Rozdział 4

166 17 0
                                    

Gary w swoim życiu chyba jeszcze nigdy w tak ogromnym pośpiechu nie przemieszczał się przez Melbourne. Mężczyzna wyciągał ze swojego samochodu ile fabryka dała, kląc jednocześnie na ślamazarność otaczających go kierowców.

O'Connor znał Joann od wielu, wielu lat. Uznawał ją za swoją przyjaciółkę i ona określała go tą samą etykietą. Razem przeszli przez wiele. Pomagali sobie w trudnych chwilach, wspierali w marzeniach i cieszyli się nawzajem swoim szczęściem. Dwudziestodwulatek znał pannę Mill tak bardzo, jakby była częścią jego samego. Wiedział jakie zachowania w jej przypadku były normalne i jak reagowała ona na różne scenariusze. Potrafił również bezbłędnie wyczuć, kiedy sytuacja wymagała natychmiastowej interwencji i gdy faktycznie zachodziła taka potrzeba, nie ważne co Gary aktualnie robił, zawsze wszystko rzucał i pędził na ratunek. Praca i obowiązki mogły bowiem poczekać. Joann była najważniejsza.

Gdy więc ciemnowłosa zadzwoniła do O'Connora i zanosiła się tak ogromnym, histerycznym płaczem, że mężczyzna nie był w stanie wyciągnąć z niej żadnego logicznego zdania, ten nie zastanawiał się ani chwili. Bez słowa wstał z ławki w trakcie wykładu o prawie karnym i popędził na uczelniany parking, na którym znajdowało się jego auto.

Przemieszczając się przez Melbourne Gary w kilku momentach dość znacząco przekroczył prędkość. Dwukrotnie wymusił również pierwszeństwo. Wykroczeniami tymi jednak w żadnym stopniu się nie przejmował. Bo to przecież nie tak, że O'Connor studiował prawo i potencjalne problemy z wymiarem sprawiedliwości, mogły utrudnić mu po skończonej edukacji znalezienie dobrej pracy. Wcale tak nie było. Ani trochę.

Jako, że dwudziestodwulatek miał klucz do mieszkania Joann, to nie zawracał sobie głowy pukaniem do drzwi. Po prostu wparował do środka jak do siebie i od razu zabrał się za szukanie panny Mill. Znalazł ją w salonie, na podłodze. Kobieta siedziała na zimnych panelach, plecami była oparta o sofę, a na jej kolanach leżał zwinięty w kulkę czarny kot o imieniu Gremlin – pomijając Gary'ego, najlepszy przyjaciel i powiernik Joann, którego ta dostała od swojej matki kilka lat wcześniej.

— Millie, słońce, co się stało? – O'Connor zapytał delikatnym, kojącym głosem, a następnie usiadł tuż obok swojej przyjaciółki, która dalej zanosiła się dość mocnym płaczem.

Joann była w totalnej rozsypce, a Gary chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co doprowadziło ją do takiego stanu. Nie mógł przecież rozwiązać problemu, jeśli nie wiedział, co tymże problemem było. O'Connor nie spodziewał się jednak, że on sam znacząco przyczynił się do złego samopoczucia panny Mill. Mężczyzna na śmierć zapomniał bowiem o tej głupiej umowie, którą lata wcześniej spisał dla Oscara, a która teraz okazała się tak brzemienna w skutkach.

— On tutaj był... przyjechał... przypomnieć o tym cholerstwie... zarządał żebym się zgodziła – Joann wydukała pomiędzy napadami szlochu. Dla Gary'ego było to jednak zbyt mało, aby zrozumieć o co chodziło.

— Mills, uspokój się proszę. Oddychaj głęboko i miarowo. Popatrz na mnie i oddychaj równo ze mną – polecił mężczyzna, a dwudziestodwulatka posłusznie wykonała to, o co prosił.

Chwilę to zajęło, ale ostatecznie ciemnowłosa uspokoiła się na tyle, aby móc bez ryzyka ponownego wybuchu płaczu opowiedzieć Gary'emu o zaistniałej sytuacji.

— Oscar pojawił się w mojej pracy. Mówił, że chciał pogadać o czymś prywatnym i zaprosił mnie do siebie. Zgodziłam się i z nim pojechałam.

— Millie! Czy on ciebie...?! – Gary, którego momentalnie ogarnęło przerażenie przerwał swojej przyjaciółce wypowiedź. Nie zdążył jednak dokończyć pytania, ponieważ panna Mill zaczęła chaotycznie zaprzeczać.

— Nie, nie! Nic mi nie zrobił. Nawet mnie nie dotknął. Przysięgam.

Choć Joann uznawała Oscara za upierdliwą, nachalną i – jak się niedawno okazało – niebezpiecznie wręcz zdeterminowaną osobę, to w żadnym wypadku nie wydawał jej się kimś, kto byłby w stanie zgwałcić. A przynajmniej taką miała nadzieję, bo jeśli ta umowa faktycznie okaże się wiążąca i panna Mill będzie musiała za Piastri'ego wyjść, to nie chciałaby, aby ten wymuszał na niej intymność. Taki los byłby gorszy od śmierci.

— To co się w takim razie stało? Wiem, że za nim nie przepadasz, ale watpię, że zwykła rozmowa z nim by tak bardzo na ciebie wpłynęła – powiedział Gary, który dalej nie miał zielonego pojęcia o co mogło chodzić.

— Oscar przyjechał, aby przypomnieć mi o umówię, którą ty kiedyś dla nas spisałeś. Tej umowie w której było zawarte, że jeśli on dostanie się do Formuły 1, to ja za niego wyjdę. Przyjechał pochwalić się, że jest kierowcą McLarena i jak to on uroczo stwierdził „pojawił się, żeby odebrać to co jego". Jakbym była jakąś jebaną książką czy innym samochodem. Umowa ponoć ma moc prawną. Piastri konsultował to z kilkoma specjalistami – wyjaśniła Joann, a jej słowa spowodowały, że z twarzy Gary'ego momentalnie odpłynęła cała krew. Pomimo tego, że w środku panikował, mężczyzna starał się jednak nie dawać tego po sobie poznać. Nie chciał przecież wpędzić Joann w stan jeszcze większego strachu. A nóż da się to wszystko szybko i bezboleśnie odkręcić.

— Nawet jeśli faktycznie ta umowa jest legitna, to i tak da się z niej wykręcić. Nic się nie martw. Ja to załatwię – O'Connor zapewnił swoją przyjaciółkę, później pocałował ją w czubek głowy, a następnie wstał z podłogi.

— Zacznę od rozmowy z Oscarem. Może da się to wszystko rozwiązać po dobroci. Poinformuję cię o tym jak poszło, gdy skończę z nim gadać – dodał po chwili Australijczyk, a następnie, zanim Joann mogła uformować w głowie logiczną odpowiedź, opuścił wynajmowane przez dwudziestodwulatkę mieszkanie. 

Stupid Little Agreement // Oscar PiastriWhere stories live. Discover now