Rozdział 21, Epilog

6.7K 157 21
                                    

Luiza

Pik, pik- dobiegły mnie dźwięki aparatury szpitalnej. Nie umarłam, żyje- pomyślałam z wdzięcznością. Delikatnie uchyliłam powieki. W sumie to nie było to takie trudne- uśmiechnęłam się lekko, patrząc na szpitalną salę. Panował w niej półmrok, obróciłam lekko głowę zauważając śpiącego na małym krzesełku Neda. Szturchnęłam go lekko.

-Co.. co się...?- zaniemówił patrząc na mnie.- Luiza! Obudziłaś się!- Wykrzyknął wstając.

-Długo spałam?- zapytałam zachrypniętym głosem.

-No dosyć- rzekł, lekko ściskając moją dłoń.- Nigdy więcej mi tak nie rób- warknął po chwili.

-Już skończyły się uprzejmości?- zapytałam z lekkim uśmiechem.- Pić mi się chcę- dodałam. Na to mężczyzna szybko podał mi stojącą obok szklankę i pomógł wypić parę łyków wody.- Dziękuje.

-Poczekaj, idę po lekarza- powiedział idąc w stronę drzwi.

-Jakbym miała siłę się stąd ruszyć- przewróciłam oczami.

Po paru minutach wrócił brunet ze starszym mężczyzną w kitlu.

-Witam Panią. Przeprowadzę teraz kilka standardowych badań, dobrze.

-Mhm- mruknęłam tylko.

Po wyjściu doktora, poczułam się zmęczona.

-Odpocznij, tyle przeszłaś- odezwał się mafiozo, gramoląc się do mnie na łóżko.

-Ej, to moje wyro- szturchnęłam go lekko w bok.

-Nie marudź- powiedział delikatnie mnie przytulając. Czując przyjemne ciepło w środku, ponownie zamknęłam oczy.

Obudziłam się przygniatana przez ramię bruneta.

-Ned- jęknęłam, próbując je z siebie zrzucić.

-Co?

-Weź tą rękę, dusisz mnie.- Momentalnie zerwał się na nogi, przez co o mało nie spadł z łóżka. Zaczęłam się śmiać.

-To nie było zabawne- burknął.

-Wręcz przeciwnie, mnie to bardzo rozśmieszyło- wyszczerzyłam do niego zęby.

-Mnie również- usłyszałam damski głos przy drzwiach. -Cześć, słyszałam, że się obudziłaś- zwróciła się do mnie Maria.

-Tak, miło mi, że pani wpadła.

-Jaka pani, jaka pani?

-Mów do mnie mama, ewentualnie Maria.

-Oczywiście- uśmiechnęłam się grzecznie.

-Jak się czujesz?- zapytała z troską w oczach.

-Wyśmienicie- odpowiedziałam. -Nie moge się doczekać, aż wrócę do domu.

-Ja też. Jednak wszystko zależy od lekarza. Nie pozwolę na jakiekolwiek uchybienia.- Przewróciłam oczami na władczy ton męża.

-Nie przesadzaj, wszystko będzie dobrze. Powiedz lepiej jak udało wam się mnie odnaleźć. Byłam pewna, że już po mnie- powiedziałam szczerze.

-Tak w sumie, to zasługa Matt'a. Dzięki pamięci, którą Ci przekazał, udało nam się zlokalizować nieznane dotąd lokale, które należały do twojego ojca. Jednak było ich tak wiele, że przeczesanie wszystkich zajęło nam dobre kilka dni. Z drugiej strony to przez niego szłaś sama i Maggre był w ogóle w stanie Cię porwać, także nadal jestem na niego wściekły- zakończył opatulając mnie szczelnie ramionami.

-Od kiedy jestes taki przytulaśny?- zadałam pytanie próbując mu się wyrwać.

-Od kiedy prawie Cię nie straciłem. Przyzwyczajaj się, już Cię nie wypuszczę- mruknął cmokając mnie w policzek. Matka Neda obserwowała nas z iskierkami rozbawienia widocznymi w jej oczach.

-No i też dobrze- stwierdziłam zadowolona, rozluźniając się w jego ramionach. - Ale wracając do tematu. Podczas naszych licznych rozmów z Louis'em dowiedziałam się czegoś ciekawego- odezwałam się lekko ironicznie.

-To znaczy?- Spojrzał na mnie zaciekawiony brunet.

-To nie był mój ojciec.

-Co? Jak to?- odezwała się tym razem Maria.

-Okazało się, że moja matka zdradzała ojca. Zabił ją za to -rzekłam smutno.

-Żałuje, że tak szybko umarł. Należało mu się zdecydowanie więcej cierpień za to wszystko- burknął mrocznym tonem Ned.

-To nic. Najważniejsze, że już po wszystkim. I w sumie to cieszę się, że nie byłam jego córką. To był prawdziwy potwór- wzdrygnęłam się na samo wspomnienie.

-Mhmm- przytaknął mi mafiozo.

Epilog

-Luiza, chodź do mnie- usłyszałam wesoły głos dobiegający mnie z wody.

-Na razie mi tu dobrze- rozciągnęłam się, ciesząc się parzącym słońcem. Poczułam chłodne krople spadające na moją rozgrzaną skórę.- Ej, co robisz?- otworzyłam gwałtownie oczy. Nad sobą zobaczyłam uśmiechniętego bruneta.

-Nie przyszedł Mahomet do góry, to góra ruszyła się do Mahometa- powiedział schylając się do mnie.

-Niech tylko ta góra się wytrze, dobrze mi suchej.- Zobaczyłam iskierki rozbawienia przed tym jak złapał mnie i przerzucił sobie na plecy.- Ej, postaw mnie.

-Za chwilę-śmiał się Ned. Waliłam go po plecach, ale wiedziałam, że to było bezowocne. Mężczyzna wszedł do wody, zanurzał się coraz bardziej i już wiedziałam co mnie czekało. Rzucił mnie prosto w wodę. Na chwilę mnie przytłumiło, jednak szybko odzyskałam rezon i wkurzona rzuciłam się na mafioza, który z rozbawieniem odpierał moje ataki.

-Co ty taka słaba. Nie dajesz sobie ze mną rady?- podjudzał mnie, przez co byłam coraz bardziej wsciekła. A on miał ze mnie coraz większą frajdę. W koncu chyba mu się znudziło, bo objął mnie szczelnie i zaczął delikatnie całować. Z początku próbowałam się mu opierać, ale kto by z nim wygrał. Już po chwili całowaliśmy się zachłannie, walcząc o dominację. Gdy skończyliśmy oboje ciężko dyszeliśmy. A Ned zaczął ciągnąć mnie w stronę plaży.

-A gdzież Ci tak śpieszno?- zapytałam drocząc się z nim.

-Już ty dobrze wiesz gdzie i po co- mruknął z ciemnymi z pożądania oczami.

Przez to jego spojrzenie przebiegł mnie dreszcz podniecenia. Już nie tylko mu było śpieszno, abyśmy zostali sami. Ostatnimi czasy nie mogliśmy się oderwać. Od kiedy wyszłam ze szpitala Ned traktował mnie jak swój najcenniejszy skarb. I najchętniej w ogóle nie wypuszczał by mnie z łóżka pokazując mi jak bardzo mu na mnie zależy wciąż od nowa i nowa. Nie narzekałam, to były najwspanialsze cztery miesiące mojego życia. I wiedziałam, że nasza wspólna przyszłość będzie równie cudowna co ostatnie tygodnie. Nie ważne ile czeka nas przeciwności losu. Wszystkie pokonamy, bo mieliśmy siebie i tylko to się liczyło.

Złączeni umowąWhere stories live. Discover now