Prolog

426 9 0
                                    

Witajcie, jestem Lila Calanthe. Mam 13 lat. Wraz z moim młodszym bratem Harry'm, starszym rodzeństwem, tatą i dziadkami siedzę w gabinecie dyrektora i tłumaczę się, dlaczego zniknęłam w środku nocy ze szkoły na ponad miesiąc. Oczywiście jest tam też wściekła pani Pomfrey, opiekunka mojego domu, profesor Mcsztywna – znaczy się McGonnagall, a także wujek Sev- ehm przepraszam to jest profesor Snape. Jak na razie nic nie mówię, bo myślę od czego zacząć. Wpatruję się tylko w Faweks'a, feniksa dyrektora. Jestem zbyt pochłonięta w swoich myślach rozpatrując to, co mi się przydarzyło. Oczywiście bezwiednie bawię się moim medalionem z wygrawerowanym wilkiem. W mojej głowie znów pojawia się kochany, ciepły głos innej bliskiej mi osoby, która dodaje mi odwagi. Czuję ciepło w sercu, że jest ze mną. Jestem już spokojniejsza i odważniejsza. Kieruję swój wzrok na duże lustro na ścianie po prawej stronie. Widzę go, uśmiecha się do mnie i mruga mi. Ja też się uśmiecham. Mój wzrok ponownie trafia na moją rodzinę, profesorów i dyrektora szkoły. Przymykam oczy, ściskam medalion, biorę oddech i zaczynam w końcu mówić.

- Nie uwierzycie, jak wam opowiem co mi się przydarzyło.

Wtedy odzywa się mój dziadek ze znaczącym wyrazem twarzy.

- Sądząc po tym co ci się przydarzyło pięć lat temu i twojemu ojcu kiedyś, będę w stanie w to uwierzyć. Wszystko co dzieje się na Midgardzie, nie zdziwi mnie już. Proś tylko Normy młoda damo, żeby twoja matka nie przyszła wprost z Valhali aby zrobić ci kazanie.

Na to tata nic się nie odezwał. Jedynie spojrzał na lustro, potem uśmiechnął się psotnie do mnie i wywrócił oczami wiedząc, jakie są moje myśli w tej chwili.

- Ok. Tylko od czego mam zacząć?

- Najlepiej od początku moja droga.

Odezwał się dyrektor Dumbledore patrząc na mnie ze swoim dziadkowatym i przemądrzałym uśmieszkiem, który mówi, że wie więcej niż mówi innym i się wydaje. Prycham tylko pod nosem. Moja szanowna rodzinka nie miesza się zbytnio w sprawy Midgardu. Ale odkąd tata i wujek Thor wplątali się sami w problemy tej planety, dziadek zwraca większą uwagę na to co się dzieje. Zwłaszcza, kiedy do jego uszu dotarły plotki, że do magicznego świata Midgardu powrócił psychopata, który ponownie próbuje zabić mojego młodszego brata. Dziadek stara się nie ingerować w to co się dzieje, bo wie, że mogło by to wywołać wojnę między Asgardem, a Midgardem. Oboje z babcią obecnie stoją na straży aby utrzymać pokój we wszystkich dziewięciu królestwach.

No dobra, teraz coś więcej o mnie. Jestem Lila Calanthe Lokidotir. Córka boga psot i oszustw, wnuczka Odyna i Friggi. Moją mamą była Lily Evans, czarownica z Midgardu. Mamę i Jamesa nic nie łączyło poza papierem na czas wojny w magicznym świecie. Cholerny Dumbledore kazał mamie poślubić Pottera dla bezpieczeństwa, ale magia tego ślubu nie uznała bo wyszła już dawno temu za mojego tatę lata temu, ale o tym później. Więc powstał między nimi kontrakt, że dopóki James nie umrze podczas wojny będzie nosić jego nazwisko. Została zamordowana przez Voldemorta, psychopatę, które chciał podbić magiczny świat Wielkie Brytanii. Ale wątpię czy by się na tym skończyło. Moja starsza siostra to Hela, a starsi bracia Fenrir i Jormunder. A mój młodszy o rok braciszek to Harry Lokison, znany w magicznym świecie jako Chłopiec Który Przeżył. Co za żenujące przezwisko dla księcia Asgardu. Harry tego nie nawiedzi. Jako najmłodsi jesteśmy zarówno oczkiem w głowie dziadków jak i utrapieniem, bo, nie ukrywamy tego, zdajemy się być ucieleśnieniem chaosu i magnesem na kłopoty. Choć to przeważnie ja ratuję nasze tyłki z tarapatów.

Wiem co sądzicie o dziadku Odynie, po tym co zrobił mojemu starszemu rodzeństwu. Ale po jednej z przygód taty kiedy wrócił do Asgardu z mamą, bardzo się zmienił. Nie wiem jak mama to zrobiła, ale było to całkiem skuteczne.

Wracając do tego, o czym wspomniał dziadek... Miałam wtedy osiem lat, gdy to się wydarzyło. Sama nie wiem jakim cudem, choć wydaje się, że Los i Normy maczali w tym swoje paluch, przeniosłam się w czasie i przestrzeni do Midgardu w którym byli Wiedźmini. Trafiłam do Kaer Morhen i zostałam najmłodszą Wiedźminką w tamtym momencie. Wielu starszych chłopców dokuczało mi i się śmiało ze mnie, że nie dam rady. Ale poznałam tam Geralta, młodego zbuntowanego chłopaka, kiedy miał niedługo ukończyć szkolenia wiedźmińskie pod okiem innego starego Wiedźmina, którego kariera dobiegała końca. Z początku nie do końca wiedziałam o co chodzi, ale kiedy mi to wytłumaczył po moich próbach traw, zrozumiałam. Był dla mnie jak starszy brat w tym czasie. Jestem taka jak on. Zarówno Wiedźmin, jak i nie do końca. Możliwe, że przez moje pochodzenie. Przeszłam przemianę podobnie jak Geralt, z tym, że ja pamiętałam moją rodzinę i dom. Tylko kilka osób wiedziało kim jestem, Vasemir, Geralt, stary Wiedźmin – ten, który go szkolił oraz stary Druid, co czasem przychodził. Zostałam najmłodszą Wiedźminką jaką wyszkolono w Kaer Morhen i to w najkrótszym czasie, bo swoje miecze otrzymałam równo z Geraltem. Vasemir często śmiał się trochę, że ja i Geralt wyglądamy jak rodzeństwo. On miał całe włosy odbarwione na śnieżnobiałe przez mutację, dlatego nazwano go Białym Wilkiem. Ze mną było podobnie, ale nie odbarwiły się całkiem. Kiedyś moja głowa była ruda, tak jak mojej mamy. Ale w trakcie mutacji część pasm odbarwiła się i moje włosy sprawiają jakby cały czas płonęły dzikim ogniem. Stąd moje przezwisko TânBlaidd, co znaczy Ognisty Wilk. Tak nazwały mnie Driady z Brokilonu, gdy byłam tam z Geraltem na misji od kapłanki Nenneke. To właśnie Nenneke wraz z Iolą pomogła mi zrozumieć dlaczego pojawiłam się w czasach Wiedźminów. Moim zadaniem było pomóc Geraltowi odnaleźć jego sens istnienia oraz uratować razem z nim Lwiątko z Cintry, Cirillę, wnuczkę królowej Calanthe. Dopiero potem mogłam wrócić do domu, do moich czasów. Z pomocą Yennefer udało mi się otworzyć portal, aby skontaktować się z Heimdalem, abym Bifröstem wrócić do Asgardu. Kiedy odchodziłam, byłam praktycznie dorosła. Ale przechodząc przez Tęczowy Most zdałam sobie sprawę, że wróciłam do swojego ośmioletniego ja. Mimo, że znów wyglądałam jak dziecko, zdobyta wiedza, umiejętności i doświadczenie wciąż były ze mną, kiedy następnego dnia obudziłam się w swoim pokoju ściskając medalion z wilkiem. Tata z dziadkiem byli wściekli ze zmartwienia. Powiedzieli, że zniknęłam na prawie rok, ale cieszą się, że wróciłam.

Cóż, teraz macie jakieś pojęcie kim jestem. Może jeszcze parę szczegółów o moim wyglądzie. Jestem dość szczupła, ale i wysportowana. Jestem też dużo wyższa niż powinnam być w swoim wieku na Midgardzie. To jest właśnie zaleta po części bycia Jotunem, wzrost i odporność na zimno bardzo się przydaje. Zwłaszcza w szkole, gdzie w szkockim zamku zawsze jest pewien chłód. Moje oczy wyglądają zawsze na dzikie. Są żywo zielone i mają bardziej pionowe źrenice, jako jeden z efektów wiedźmińskiej mutacji. Moje niegdyś długie po pas, rude włosy teraz są krótkie do ramion i jak już wspominałam rude z białymi pasmami rozsianymi wszędzie. Mam też dwa magiczne tatuaże. Jeden na z tyłu na lewej łopatce przedstawiający lwicę, wilczycę i kwiat lilii pomiędzy nimi. Drugi mam na prawym ramieniu. Jest to głowa wilka, jaskółka i gwiazda, połączone ze sobą okręgiem oplecionym kwiatami. Na łodygach drobnym pismem wypisane są imiona ważnych osób dla mnie, a które musiałam zostawić, czyli Geralt, Ciri, Yenn, Nenneke, Jaskier i Iola. To pamiątki po moim dorosłym ja, które zrobiła mi Yennefer przed powrotem do domu. Nadal je mam, ale tata z dziadkiem nie muszą o tym wiedzieć, mam na nich mnóstwo zaklęć maskujących dopóki nie będę starsza.

No i tyle o mnie moi mili. Teraz posłuchajcie historii o tym co mi się przytrafiło.  

Ta spod znaku wilkaWhere stories live. Discover now