potter. Shacklebolt - powiedział Snape tak lodowatym tonem, iż Harry miał wrażenie, że na jego szatach pojawił się szron, po czym odwrócił się na pięcie i wmaszerował po schodach na górę.

- Nie jest zbyt zadowolony z powrotu - rzekł Kingsley, podnosząc się z Harry'ego.

- Sądzę, że to właśnie była jego zadowolona mina - odparł Harry, próbując ukryć skrępowanie.

Mężczyzna roześmiał się.

- Cóż, twój anioł stróż powrócił. Czas na mnie.

- W porządku. - Gdy Kingsley podniósł swoją torbę, Harry odprowadził go do drzwi. - Dzięki - powiedział, ale uznał, że to chyba za mało. - Za wszystko. Naprawdę to doceniam.

- Nie ma za co, Harry. - Auror wyciągnął rękę, którą chłopak uścisnął. - Kontynuuj ćwiczenia.

- Dobrze.

- Do zobaczenia. - Kingsley uśmiechnął się do po raz ostatni, po czym zniknął za drzwiami. Kiedy wyszedł, Harry pozwolił sobie na głębokie westchnienie. Nadszedł czas na stawienie czoła Snape'owi. Nie mógł się doczekać jego powrotu, ale teraz obawiał się rozmowy z nim. Miał tylko nadzieje, że mężczyzna nie jest za bardzo wściekły.

Bardzo powoli wszedł po schodach, próbując po drodze zebrać w sobie odwagę. Kiedy jednak dotarł pod sypialnię Snape'a, wciąż czuł się trochę niepewnie. Zapukał i wszedł.

- Jestem teraz zajęty, Potter. Wyjdź - warknął Snape, wypakowując swój bagaż.

- Nie - odparł Harry, ignorując spojrzenie mężczyzny. - Muszę wyjaśnić ci kilka rzeczy.

- Być może powinieneś podzielić się tymi wyjaśnieniami z Shackleboltem? Nagle wydajecie się być ze sobą niezwykle blisko związani.

Harry zagryzł wargę, aby się nie roześmiać. Snape był zazdrosny. Świadomość tego sprawiła, że miał ochotę krzyczeć z radości, ale opanował się. Snape z pewnością nie doceniłby nagłego wybuchu tak dobrego humoru.

- Nie. Chodzi o wyjaśnienia, których ty powinieneś wysłuchać.

Mistrz Eliksirów wydał z siebie głębokie westchnienie.

- Nie jestem nimi zainteresowany.

- Nic mnie to nie obchodzi - odpowiedział Harry i oparł się o ścianę, krzyżując ramiona. - Po pierwsze, jestem gejem. Prawdziwym gejem.

To wyznanie sprawiło, że Snape uniósł brew.

- Nie marnuj mojego czasu na ogłaszanie rzeczy, o których już wiem.

- Być może ty jesteś tego pewien, ale ja wciąż miałem wątpliwości. Myślałem, że chodzi tylko o ciebie, ale teraz wiem, że nie. - Oczy Snape'a zwęziły się i Harry zdał sobie sprawę, w jaki sposób musiało zabrzmieć to, co właśnie powiedział. - Nic się nie wydarzyło - dodał szybko. - Kingsley jest całkowicie hetero, przynajmniej z tego, co zauważyłem. Ale dzięki twojej nieobecności i dzięki temu, że spędziłem dużo czasu z innym facetem, zrozumiałem, że pociągają mnie wszyscy mężczyźni.

- Gratulację odkrycia. A teraz zejdź mi z oczu.

- Nie, jeszcze nie skończyłem. - Harry wziął głęboki oddech. - Zrozumiałem też, kto jest odpowiedzialny za śmierć Syriusza. - Mistrz Eliksirów przestał się rozpakowywać i spojrzał na Harry'ego ponad swoim ramieniem. - Tą osobą nie jestem ja. Nie jesteś nią też ty. Nie jest nią nawet Dumbledore. Jest nią Bellatriks Lestrange.

- I zrozumienie tego zajęło ci aż osiem tygodni? Twoja niekompetencja mnie zadziwia, Potter.

- Tak, no cóż, przecież mnie znasz. Moje wyolbrzymione ego również. Potrzebowałem chwili, aby się z tego otrząsnąć i zrozumieć, że świat nie kręci się tylko wokół mnie.

To wyznanie sprawiło, że na twarzy Snape'a pojawił się uśmiech, ale mężczyzna szybko odwrócił głowę.

- Skończyłeś już?

- Nie. - Harry podszedł bliżej. - Tęskniłem za tobą.

- Jeżeli zamierzasz marnować mój czas na te sentymentalne bzdury, to rzucę na ciebie klątwę.

Harry usiadł obok Snape'a na łóżku, dzięki czemu mógł go widzieć.

- I nie chodzi tylko o seks, chociaż za nim także okropnie tęskniłem. Chodzi o to, że tęskniłem za tobą.

- Myślę, że nawdychałeś się zbyt dużej ilości oparów podczas pracy nad eliksirami - powiedział Snape, potrząsając głową. - Ale skoro wygląda na to, że i tak nie przestaniesz paplać, to równie dobrze możesz opowiedzieć mi o tym, co robiłeś podczas trzech ostatnich dni. Mam nadzieję, że nie zmarnowałeś całego tego czasu na obściskiwanie się z Shackleboltem.

Harry uśmiechnął się. Merlinie, tak bardzo tęsknił za gadkami Snape'a. Położył się na łóżku, wyciągając ramiona nad głową.

- Spędziłem te dni na zapoznawaniu się z ludzkim ciałem. Kingsley jest w tym ekspertem, a na dodatek lubi robić to mocno. Naprawdę mocno. Musisz zobaczyć siniaki, których mi narobił. Tyłek boli mnie już od naszej pierwszej rundy.

Snape otworzył usta, a szata, którą miał zamiar powiesić w szafie, wypadła mu z rak. Harry wybuchnął śmiechem. Przestał się jednak śmiać, kiedy mężczyzna złapał go za koszulkę na piersi i podciągnął w górę.

- Jakie siniaki? Co ten drań z Ministerstwa ci zrobił? Jeżeli tylko spróbował cię tknąć, to go zabiję!

- Nie! - zaprzeczył Harry, wpatrując się w Snape'a szeroko otwartymi oczami. Czegoś takiego się nie spodziewał. - Nic w tym stylu. Kingsley uczył mnie samoobrony i walki wręcz.

- Nie skrzywdził cię? - zapytał Snape. Jego oczy zmrużyły się, a usta zacisnęły w cienką linię.

- Cóż, w czasie walki wręcz nie da się uniknąć kilku siniaków, ale to część lekcji - powiedział Harry, obawiając się tego, co Snape mógłby zrobić Kingsleyowi.

Mistrz Eliksirów prychnął.

- Czy ten mężczyzna zrobił coś wbrew twojej woli, Potter?

- Nie, naprawdę nie. - Harry opadł z powrotem na łóżko, kiedy Snape puścił jego koszulkę. - Nauczył mnie bardzo przydatnych rzeczy. Przepraszam. Próbowałem się po prostu trochę z tobą podrażnić.

- Nie próbuj drażnić się ze mną odnośnie fizycznego znęcania się. Nie sadzę, aby było w tym cokolwiek zabawnego. - Snape odwrócił się sztywno.

- Przepraszam. Nie pomyślałem o tym. - Harry podniósł się z łóżka i zrobił kilka niepewnych kroków w jego stronę. Chciał powiedzieć tyle rzeczy, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów. Zdecydował się więc na to jedno, które Snape naprawdę lubił słyszeć z jego ust. - Proszę - wyszeptał i pogładził ramię mężczyzny. - Proszę.

Snape odwrócił ku niemu twarz, a Harry przeniósł rękę na jego klatkę piersiową. Chwilę później dłoń Snape'a złapała jego własną i Harry wzdrygnął się, czując promieniujące wzdłuż całej ręki ukłucie bólu. Mężczyzna zmrużył oczy i odwrócił dłoń Harry'ego wnętrzem ku sobie. Rozcięcie było długie i zaczerwienione.

- Co się stało?

- Miałem wczoraj mały wypadek - odparł Harry, wzruszając ramionami.

- A ten zidiociały auror nie przejął się uleczeniem tego? - powiedział mężczyzna, sięgając po różdżkę.

- Nie, nie chcę, żeby to zostało wyleczone. - Harry wyszarpnął dłoń z uścisku Snape'a. - Chcę, żeby pozostała blizna. To bardzo ważne.

Nie wydawało się, aby Snape uważał to za coś dziwnego.

- W porządku - powiedział i uniósł rękę, aby objąć Harry'ego za szyję. Pochylił się nad nim, ale chłopak odsunął go od siebie. Pozostała jeszcze jedna rzecz, którą chciał mu powiedzieć.

- Ja... eee... odczuwałem wczoraj pokusę.

- Pokusę? - Głos Snape'a stał się twardszy.

- Pokusę, żeby użyć Mrocznej Magii. - Harry spuścił głowę, ale mężczyzna ujął go za brodę i zmusił do spojrzenia na siebie. - Ale nie zrobiłem tego - dodał szybko.

- Dlaczego ją odczuwałeś?

- Próbowałem zmierzyć się z pewnymi sprawami. Odnośnie Syriusza. I czułem się tak cholernie rozbity... i pomyślałem, że jeżeli użyję Mrocznej Magii, to poczuję się lepiej, ale nie zrobiłem tego.

Snape zacisnął usta i nie odzywał się przez długi czas.

- Zmieniam nasze reguły - powiedział nagle. - Możesz używać tak dużo Mrocznej Magii, jak zechcesz. - Wyciągnął różdżkę Harry'ego z jego kieszeni i wcisnął mu ją w rękę. - Proszę, zaczynaj. - Chłopak wpatrywał się w niego rozszerzonymi oczami, kompletnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. - Ale mogę cię zapewnić, Potter, że jeśli zaczniesz używać Mrocznej Magii, to nigdy go nie pokonasz - powiedział Snape i ponownie przysunął się do Harry'ego, muskając wargami jego policzek. - Jeżeli zaczniesz używać Mrocznej Magii, staniesz się kolejnym Lordem Voldemortem - wyszeptał do jego ucha.

Harry poczuł lodowaty dreszcz przebiegający mu po plecach.

- Nie chcę nim zostać.

- Miejmy nadzieję. Ponieważ zabiję cię, jeżeli tak się stanie - wymruczał Snape, po czym zmiażdżył wargi Harry'ego w mocnym, brutalnym pocałunku. Ich zęby uderzały o siebie, języki ocierały się i splatały, a wargi przyciskały tak mocno, że z pewnością zostaną siniaki.

Przez ciało Harry'ego przebiegła ciepła fala ulgi, kiedy owinął ramiona wokół szyi mężczyzny. Jego różdżka upadła na podłogę. Snape wrócił do niego, żył i nie nienawidził go. Pragnął go, a Harry pragnął go jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Odsunął się i spojrzał na zmaltretowane usta mężczyzny.

- Jeżeli kiedykolwiek stanę się taki jak on, również chciałbym, żebyś mnie zabił - powiedział i naprawdę tak myślał.

- Nie pozwolę ci na to - odparł Snape i wyglądało na to, że on także mówi to poważnie.

- To dobrze - powiedział Harry, uśmiechając się. - A teraz mnie zerżnij. Proszę.

Snape w odpowiedzi ponownie pożarł jego usta.

Igranie z ZemstąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz