Rozdział III: Nie moje wspomnienia

11 3 2
                                    

//Dobry dzień/popołudnie/wieczór
Zapytacie pewnie: Musisz każdy rozdział kończyć jakimś urazem???
Tak. Bo nie mam pomysłów. Lol.
Dajcie jakieś pomysły na zakończenia pls
Anywayyyy lecimy//

Byłam w jakimś dziwnym miejscu.
Było jak zrujnowany Pałac Czterech Stron Świata.
Jednak nie wyglądało jak ono.
Mimo tego że dwa razy tam byłam.
Wtedy sobie uświadomiłam że to nie jest Wyspa Pokoju.
Dopiero gdy się obróciłam zauważyłam jakiś rozgardiasz.
Grupa ludzi walczyła z dziwnymi istotami.
Jak wyglądały? Ciekawie. Nie były podobne do czegokolwiek co kiedykolwiek widziałam. Miały szarą skórę, zdeformowaną twarz podobną do ludzkiej i były nad wyraz silne.
A co najważniejsze miały dwie pary rąk.
Ludzie-nie-ludzie (wyglądali jak my ale byli nieco wyższi i to nie ci o szarej skórze) byli przyparci do muru. Ostatkami sił bronili świątyni, nie wiem czemu. Wtedy zobaczyłam skrzydlatego konia.
Pegaz! Czyli to musi być...

Olimp. Jakimś cudem byłam myślami na Olimpie. Jednak był atakowany. Przez te dziwne istoty. A bogowie...
Oni byli stroną przegrywającą.
Zobaczyłam jak nad moją głową leci jakiś chłopak. Na oko 20 letni. Miał na sobie skrzydlate sandały. Hermes? Nie... On leżał tuż obok mnie... Martwy. A przynajmniej umierający...
To... Boga da się zabić...?
Co to za nieludzkie istoty...
W każdym razie chłopak miał w ręce złotą uzdę. Czytałam kiedyś legendy że tylko ten kto posiada złotą uzdę może dosiąść Pegaza. Co on próbował uczynić.

- Pegazie uciekaj! Znajdź Olimpijski Ogień! - zawołała kobieta o wyglądzie podobnym do mitologicznej Artemidy.

Pegaz zaczął biec by wznieść się po chwili w powietrze. Jednak jeden z szaroskórych jak zaczęłam ich nazywać przebił jego skrzydło włócznią. Mimo to nadal leciał. Niesamowity widok.
Ten z uzdą zaczął go doganiać. Poleciałam, dosłownie uniosłam się w powietrze i ruszyłam za nimi, żeby tylko zobaczyć jak ten zakłada uzdę Pegazowi, dostaje piorunem (najwyraźniej Zeus musiał go przypadkiem trafić. Albo specjalnie. Kto wie) po czym spada. Pod nami było jakieś duże miasto, jednak nie przypominało żadnego w Sześciu Państwach.
Nagle, bez mojej pomocy, zaczęłam szybciej lecieć w stronę jakiegoś budynku. Odruchowo zasłoniłam twarz rękami żeby choć trochę zwiększyć szanse na przeżycie. Jednak gdy dolecialam do ściany przeszłam przez nią. Zobaczyłam nieduży pokój, z jednym łóżkiem, dwoma szafkami nocnymi i krzesełkiem przy oknie. Na krześle siedziała dziewczynka, myślę że miała z trzynaście lat. Opierała się rękoma o blat, jakby ma coś lub kogoś czekając. Wzięła do ręki telefon i zadzwoniła.

- Tato? Jak wam idzie z tą burzą? - zapytała po odebraniu telefonu przez najwyraźniej jej ojca

- Dobrze, nie martw się. Za niedługo będzie zmiana, wrócę na chwilkę do domu. Pójdź proszę, przygotuj coś do jedzenia.

- Okej. Kocham cię, pa! - rozłączyła się i wyszła przez drzwi

Sceneria się zmieniła. Biegłam przez dziwna dżunglę, jednak nie byłam to ja.

- Zaczekajcie! Jeszcze tylko chwila! - krzyknęłam

Po lesie rozszedł się niesamowity blask, poczułam jak oczy zaczynają mnie piec od łez a także oślepiającego światła.

Ktoś potrząsał mnie za ramię jednocześnie zasłaniając usta.

- Tamira? Tamira! Obudź się! - gdy otworzyłam oczy zobaczyłam pochylającego się nade mną Nikm'a - Dzięki bogom. Szukaliśmy cię. Usłyszałem jak krzyczałaś. Tutaj jest! - zawołał

Reszta grupy podbiegła. Wszyscy mieli zmartwienie i ulgę wymalowane na twarzach.
Gdy próbowałam się podnieść chłopak powstrzymał mnie, w sumie niepotrzebnie bo i tak zakręciło mi się w głowie.

Legenda Korry: U Zjednoczonych OrłówWhere stories live. Discover now