Rozdział 14

92 16 0
                                    


— Opowiem, ale jeżeli naprawdę chcesz wysłuchać historii stojącej za każdym moim tatuażem na górnej części ciała, to lepiej usiądźmy. — Spojrzał w dół na moje stopy odziane w wysokie szpilki. — Wyglądasz zachwycająco, ale nie chcę, żeby zaczęły cię boleć stopy.

Zabawne, bo nie myślałam w ogóle o bolących stopach dopóki o nich nie wspomniał.

— To dobry pomysł.

Azriel wziął mnie za rękę i zaprowadził powoli w stronę łóżka.

Logiczne, bo nie było tutaj żadnego krzesła i innego miejsca, by usiąść.

Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi coraz to ciekawsze sceny zawierające Azriela jednak ściągającego spodnie.

Isobel, ogarnij się, pomyślałam sama do siebie.

Usiadłam na krawędzi miękkiego łóżka i zsunęłam ze stóp obcasy. Natychmiastowo poczułam ulgę dla obolałych stóp i łydek.

Usiadłam wyżej na łóżku i oparłam się wygodnie o zagłówek. Azriel usiadł po mojej drugiej stronie.

— Dobrze, więc zacznijmy od Caeli i Faustusa. — Mężczyzna wskazał ponownie na tatuaż przedstawiający splecioną parę w objęciach bogini śmierci. — Poznali się w 79 roku w Pompejach. Caelia była niewolnicą, należała do starszego brata Faustusa.

Słuchałam z fascynacją, jak Azriel opowiedział mi o ich pierwszym spotkaniu. Naszym pierwszym spotkaniu. Od samego początku czuliśmy wobec siebie przyciąganie, chociaż nie mieliśmy pojęcia dlaczego. — Niestety mieliśmy dla siebie wówczas tylko kilka tygodni, ponieważ wybuchł wulkan i oboje zginęliśmy. To wtedy okazało się, że oboje wybraliśmy przejście przez kamienny most. Ja słyszałem twój głos, głos Caeli, po jego drugiej stronie.

Azriel pokazał tatuaż nieco wyżej. Przedstawiał on twarz młodej kobiety o jasnych, szarych oczach i platynowych włosach zaplecionych w koronę wokół głowy. Była smutna, a z tyłu za nią znajdowała się postać kostuchy. Tuż obok czarnej postaci personifikacji śmierci stała szara, męska postać.

— To Celandine, miałem o niej tylko dwie wizje. — Zamilkł na chwilę. — W tamtym wcieleniu miałem na imię Achaikos i byłem greckim kupcem. Spotkaliśmy się tylko raz, gdy Celandine wraz z mężem i dwoma synami w wieku około pięciu, sześciu lat mijali moje stoisko na targu. Miała na ciele wyraźne ślady pobicia. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, lecz to wystarczyło...

— Poznaliście się — szepnęłam ledwo słyszalnie, czując współczucie i ból do tej młodej kobiety. Była mną, a ja nią. Kiedyś, wiele setek lat temu.

— Próbowałem za nią iść, ale to był niezwykle tłoczny dzień i szybko zniknęli mi z oczu. Po ubraniu jej męża zorientowałem się, że musiał być kimś bogatym. Niewielu ludzi stać było na taką tunikę, jaką on nosił. Szukałem jej, ale robiłem to niewystarczająco skutecznie, bo gdy w końcu znalazłem jej męża, Akakiosa, on planował uroczystości pogrzebowe z powodu śmierci swojej żony, Celandine. Od niewolników służących w domu dowiedziałem się, że w końcu skatował ją na śmierć.

— Boże, to straszne. — Patrzyłam na szare oczy Celandine i mogłam wyobrazić sobie, co czuła w tamtym czasie, gdy spotkała po raz pierwszy i ostatni swoją bratnią duszę.

Może miała nadzieję, że On po nią przyjdzie i pomoże jej uwolnić się od okrutnego męża.

— Te jej spojrzenie prześladowało mnie latami — wyznał cicho Azriel. — Czułem poczucie winy, zupełnie jak gdybym to ja nie zdążył jej pomóc. To wszystko zniknęło dopiero, gdy mój przyjaciel wytatuował mi ją na skórze. Jej wcielenie jest już bezpieczne przy mnie na zawsze.

Sansara naszych dusz (zakończone) ✓Where stories live. Discover now