Czułam ból w jego głosie. Starał się go ukryć, ale ja czytałam z niego jak z otwartej księgi. Objęłam go powoli i przytuliłam najmocniej jak mogłam.

Azriel oparł brodę na czubku mojej głowy i siedzieliśmy tak chwilę w ciszy.

Po raz kolejny nie pamiętanie poprzednich wcieleń okazało się być dla mnie łaskawe. Nie wiem, czy byłabym w stanie żyć normalnie posiadając w głowie wspomnienie życia Celandine.

Musnęłam powoli palcami twarz kobiety i postać kostuchy.

— Ten szary mężczyzna obok, to Achaikos? Twoje wcielenie?

— Tak. — Azriel przesunął palcami po moim ramieniu niżej, po przedramieniu aż dotarł do mojej dłoni. Splótł nasze palce, a później używając mojego palca wskazującego obrysował kolejny tatuaż. Przedstawiał on dwie splecione dłonie przeszyte strzałami. Tuż pod nimi znajdowała się postać małej dziewczynki. — To przedstawia Inger i Inunnguaqa. Mieli dobre życie i byli razem piętnaście lat. Jednak ich wioskę najechali najeźdźcy z wrogiego klanu. Inunnguaq nie pozwolił im wziąć swojej żony i córki do niewoli. Najeźdźcy najpierw poderżnęli gardło córce na oczach rodziców, a później postawili Inger i Inunnguaqa przed łucznikami. Zostali przeszyci strzałami tuż obok ciała swojej córki.

— Byli ze sobą długo — zauważyłam cicho.

— Tak, to prawda. Mieli dobre życie. Żadne nasze inne wcielenie o którym pamiętam nie było nigdy dłużej niż oni.

To znaczy, że miałam z Azrielem przed sobą maksymalnie piętnaście lat? Całe moje wnętrze zaprotestowało gwałtownie na samą myśl.

Miałam zamiar walczyć z całej siły, byśmy przeżyli razem dłużej niż te piętnaście lat.

— My będziemy. — Ścisnęłam mocniej jego dłoń i wtuliłam twarz w jego nagi tors. Przymknęłam na chwilę powieki i westchnęłam. Słyszałam pod uchem miarowe bicie jego serca. Moje własne przyspieszyło i dostosowało się do jego rytmu.

— Też mam plan przekroczyć tę liczbę — powiedział cicho i pocałował czubek mojej głowy.

— Myślę, że śmierć Inger i ich córki była najlepszym wyjściem w tamtej sytuacji. Pewnie inaczej spotkałby je naprawdę okrutny los.

W myślach dodałam to, czego nie powiedziałam na głos: gwałty, niewolnictwo, przemoc.

— Z perspektywy czasu też tak uważam. — Azriel ponownie zaczął sunąć moim palcem po kolejnym tatuażu. Zerknęłam w dół, na jego przedramię i zauważyłam tatuaż przedstawiający dwie postacie stojące tyłem, męską i żeńską. Oboje mieli warkocze, które niżej łączyły się w jeden. Trzymali się za dłonie, w wolnej ręce kobieta trzymała tarczę, a mężczyzna miecz.

— To Grethe i Kristoffer. Oboje byli wojownikami. Pochodzili z różnych klanów i spotkali się na polu bitwy, na którym zginęli ledwie po kilku dniach. — Azriel przesunął palcem na górną część jego ramienia. Widziałam na nim słonia niosącego na grzbiecie dwie postacie: kobieta nosiła czerwone sari, a mężczyzna odziany był w tradycyjny induski strój, ale nie miałam pojęcia, jak poprawnie się nazywało. Mężczyzna miał siwe włosy i zdawał się być o wiele starszy niż kobieta. — To Atri i Sagara. Sagara umarł po kilku latach małżeństwa z Atri.

Przerwał na chwilę, patrząc na postać kobiety.

— Pamiętam wizję, w której Sagara przeczuwał nadchodzącą śmierć i prosił Atri, by nie dokonała rytuału sati po jego śmierci. Spłonięcie żywcem jest bolesną śmiercią. — Wzdrygnęłam się mimowolnie, bo od razu przypomniałam sobie śmierć jako Danica. Wzięłam głęboki wdech i starałam się skupić na słowach Azriela. — Kłócili się o to, a Atri mówiła, że nie chce żyć bez niego w tym życiu i zamierza skorzystać z szansy, jaką dostała od bogów, by dołączyć do niego w zaświatach. Wymusił na niej przysięgę, że w takim wypadku wcześniej zażyje truciznę. Myślę więc, że spłonęła wraz z nim na stosie pogrzebowym.

Sansara naszych dusz (zakończone) ✓Where stories live. Discover now