#MerryChristmas

104 18 0
                                    

Kolejne dni upływają nam w stałym schemacie: wspólne śniadanie, praca, spacery, wieczorne chwile przy kominku i noce pełne namiętności. Czasem wolne chwile wykorzystujemy na sesje, inne na błogie lenistwo.
To zdecydowanie najbardziej magiczny czas w moim życiu! Najgorętszy grudzień, jaki mogłabym sobie wyobrazić. Dwa tygodnie pełni szczęścia. Czuję, że spotkałam kogoś, z kim chciałabym spędzić nie tylko tę zimę, dlatego tak bardzo martwi mnie, że czas biegnie nieubłaganie.
Zbliża się czas mojego powrotu do domu. Do mojej pracy w pełnym wymiarze czasu. Do znajomych i koleżanek-influencerek. Do eventów, sesji i promocji. Do porzuconego pomysłu o własnej marce modowej. Do wszystkich moich marzeń. Tylko, czy to wciąż jest mój świat i moje marzenia?
To pytanie kołacze mi w głowie, kiedy ostatniego dnia mojego pobytu w Świerkowie stoję przed lustrem i szykuję się na kolację. Staram się wybrać najbardziej eleganckie ubrania, jakie znajdę w walizce, gdyż podskórnie czuję, że w ciągu tego spotkania zaważą się losy naszego związku. Już sam fakt, że Tomek zaprosił mnie do siebie i zaproponował, że wszystko przygotuje, świadczy o tym, iż dla niego także jest to wyjątkowa chwila. Dotychczas wszystkie dni i noce spędzaliśmy w chatce babci, a dom Tomka stał opustoszały. Dzisiaj mam wkroczyć na jego teren i żywię ogromną nadzieję, że usłyszę pytanie, które w jakiś sposób pozwoli mi zdefiniować naszą relację. Prawda bowiem jest taka, że teraz zupełnie nie wiem, na czym stoję. Nie mam pojęcia, co będzie z nami dalej. Co będzie z nami, kiedy wyjadę? Czy dla Tomka był to tylko gorący, choć zimowy romans?
Zastanawiając się nad tym wszystkim, układam włosy w miękkie fale, robię delikatny makijaż i w końcu decyduję się założyć czerwony sweterek z głębokim dekoltem oraz czarne spodnie. Potem narzucam kurtkę, wciągam buty i idę do oświetlonego domu Tomka.
Pukam zdenerwowana, jak chyba nigdy dotąd, ale kiedy tylko drzwi się uchylają i widzę uśmiechnięta twarz mojego kochanka, całe napięcie pierzcha. On także zdecydował się na elegancki strój. Muszę przyznać, że wygląda bosko w czarnych spodniach oraz białej koszuli z podwiniętymi rękawami.
– Jaka ty jesteś piękna – mówi Tomek, gdy odbiera moją kurtkę. W jego głosie słyszę autentyczny zachwyt, a kiedy odwracam się i spoglądam na niego, to samo widzę w jego oczach.
– Dziękuję. – Uśmiecham się, a potem rozglądam po domu.
Chociaż drewniana chata z zewnątrz wygląda na tradycyjną, wnętrza zdecydowanie zadają kłam temu wrażeniu. Otwarta przestrzeń, jasne ściany, minimalistyczne meble oraz ciekawe grafiki sprawiają, że całość wygląda nowocześnie, choć wciąż przytulnie.
– Ładnie się urządziłeś – chwalę, a Tomek gestem zaprasza mnie do jadalni.
Wchodząc, widzę pięknie nakryty stół. Biała zastawa idealnie pasuje do świec w złotych świecznikach oraz białych lilii, które stojąc w wysokim wazonie, zdobią stół.
– Tomek... – Brakuje mi słów, więc odwracam się, by spojrzeniem wyrazić moje uznanie, dla tego, jak idealnie wszystko przygotował.
– Cieszę się, że ci się podoba, ale poczekaj aż skosztujesz mojej kaczki w pomarańczach. Usiądź, a ja przyniosę dania – zaprasza, po czym znika w kuchni.
– Może ci pomogę? – wołam i wiem, że mnie słyszy, bo kuchnię oddziela od jadalni tylko ażurowa ścianka.
– Dziękuję, ale poradzę sobie. Dzisiaj jesteś moim gościem – odpowiada, a po chwili zjawia się, niosąc półmisek z kaczką obłożoną plastrami pomarańczy. Zapach jest nieziemski! Potem przynosi jeszcze pieczone ziemniaczki oraz sałatkę z czerwonej kapusty i w końcu zasiada naprzeciwko mnie.
– Mieszkasz tu od dwóch lat? – pytam, kiedy nasze talerze pełne są aromatycznych przysmaków i zabieramy się do jedzenia.
– Tak, ja... wyniosłem się tutaj po śmierci Magdy – odpowiada Tomek, wbijając wzrok w talerz. Oj, to nie jest zbyt dobry temat.
– Naprawdę piękny dom. Sam go urządzałeś? – Staram się trochę zboczyć z bolesnej sfery.
– Nie, nie mam takiego wyczucia. – Tomek się uśmiecha, kręcąc głową, a ja nie mogę oderwać wzroku od zmarszczek w kącikach jego oczu. – Justyna, moja siostra, pomagała mi w tym. Jest architektem wnętrz.
– Aaa, no to wszystko jasne. – Potakuję ze zrozumieniem.
– Marta, co będziesz robić, kiedy wrócisz do domu? – Pada nagle pytanie, a ja czuję jak kęs kaczki, który właśnie włożyłam do ust, zaczyna pęcznieć. Nie rozmawiajmy o tym, mam chęć prosić, ale zamiast tego przełykam i unikając wzroku Tomka odpowiadam:
– Jutro idę na galę organizowaną przez moją przyjaciółkę, Marikę.
W końcu odważam się spojrzeć Tomkowi w oczy. Wydaje mi się, że widzę w nich błysk żalu, ale trwa to tylko przez chwilę, bo potem opuszcza głowę i przesuwa dłonią po szczęce. Wygląda jakby się nad czymś zastanawiał.
– Co to za gala? – pyta.
– Świąteczna impreza. Marika przygotowywała ją chyba od wakacji, więc wszystko będzie dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Zaprosiła naprawdę znaczących gości! – Mam nadzieję, że entuzjazm w moim głosie nie brzmi sztucznie. – Tematem są idealne święta, więc muszę się tam pojawić. Już w październiku kupiłam na tę okazję perfekcyjnie dopasowaną suknię. Złotą, całą pokrytą cekinami.
– Pewnie nie możesz się już doczekać? – Tomek przygląda mi się uważnie. Sprawia wrażenie, człowieka oczekującego na jakiś wyjątkowo ważny werdykt.
– O tak! – Nie mam pojęcia, po co kłamię. Mam ochotę walnąć się za to w gębę, ale nie mogę przyznać, że w ciągu dwóch tygodni moje priorytety zmieniły się aż tak bardzo. Jak świadczyłoby to o moim dotychczasowym życiu i o wszystkich wyborach, jakich dokonałam? Nie, duma nie pozwala mi przyznać, że gdyby tylko Tomek poprosił, mogłabym rzucić to wszystko w cholerę. Tym bardziej, że Tomek nie poprosi.
– To przed Tobą kolejne fantastyczne wyzwania – stwierdza z uśmiechem. Chyba mu ulżyło. – Pewnie czujesz ulgę, że twoje zesłanie się kończy i wracasz do cywilizacji?
– Nie było aż tak źle, ale to nie jest moje miejsce – odpowiadam. Wcale tak nie myślę, lecz co mam powiedzieć, skoro widzę, że Tomek ewidentnie nie ma zamiaru opłakiwać mojego wyjazdu? Teraz kiwa głową i spoglądając w swój talerz mówi cicho:
– No tak, każdy ma swoje miejsce.
– Tak. Grunt to je znaleźć – mamroczę. Grzebię w sałatce i czuję, że zupełnie opuścił mnie apetyt.
Atmosfera wyraźnie się ochłodziła. A może stała napięta? Nie wiem, ale chociaż oboje bardzo się staramy, usiłujemy prowadzić przyjemną rozmowę, nic nie wypada już naturalnie. Nasza radość jest nieprzekonująca, entuzjazm sztuczny, a żarty wymuszone.
Po zakończonej kolacji, rozsiadamy na kanapie. Tomek proponuje lampkę wina, lecz nawet to nie zmienia mojego wrażenia, że cała nasza relacja znów utknęła w punkcie wyjścia.
– Zaśpiewaj mi coś świątecznego – prosi Tomek, a ja szukam w myślach czegoś, w czym nie ma ani słowa o miłości, zakochaniu lub zauroczeniu. Nie popełnię znów tego błędu i nie będę się narzucać. W końcu decyduję się na „So this is Christmas".
Śpiewam słowo po słowie, nuta po nucie, przez cały czas nie spuszczając wzroku z błyszczących oczu Tomka, który siedzi po drugiej stronie kanapy. Boli mnie ta odległość, ale nic nie mogę na nią poradzić. To Tomek narzuca taki dystans, a ja czuję wewnętrzne hamulce, by go przełamać. Po prostu nie mogę tego zrobić.
Nie mogę też dłużej patrzeć na mężczyznę, w którym się zakochałam, śpiewać i udawać, że żal nie rozbija mojego serca na kawałki. Czuję, jak łzy wypełniają moje oczy i wiem, że to jest koniec. Urywam śpiew w połowie wersu, po czym wstaję z kanapy.
– Pójdę już. Dziękuję ci za pyszną kolację – zwracam się do zaskoczonego Tomka, a potem dodaję: – Jutro muszę wcześnie wyruszyć, bo potem czekają mnie przygotowania do imprezy.
– Tak, rozumiem – mówi Tomek, także zrywając się z miękkiego siedziska. – Oczywiście.
Bez słowa idziemy do przedpokoju, zakładam buty oraz narzucam podaną mi przez Tomka kurtkę. Nie tak wyobrażałam sobie nasz pożegnalny wieczór.
Zatrzymaj mnie, błagam i proszę w myślach, ale Tomek milczy. Patrzy na mnie wyczekująco, lecz sam nie mówi zupełnie nic.
– Zobaczymy się jeszcze? – pytam. Sama słyszę, jak okropnie żałośnie brzmię, jednak nie mogę odejść tak po prostu, bez słowa. To moja ostatnia, desperacka próba zatrzymania tego, co zrodziło się między nami przez te dwa tygodnie.
– Pewnie kiedy odwiedzisz babcię – mówi Tomek, a potem dodaje: – Wesołych Świąt, Marta.
– Wesołych Świąt – odpowiadam przez zaciśnięte gardło. Czuję, że jeszcze sekunda i wybuchnę płaczem, więc udając, że nie widzę nieokreślonego gestu Tomka, otwieram drzwi, a potem biegnę do domku babci. Na płacz pozwalam sobie dopiero skulona w zimnym łóżku.

#PerfectChristmasWhere stories live. Discover now