Rozdział 22

109 22 6
                                    

W pracy na moim biurku stał ogromny wspaniały bukiet czerwonych, słodko pachnących róż. Do bukietu przywiązane było małe, eleganckie pudełeczko związane czerwoną wstążką. Zaskoczona gapiłam się na kwiaty, z odległości metra czułam ich intensywny, cudowny zapach.

Moje biurko znajdowało się w open space, gdzie oprócz mnie znajdowało się jeszcze dwadzieścia innych stanowisk. Większość była nadal pustych, ponieważ prawie wszyscy zaczynali pracę od dziewiątej lub dziesiątej. Tylko pojedyncze osoby, w tym ja, zdecydowały się na pracę od ósmej rano. Dzięki temu jednak miałam popołudniu czas na prywatne zlecenia.

Tuż obok mnie siedziała Melissa, jasnowłosa kobieta wyglądająca na trzydzieści kilka lat. Zawsze była elegancko ubrana i miała nienaganny makijaż. Siedziała teraz bokiem przy swoim biurku i patrzyła na bukiet z nieskrywaną zazdrością.

— Gdzie znalazłaś takiego faceta, co zamawia dla ciebie pocztę kwiatową? Mój ostatni raz dał mi kwiatka jakieś pięć lat temu. W walentynki. Gdy się o to upomniałam.

— Co? — Spojrzałam na nią zaskoczona. — To na pewno dla mnie?

Aż do tej chwili byłam pewna, że zaszła pomyłka i ten prezent był dla kogoś innego. Może nawet dla Melissy.

— Jakieś dwadzieścia minut temu przyszedł facet z poczty kwiatowej i powiedział, że ma do przekazania zamówienie dla Isobel Tucker.

Podeszłam powoli do biurka. Dostrzegłam wśród róż białą, małą kopertę. Sięgnęłam po nią i wyciągnęłam z niej liścik.

Najdroższa Isobel.

Nie wiem jak ty, ale ja bardzo lubię nietypowe święta. Podoba mi się myśl, że świętuję coś, o czym mało kto zdaje sobie sprawę. Szóstego lipca jest Światowy Dzień Pocałunku. Nie mogę co prawda pocałować Cię na odległość, ale w zamian za to przesyłam Ci ten bukiet i mały podarunek.

W przyszłym roku będziemy świętować ten dzień w odpowiedni sposób.

Azriel

Tak skupiłam się na treści liścika, że nie dostrzegłam Melissy podkradającej się ode mnie od tyłu. Czytała mi przez ramię, a gdy skończyła głośno westchnęła. Zaskoczona aż podskoczyłam. Nie spodziewałam się jej tuż przy mnie.

— Jakie to romantyczne!

— Jezu, dostanę przez ciebie zawału — mruknęłam, a potem ponownie skupiłam swoje spojrzenie na liściku.

Moje serce biło w szaleńczym tempie i nie mogłam przestać się uśmiechać.

Nie miałam pojęcia, że dzisiaj było takie święto. Pierwszy raz o nim słyszałam. Nie spodziewałam się także, że Azriel przyśle mi cokolwiek, a już na pewno nie do pracy.

Wspomniałam mu podczas jednej z naszych rozmów, że rozpoczęłam pracę w agencji reklamował, podałam mu nawet nazwę, gdy dopytał. Musiał sprawdzić w sieci adres no i przede wszystkim musiał tutaj zadzwonić do recepcji, skoro zlecił dostawę wprost do mojego biurka. Miał tak gadane, że z pewnością recepcjonistka bez mrugnięcia okiem się na to wszystko zgodziła. Janet nie lubiła dostawców i kurierów. Miała swoje powody, bo kilka razy dostarczyli nam uszkodzone przesyłki i nie chcieli spisać protokołu, lecz niestety teraz była niechętna wobec każdego z nich.

Odłożyłam liścik powoli na biurko i pochyliłam się nad bukietem.

Nigdy nie miałam okazji wąchać tak intensywnie pachnących róż. Jednak gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że kiedyś już czułam ten zapach. Bardzo dawno temu. Był obcy, a zarazem znajomy.

Sansara naszych dusz (zakończone) ✓Onde as histórias ganham vida. Descobre agora