27. Pisk opon

705 36 4
                                    

                       ♤ Apollo ♤

Miałem nadzieję, że Melodii spróbuję uciec. Myliłem się, gdy nagle usłyszałem pisk opon i spojrzałem na dziewczynę, która właśnie się zatrzymała. Wiedziałem, że jestem już na przegranej pozycji i nie ma szans aby ona mi uwierzyła, że tego nie zaplanowałem. Podjechałem bliżej niej, stopniowo zwalniając. Przyglądałem się zdenerwowanej, a raczej wkurzonej dziewczynie, która właśnie zmierzała w moim kierunku. Ściągnęła z głowy kask i rzuciła nim we mnie. Ledwo zdarzyłem go złapać, a ona już była centralnie przede mną przykładając mi jeden ze swoich noży do klatki piersiowej.

— Znowu Ci zaufałam! I jak zwykle był to błąd!

— Nie mam z tym nic wspólnego!

— No pewnie, myślisz, że w to uwierzę, że podczas naszego wyścigu, na którego to Ty mnie zaprosiłeś pojawiają się tutaj jakieś samochody! Proszę Cię, nie bądź śmieszny! Dałam Ci kolejną szansę i kolejny raz ją zmarnowałeś! Sądziłam, że jednak masz coś w głowie, ale się myliłam! — Nóż, który trzymała w dłoni zaczynała dociskać do mojego mostku, a ja ani drgnąłem. Mogła mnie uważać za kogo chciała, ale nigdy bym jej nie zdradził w żaden sposób. Nie miałem pojęcia skąd ktoś wiedziałem o naszym wyścigu i może nie ktoś, a ojciec Melodii, bo to jego vany oraz ludzie. Miałem złe przeczucie względem tego wszystkiego.

— Możesz, mnie teraz zabić lub mi zaufać.. — nie pozwoliłam mi dokończyć zdania, była wściekła, a ja bałem się co się stanie jeśli zaraz oboje nie zaczniemy uciekać.

— Zaufać? Ha, ha, ha! Śmieszne sobie.. zaufałam Ci i co z tego mam?! Jesteś oszustem i nikim więcej! Pierw zabije ciebie, a później mojego ojca!

— Kurwa, Melodii nie mam z tym nic wspólnego i jeśli serio zaraz stąd nie uciekniemy ludzie, którzy zostali tutaj przysłani zapewne po nasze ciała, zabiją nas i nikt się nawet o tym nie dowie. Proszę Cię ten ostatni raz zaufaj mi, później zrobisz co będziesz chciała. Możesz mnie nawet zabić, ale teraz musimy uciekać za nim oni zabiją nas.. zabiją ciebie! — W jej oczach coś się zmieniło, wściekłość zaczynało zastępować zwątpienie. Miała wątpliwości, ale była skora do tego aby dać mi szansę. Miałem nadzieję, że to zrobi, że ostatni raz mi zaufa.

— Jeśli to pułapka, a mnie zabiją szybciej niż ciebie będę Cię nawiedzać jako twój koszmar! Jasne?!

— Będziesz mogła zrobić ze mną co tylko będziesz chciała, ale teraz proszę Cię uciekajmy. Jedź do mojego klubu. Podjedź od tyłu, tam jest podziemny wjazd, o którym nikt nie wie. Wsiadaj i jedź, pilot od garażu masz tutaj. — Przekazałem dziewczynie mały pilocik, a ta bez już żadnego zastanowienia chwyciła go i ruszyła na swój motor. Przyglądałem się jej jak zakłada kask i odjeżdża.

W tym samym momencie w naszym kierunku posłano pierwsze strzały, uratowało nas przed nimi tylko to, że ruszyliśmy. Kazałem jechać Melodii do klubu, bo jedynie tam będziemy bezpieczni. Ja musiałem odwrócić trochę ich uwagę, więc zmieniłem kierunek ruchu w takim momencie aby nie zauważyli gdzie pojechała dziewczyna. Jeśli oni mnie nie zabiją, to zapewne zrobi to ona, ale teraz najważniejsze było jej bezpieczeństwo. Nie mogłem pozwolić na to aby oni ją dopadli.. ona zasługiwała na coś więcej. Zasługiwała na zemstę i to co najlepsze, a ja chciałem jej to dać. Byłem jej to winny w jakiś sposób.

Mój plan się powiódł i ludzie Rivery ruszyli za mną droga przez las.. nie byłem pewny czy uda mi się stamtąd uciec. Nie znałem dobrze tych terenów. Miałem nadzieję, że ktoś nademną czuwa i mi pomoże. Kolejną strzały leciały w moja stronę, wszystkie samochody starały się mnie dogonić. Miałem lekką przewagę dzięki temu, że jechałem motorem bo alejki w lesie były nierówne i łatwo było się mi nimi przemieszczać. Las był gesty i były w nim tak jakby dwie główne drogi, którymi jechali wynajęci ludzie ojca Melodii. Ja gnałem na przód. Nie obracałem się zbytnio za siebie. Strzały z broni przelatywały blisko mnie, niektóre słyszałem jak leciały koło mojej głowy. Większość z nich trafiała w drzewa. Niestety zaczynałem dostrzegać swój koniec kiedy w oddali zobaczyłem ogrodzenie, a nigdzie nie widziałem żadnego przejazdu. Musiałem zaryzykować i zawrócić do drogi głównej. Nie miałem pojęcia jak mi to wyjdzie, ale nie miałem innego wyjścia jeśli chciałem przeżyć. Chociaż i ta decyzja najprawdopodobniej była zła i prowadziła do mojej śmierci. Stwierdziłem, że zrobię to kiedy oni już będą pewni wygranej.. Kiedy będziemy dojeżdżać już do ogrodzenia to zwolnię, a oni będą sądzili, że wygrali ja wtedy zawrócę i przyspieszę najszybciej jak to się da. Miałem jedna race dymną musiałem ją teraz odpalić aby lekko sobie pomóc. Miałem mało czasu.. chwyciłem ją w dłoń i odbezpieczyłem co nie było ani trochę łatwe, ale się udało.

NIM ON ZŁAPIE MNIE Where stories live. Discover now