Twój Minho

5 1 0
                                    

Mogłem patrzeć na niego godzinami, nadal łaknąc więcej, ale on nigdy nie spoglądał na mnie. Mogłem wymachiwać rękoma, a jego oczy i tak uciekłyby gdzieś daleko, ukrywając się przed moimi. Nie ważne co bym zrobił, wszystko skończyłoby się tak samo.

Uwielbiałem jego pucate poliki, roztrzepane włosy, wiecznie świecące tęczówki, uwielbiałem go całego. Ale nigdy nie miałem odwagi zaryzykować i opowiedzieć o tym, co działo się w mojej głowie. Zbyt bardzo się bałem, że stracę go jako przyjaciela, albo co gorsza kiedy już na mnie spojrzy i wreszcie moje oczy spotkają te jego, nie będzie w nich niczego, poza obrzydzeniem. Znałem go, ale nie na tyle, żeby móc przewidzieć jego reakcję. Nie umiałem spojrzeć w przyszłość nawet jeśli chodziło o mnie, więc jak mógłbym zrobić to w jego przypadku?
Wiedziałem, że życie bez niego będzie puste, bez tego czegoś, co niezależnie od sytuacji pozwalało mi być sobą. Początkowo poczucie, że w końcu, bez względu na wszystko, ode mnie odejdzie, miażdżyło mi serce, ale po czasie zacząłem się z tym godzić. Zbyt wiele osób stało przede mną w kolejce do niego, żebym wreszcie znalazł się na jej czele.

Lubiłem jego towarzystwo. Kiedy był obok powietrze nabierało smaku, uzależniając mnie od siebie. Chciałem więcej, więc nawet jeśli nasze rozmowy ograniczały się tylko do jego głosu, nie śmiałem narzekać. Mogłem słuchać go godzinami, niezależnie od tematu który sobie obrał. Zawsze opowiadał o wszystkim z uczuciem, jakby od tej rzeczy zależały losy świata, a ja za każdym razem wstrzymywałem oddech.

Nikt inny nigdy nie interesował mnie tak bardzo jak on. Obraz świata, który mi pokazywał był przepiękny, pełen czegoś, czego w moim brakowało. Marzyłem, żeby zobaczyć to wszystko jego sercem, ale miałem tylko swoje, które przy każdym bliższym kontakcie z nim rozpędzało się do granic możliwości.
Zwalniało jedynie zatrute jadem zazdrości, kiedy tylko odchodził do kogoś innego.
Próbowałem z tym walczyć, bo nie miałem prawa czuć takich rzeczy. Nie był mój, nie był nikogo, on należał do siebie, ale ja byłem jego.

Uwielbiałem go tulić, całe moje szczęście odpoczywało w moich ramionach. Czułem jak bije mu serce tworząc melodię, a ja jedynie uśmiechałem się marząc, żeby to nigdy się nie skończyło.
Miałem szczęście, że mogłem doświadczyć tego chociaż raz. Prawdą było, że doświadczyłem tego więcej niż mógłbym zamarzyć, ale i tak okazało się to niewystarczające.

Czasami trzymaliśmy się za ręce, kciukiem głaskałem jego, chcąc dodać mu trochę otuchy. Miał miękką i delikatną skórę wrażliwą na mój dotyk. Nasze ręce wpasowywały się w siebie, jakby od zawsze stanowiły jedność, a rozdzieliły się jedynie przypadkiem. Miałem trochę dłuższe palce od niego, ale to on zawsze miał pomalowane paznokcie. Możliwość bawienia się kolorami, malowania czy ozdabiania naprawdę sprawiała mu radość, był to jeden z jego sposobów na wyrażanie siebie. Zawsze robił to w wolnym czasie, chyba, że działo się coś złego. Nie widząc lakieru wiedziałem, że jest coś na rzeczy.
Początkowo to zdarzało się rzadko, ale po jakimś czasie naturalne paznokcie pojawiały się zbyt często. Kiedy o nie pytałem, nie odpowiadał. Zbywał mnie, ciągle uciekając od tematu.
Waliło się wszystko, cała jego mentalność runęła, a to co wcześniej mi tak dumnie pokazywał, zniknęło, mimo że próbował to ukryć. Chciałem pozbierać jego  porozrzucane kawałeczki, ale wyraźnie mi tego zabronił.
Nie widziałem jak mu pomóc. Tyle razy wyglądał, jakby chciał mi coś powiedzieć, nareszcie wydusić to z siebie, ale nigdy nie przeszło mu to przez gardło.

Paznokcie wróciły, jakby starał się mnie przekonać, że nic już się nie dzieje, ale w jego oczach powoli brakowało gwiazdek, które kiedyś tak dumnie świeciły. Nie mówił już z przejęciem, jego słowa były puste i praktycznie bezdźwięczne. Teraz to ja mówiłem. Nienawidziłem swojego głosu, który nie dorównywał jemu. Brakowało mi jego, ale inaczej nie pozwalał sobie pomagać.

Twój Minho| minsungWhere stories live. Discover now