Rozdział IV: Świątynia na Wklęsłej Wyspie

6 3 0
                                    

//Kolejny rozdział. Hehe. Mam nadzieję że dalej wam się podoba. Koniec pierdzielenia, lecimy z tym koksem!/

- To... gdzie konkretnie idziemy? - zapytał Mako

- Do Świątyni na Wklęsłej Wyspie, domu modlitwy najbardziej z nami związanego boga, Zeusa, wybudowanej, jak się za pewne domyślacie, na Wklęsłej Wyspie - powiedziałam prowadząc naszą dwunastkę przez tunele łączące klif i pałac

Od dwudziestu minut szliśmy wąskim, kamiennym korytarzem. Był on wykuty bardzo dawno temu, jeszcze podczas wojny z Demonicznym Cesarstwem, która była setki jeśli nie tysiące lat temu. Został zarezerwowany dla rodziny królewskiej, gdy byliśmy częścią Państw Zjednoczonych. Tego właśnie uczyłam się na lekcjach historii. 

- Ej! - Korra pstryknęła mi palcami przed nosem - Pytałam o coś!

- Oj, przepraszam. O co pytałaś?

- Jak może wyspa być wklęsła? - niebieskooka powtórzyła pytanie

- Zobaczycie - uśmiechnęłam się pod nosem

W końcu dotarliśmy do końca tunelu. Wszyscy aż westchnęli z zachwytu. Nie dziwiłam im się. Byliśmy u wylotu tunelu, na jednym z krańców kamiennego mostu. Był zbudowany z wyciosanych, oszlifowanych szarych głazów. Z klifów otaczających nas z hukiem spadała woda w formie wodospadów i kamienie je budujące oplatały egzotyczne rośliny. Co jakiś czas z wody wyskakiwały przeróżne ryby i inne stworzenia. Na końcu mostu była dziura w wodzie. Dosłownie. Woda spadała do środka, jakby na dno oceanu tworząc okrąg. Ruszyliśmy po kamieniach. Nad nami przelatywały ptaki i stworzenia wodne. Był to naprawdę przepiękny widok. Zgasiłam po czym schowałam latarnię do torby jako że nie była nam już potrzebna dzięki światłu dziennemu. 

Gdy doszliśmy do końca kamieni, przed nas wyskoczyła kapłanka w biało-złotych szatach i złotym medaliku z piorunem. Włosy miała osłonięte kapturem, tak samo twarz.

- W czym mogę pomóc? - złożyła białe orle skrzydła. Wzdrygnęłam się, nigdy nie przepadałam nad Albinoskami jak niektórzy nazywali kapłanki Zeusa, bo mogły nimi zostać jedynie takie które miały białe pióra a według plotek całe białe oczy jakby były ślepe.

- Kapłanko - pokłoniłam się stykając pięści przed czołem - Czy moglibyśmy poprosić o radę najwyższego waszego dostojnika?

- Oczywiście - pokłoniła głowę - Proszę za mną

- Uhh, a to nie tak że jak tam skoczymy to się zabijemy? - zapytał Bolin nachylając się nad przepaścią

- Oh. Nie jesteście pół-orłami? - gdy goście popatrzyli po sobie pokiwała głową - W takim razie zaczekajcie tutaj

Cofnęła się i spadła do tyłu. Korra krzyknęła, rzuciła się za kobietą jednak zatrzymałam ją ramieniem. Popatrzyłam jej głęboko w oczy uśmiechając się.

- Czemu się uśmiechasz?! Ta kobieta właśnie zginęła! - zawołała z nieukrywanym gniewem

- Ależ nie. Popatrz - zwróciłam wzrok w stronę gdzie spadła kapłanka 

Na most wskoczyła ogromna, biała orlica o białych oczach z czarnymi ,,igłami" jako źrenice. Nachyliła się do nas tak abyśmy mogli wejść na jej grzbiet. Ja odmówiłam i sama skoczyłam w przepaść rozkładając przy tym skrzydła.                       

Gdy byłam jakieś pięć metrów przed ziemią i rosnącymi na niej roślinami, głównie dębami będącymi świętymi drzewami Zeusa, wyrównałam lot po czym miękko wylądowałam a orlica obok mnie. Pozostali zeszli z grzbietu ogromnego ptaka a ten przemienił się z powrotem w kobietę.

Legenda Korry: U Zjednoczonych OrłówWhere stories live. Discover now