P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU

Start from the beginning
                                    

Gdy wstępnie zostało potwierdzone, że z Dazaiem wszystko było w porządku, a każdy zdawał sobie sprawę z tego, że znalezienie sobie jakiegoś tymczasowego zadania było lepszą opcją, niż zawracanie gitary Nakaharze, chłopak wyszedł wreszcie z piwnicy i windą wjechał na najwyższe możliwe piętro. Brakowało mu spokoju, jaki gwarantowała mu manipulacja grawitacją. W tak skrajnej sytuacji marzył tylko jedynie o tym, by otoczyła go znajoma, czerwona poświata i by mógł zawisnąć gdzieś w powietrzu, z daleka od budynków, ludzi i problemów. Kiedyś mógłby zwyczajnie wjechać na którekolwiek z niższych pięter, które miało taras czy nawet zwykłe okno, wyskoczyć przez to i przejść się po elewacji budynku w górę jakby był na najzwyklejszym spacerze. Niejednokrotnie tak robił, bo zwyczajnie uwielbiał to, jak wolny się wtedy czuł. Jak płynnie układało mu to myśli i porządkowało bałagan w jego głowie. Cóż, teraz mógł o tym tylko pomarzyć. Teraz mógł windą wjechać na najwyższe piętro, stamtąd przejść się do klatki schodowej, na której czekały go jeszcze dwa piętra spaceru by wylądować przed drzwiami prowadzącymi na dach. Tam musiał tylko obejść przybudówkę, wejść na jej dach po drabinie i dopiero wtedy mógł usiąść sobie w ciszy i spokoju.

Nakahara zaczynał przywykać do tego, że nienawidził całej tej sytuacji. Ba, z każdą mijającą sekundą nienawidził coraz bardziej przede wszystkim samego siebie. I miał też coraz więcej coraz sprzeczniejszych uczuć. Bo z jednej strony ogromnie się cieszył, że pojawienie się Rose na piętrze więziennym dało im jakiś przełom. Pokazało im, że włożona praca nie poszła na marne. Że być może naprawdę odzyskają Dazaia. Tylko, że w głowie Nakahary chwilowo kotłowały się nieco bardziej samolubne pytania. Dlaczego Osamu zareagował tak silnie na Rosalie? Czy było w niej coś szczególnego? Czy może to była kwestia przypadku, bo "zdjęli" już tyle warstw i wystarczyła pierwsza przypadkowa, lepiej znana Dazaiowi twarz? Ale przecież on stał dosłownie dwa kroki za Włoszką. Dazai mógł spojrzeć na niego i go rozpoznać. Tylko, że jego wzrok przesuwał się po nim, jakby Chuuyi wcale w danym miejscu nie było. Jakby Osamu patrzył na powietrze. I Chuuya wyraźnie pamiętał, jak Osamu zignorował go dosłownie trzy sekundy przed tym, jak rozpoznał Włoszkę.

I jasne, Nakahara wiedział, że powinien się cieszyć. Że to był progres. Że powoli odzyskiwali Dazaia. I powtarzał sobie te słowa jak mantrę próbując samego siebie przekonać, że tak naprawdę właśnie to myśli. Że po prostu się cieszy. Że nie jest złym człowiekiem, bo gdzieś z tyłu jego głowy kłębiło się pytanie "dlaczego". Bo "dlaczego" Dazai poznał Rose a nie poznał Nakahary. "Dlaczego" włożył w powiedzenie tego jednego zdania całą swoją siłę. "Dlaczego" Rose była warta takiej walki, a on nie. Przecież Osamu go kochał. Chuuya wiedział to, jak nikt inny. Dazai udowadniał mu to raz za razem i przy każde możliwej okazji. Od najgorszych masakr i traumatycznych sytuacji po drobne wspólne wyjścia czy wakacje. Więc "dlaczego" ta miłość nie była wystarczająca by Dazai wrócił do niego. Do niego skierował swoje pierwsze słowa. Nakahara nie wiedział, co robił źle. Za każdym razem, gdy wydawało mu się, że zaczyna docierać do Osamu, wracał do punktu wyjścia. A jednocześnie gdy inni próbowali się do niego zbliżyć - nie otrzymywali tak silnej reakcji zwrotnej. Jasne, wciąż otrzymywali negatywną, ale Dazai przez większość czasu nie ignorował faktu ich istnienia  tak, jak coraz częściej robił to przy Nakaharze.

Nakahara nienawidził się za myśli o tym, jak to on nie powinien być pierwszym, o czym po przebudzeniu się z koszmaru i tortur powinien pomyśleć Dazai. A jednocześnie wiedział, jak bardzo nienawidziłby siebie, gdyby to on był odbiorcą tego zdania. "Nie chcę Cię widzieć" mogło mieć tyle znaczeń, ile osób znało różne twarze Osamu. Dazai mógł nie chcieć by Rose widziała go w takim stanie. Mógł mieć jakieś skojarzenia z nią, które wynikały z krzywego lustra stworzonego przez Agatkę, a przez które brunet ostatnio patrzył na świat. Mógł pomyśleć, że Rose groziło niebezpieczeństwo. Mógł chcieć ochronić tak siebie, jak i ją. Nawet, jeśli Chuuya próbował usprawiedliwić te słowa i przyjąć na dobrą wiarę, że intencje za tymi słowami były takie, jakimi kierowałby się jego narzeczony, to te słowa wciąż miały pełne prawo boleć. I Nakahara nie wiedział, jak sam by się podniósł po usłyszeniu ich w swoja stronę. Bo widzieć ukochaną osobę w tak złym stanie i słyszeć, że nie chce cię widzieć to był zupełnie inny poziom krzywdy. I wbrew sobie Chuuya był nieco wszechświatowi wdzięczny za to, że to nie on był odbiorcą tych słów.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now