Rozdział 23

89 18 2
                                    

Czekałam dwie kolejne minuty, a to okropne przeczucie stawało się coraz silniejsze.

Może zaspał, pomyślałam, starając się uspokoić. Nie ma co od razu panikować.  Nie wytrzymałam dłużej i wybrałam jego numer. Znałam go na pamięć.

Jeden sygnał, dwa, trzy... Włączyła się poczta głosowa.

„ Cześć, tu Azriel Killinger. Nie mogę teraz rozmawiać. Najlepiej napisz wiadomość."

— Cześć, to ja... Oddzwoń proszę — powiedziałam powoli, starając się, by mój głos nie drżał.

Jeśli naprawdę zaspał nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Położyłam telefon na stole, ale po ledwie sekundzie ponownie poderwałam go z blatu i pospiesznie wpisałam w google wczorajszą datę i lot „Portlant – Los Angeles". Chciałam się upewnić, że nie było żadnych problemów z lotem Azriela. W razie gdyby coś się stało z całą pewnością media by o tym trąbiły. Katastrofy lotnicze były w końcu rzadkie, ale jeśli już jakaś miała miejsce, ilość ofiar była ogromna.

Przez chwilę zrobiło mi się słabo na samą myśl i przed oczami ujrzałam czarne mroczki. Musiałam odetchnąć głęboko kilka razu, aby nieco się uspokoić.

Dopiero wtedy mogłam sprawdzić na wyniki wyszukiwania.

Nic, żadnych katastrof lotniczych nie było zeszłego dnia.

Mimo to to złe przeczucie tylko się nasiliło i nie mogłam przestać myśleć o Azrielu. Czekałam w pokoju konferencyjnym jeszcze pięć minut nim uznałam, że powinnam wrócić do pracy. Nie było sensu, abym dłużej siedziała na przerwie. Od siedzenia, myślenia i wpatrywania się w telefon ze stresu zaczął boleć mnie brzuch. Wróciłam więc do swojego stanowiska. Na szczęście miałam przed sobą tylko jeszcze jakieś czterdzieści minut pracy. Wcześniej nie zrobiłam wiele, ale teraz nie nadawałam się do niczego.

— Twój chłopak nie chce z tobą rozmawiać? — zapytała zmartwiona Melissa.

Wiedziałam, że chciała pomóc i tylko dlatego z całej siły musiałam się powstrzymywać przed wybuchnięciem i wypaleniem czegoś ostrego.

Nie chciałam stracić tak naprawdę jedynej dobrej koleżanki w pracy. To właśnie z nią najlepiej się dogadywałam.

— Mówiłam ci już, że się nie pokłóciliśmy. Nie wiem, co się dzieje. Nie zadzwonił do mnie, a zawsze dzwonił.

— Znaczy wiesz, może z twojej perspektywy to nie była kłótnia, ale powiedziałaś coś, co mogło mu się nie spodobać i dlatego teraz tak się zachowuje. Mój były tak robił. To tak zwane karanie ciszą.

Przymknęłam powieki i wzięłam kilka kolejnych powolnych wdechów.

Azriel nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił, nawet jeśli kiedyś byśmy się pokłócili. Nawet bratnie dusze mogą się w końcu kłócić i nie zgadzać się w jakiś sprawach. Byliśmy dwiema odrębnymi osobami, z różnymi pragnieniami i poglądami na świat. Jednak nigdy by mnie w ten sposób nie potraktował.

Byłam tego pewna tak samo mocno, jak tego, że ja nie byłabym także w stanie postąpić tak wobec niego. Prędzej wyrwałabym sobie własne serce, niż go zraniła z premedytacją. A doprowadzanie kogoś do tak silnego zdenerwowania było formą przemocy psychicznej.

— Nie, nic takiego na pewno nie miało miejsca — powiedziałam powoli. Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam po raz tysięczny dzisiejszego dnia na ciemny ekran mojego telefonu. — Skoro nie zadzwonił i nie odbiera, to coś się musiało stać.

— Naprawdę uważasz, że aż tak dobrze go znasz? —Melissa spojrzała na mnie pobłażliwie. — Jesteś taka młoda. Ile razem jesteście? Rok? Półtorej? Ludzie z czasem się zmieniają. Gdy opadną różowe okulary po jakiś dwóch latach związku zaczynasz dopiero wtedy dostrzegać, jaka jest naprawdę druga osoba.

Sansara naszych dusz (zakończone) ✓Where stories live. Discover now