Kolce

18 1 0
                                    

                                                                                    Michael (16 Lat)

Stałem przed lustrem w mojej łazience, płakałem jak dziecko. Co ja zrobiłem? W mojej czaszce myśli wirowały z zawrotną prędkością, ale jedna nie dawał mi spokoju.

Zabiłem dziewczynę.

 Jak tylko w moje obolałej głowie pojawiły się obrazy wczorajszej nocy zacząłem płakać mocniej. Nie pamiętam kiedy ostatnio moje oczy były tak mokre. Ja nie płaczę. Nigdy. Przemyłem po raz kolejny twarz lodowatą wodą, z nadzieją, że wymyje ze mnie te wspomnienia. Ja nie chciałem, nie byłem taki. Czułem się jakby uchodziło ze mnie życie. Co ja pierdole. To ona się tak mogła czuć. 

Już prawie pogodziłem się ze swoim losem zabójcy, ale nagle w mojej kieszeni zaczął wibrować telefon. Wyciągnąłem zimne urządzenie z kieszeni, a na ekranie wyskoczył mi znajomy kontakt. Elvis Parker. Po co on kurw dzwonił? Nie czułem się na siłach,  żeby przeciągnąć palcem po telefonie, ale moje ręce zrobiły to automatycznie. Odebrałem połączenie i przyłożyłem telefon do ucha, wymyślając już co mu powiem, żeby dal mi spokój.

- Słuchaj, sprawa jest. - Usłyszałem zachrypnięty głos chłopaka w słuchawce na co się od razu wzdrygnąłem. - To nie jest dobry moment. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i tym co sobie wymyśliłem po to aby uniknąć tej rozmowy. Przynajmniej na razie.

- Żyje. - Moje serce stanęło. Jak to. Przecież nie oddychała. - jakim, kurwa , cudem?- Głos mi drżał z przejęcia. Z jednej strony na tą informację od razu się uspokoiłem, ale z drugiej...

- jak wyszliście ktoś w miarę przytomny zadzwonił po karetkę nie? To logiczne. - Parsknął w telefon. Jezu jak ja go nienawidziłem. Wkurwiał mnie swoim zachowaniem, od kiedy go poznałem, ale potrzebowałem kasy. Elvis handlował prochami i szukał kogoś nie związanego z tematem do pomocy w rozwiezieniu towaru. Dobrze płacił i tylko na tym mi zależało. Jedną z konsekwencji naszej współpracy, były imprezy. Normalnie by mi to mnie przeszkadzało, ale tu kręcili się podejrzani ludzie. Nie chciałem tego wszystkiego, nie byłem taki. Miałem przyjaciół, rodzinę, a teraz miałem stracić najlepszego przyjaciela przez moje głupie zachcianki.

- wszystko z nią okej. dzisiaj wychodzi ze szpitala. Gadałem z jej rodzicami, nie pójdą na policję pod jednym warunkiem. - Zatrzymał się przez co dodał całej wypowiedzi dramatyzmu.

- Masz się wynieść z miasta. -

- CO?. - Nie, nie, nie. Co ja powiem rodzicom? Jak ja mam to zrobić. Elvis się rozłączył a ja znowu wpatrywałem się pusto w odbicie człowieka przed sobą. Wyglądałem jak duch, albo gorzej. Ulżyło mi, bo Sierra żyje. Mimowolnie wróciłem do wczorajszego wieczoru i przypomniałem sobie co powiedziałem Jasonowi... Kochałem ich. I Jasona i Sofię, byli dla mnie jak rodzina, a ja to zepsułem. Jeżeli ich nie będzie w moim życiu to nie chcę żyć. 

sięgnąłem po żyletkę i mocno ją wbiłem w zmarznięte przedramię. Nawet nie skrzywiłem się z bólu. Nic już nie czułem. Umarłem w środku, to teraz czas...

Bez zastanowienia pociągnąłem ostrze wzdłuż ręki, tak jak szły żyły. 

Wszystko było we krwi. Przestałem panować nad ciałem i opadłem na kolana puszczając przy tym narzędzie. Na podłodze było jezioro krwi.

Przepraszam.

Głowa opadła na kałużę. Umieram. To dobra kara. Po tym co zbroiłem, zasługiwałem tylko na to.

Zamknąłem oczy i pożegnałem się z życiem, które uchodziło ze mnie wraz ze strumykiem krwi. Zasnąłem. Było mi tak przyjemnie...

- Dzwoń po karetkę! Szybko! - Już nawet nie rozpoznałem tego głosu. 

Mnie już nie ma, I nigdy nie będzie ;





You're diffrent princessWhere stories live. Discover now