9

57 6 0
                                    


Od zniknięcia rodzeństwa Pevensie minęło wiele, wiele lat. Królowa Lila Calanthe Waleczna była zmuszona władać Narnią sama. W ich państwie nadal panował spokój, lecz w sąsiedztwie nie było już tak spokojnie. Kiedy do zagranicznych możnowładców dotarły wieści, że królowa Lila Calanthe nadal jest niezamężna, nagle z dnia na dzień zaczęły napływać oferty ślubne. Co rusz który książę, baron czy to inny władca przysyłał swoich dygnitarzy i podarki, aby namówić wojowniczą Królową do zamążpójścia. Calanthe była jednak nieugięta i każdego zalotnika odprawiała z kwitkiem. Najgorsi byli ci z Telmaru. Byli oni burzliwi i sprawiali coraz więcej kłopotów. W końcu narnijski spokój został zachwiany przez pierwsze napaści Telmarów na Narnię. Królowa Lila Calanthe Waleczna nie dawała za wygraną i wiekami toczyła bój za bojem. Aż w końcu w każdym państwie ościennym była znana jako Calanthe Waleczna, Lwica z Narnii.

Był to rok 1000 w Narnii. Sytuacja nie była najlepsza. Królowa Calanthe prowadziła kolejną wojnę z Telmarami, broniąc swojego państwa. Wszystkim, którzy nie byli w stanie walczyć nakazała ukryć się w zachodniej puszczy, gdzie byliby w miarę bezpieczni, a gdzie jeszcze Telmarowie nie zapuścili się. Wiedziała, że kiedyś nastąpi koniec jej panowania, gdzie będzie musiała opuścić Narnię. Ale zrobi to na swoich warunkach – w boju. Jak wiedźmin, jak wiking, jak As. Raczej do Walhali nie pójdzie ani do Krainy Aslana, ale w ten sposób wróci do swoich czasów. Wszystkich swoich przyjaciół, najwierniejszych doradców i walecznych wojów pochowała w pobliżu Kamiennego Stołu, w miejscu bardzo ważnym dla niej. Jedynym, który nie odszedł był borsuk Truflogon, jej przyjaciel i najlepszy doradca.

Obecnie siedziała w sali taktycznej planując kolejną obronę Ker-Paravelu. Możliwe, że jedną z ostatnich. Telmarów było coraz więcej. Wielu wybitnych żołnierzy jej wojsk poległo. W pałacu królewskim pozostało jedynie wojsko, kilku jej zaufanych doradców i ci co chcieli walczyć. Reszta schroniła się w puszczy.

- Wasza Wysokość, co cię trapi?

Królowa podniosła głowę znad papierów i spojrzała na borsuka. Byli sami w pokoju.

- Myślę o obronie Truflogonie.

Westchnęła ciężko władczyni magicznej krainy. Borsuk podszedł bliżej i złapał ją za rękę. Spojrzała na niego ze smutkiem.

- Calanthe, znam cię nie od dziś. Martwisz się czymś więcej niż tylko plany bitewne. Czyż mam rację?

- Tak Truflogonie. Masz rację. Czuję, że ta bitwa będzie jedną z ostatnich. Ta będzie ostatnią o Ker-Paravel.

- Skąd to wiesz? Może nam się uda obronić?

- Nie, jest ich za wielu. Ta następna bitwa będzie ostatnią. Przynajmniej dla mnie. Mój czas nadchodzi.

Odparła królowa Tânblaidd. Zamilkła na chwilę. Zastanawiała się czy mu powiedzieć czy nie. Zdecydowała, że nie będzie tego ukrywać przed jedynym przyjacielem, który pozostał.

- Miałam wizję Truflogonie. Przepowiednię o Synu Adama, dzięki któremu zapanuje ponownie pokój. Norny ukazały mi się we śnie przyjacielu. Dlatego wiem, że mój czas tutaj dobiega końca. Truflogonie dobrze wiesz, że nie poddam się bez walki. Będę walczyć aż do końca. Tak jak moja imienniczka, królowa Calanthe z Cintry. To od niej wzięło się moje imię. Doskonale znasz moją historię. I wiesz, że prędzej zginę niż się poddam. Jestem też Asgardczykiem i moją naturą jest walczyć i wygrać lub zginąć w boju.

- Ale ty nie możesz zginąć. Nie z ręki Telmarów, ludzi, którzy przez przypadek znaleźli się w naszym świecie.

- Masz rację. Nie zginę, ale za to rozpłynę się powietrzu i wrócę do swoich czasów. Możliwe, że znów będę na trzecim roku w Hogwarcie.

Ta spod znaku wilkaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu