Rozdział 20- część II

En başından başla
                                    

-Co ty jej zrobiłeś, ty zwyrodnialcu?- wyjęczałam.

-Zabiłem ją, to chyba oczywiste- spojrzał na mnie jak na idiotkę.- Najpierw jednak ukarałem ją za jej niewierność. -Jego twarz rozświetlił obrzydliwy uśmiech.

-Brzydzę się Tobą- Splunęłam na niego, za co oberwałam w twarz.

-Jesteście tak podobne. Tak samo piękne- pogładził mnie po twarzy. -Gdyby nie była taką zdradziecką suką moglibyśmy być szczęśliwi- Powiedział ciągnąć mnie za włosy.-Głupia dziwka, zaszła w ciąże z nim. Jak tylko się dowiedziałem musiałem ją usunąć. Ale pozostawał problem co zrobić z tobą.- Popatrzył mi w oczy, przesuwając nożyk po mojej twarzy.- Mam nadzieję, że George, Andrew i Robert dobrze się tobą zajęli przez mój rok żałoby- dodał z diabelskim błyskiem w oczach.

-Ty... ty... wiedziałeś- odezwałam się zdumiona.

-Oczywiście, robili to na mój rozkaz, choć z całą pewnością sprawiało im to niemałą przyjemność- zaśmiał się diabolicznie i przycisnął nóż do mojej szyi.- Nie powiem podoba nam się nasza mała zabawa, ale ten twój głupi mąż zaczyna mieć jakieś podejrzenia. A, że bardzo nie chciałbym aby Cię odnalazł musimy się teraz pożegnać. Może jakieś słowa na zakończenie?- spytał.

-Do zobaczenia w piekle- powiedziałam szykując się na śmierć, która w końcu miała zakończyć moje cierpienie. Ale ona nie nadeszła. Zamiast tego usłyszałam strzał i poczułam jak coś ciężkiego się na mnie przewraca. 

-Luizo, Luizo- dobiegł do mnie spanikowany głos. Otworzyłam oczy, próbując zlokalizować źródło dźwięku, jednocześnie zauważając, że Louis leży martwy na ziemi.-Skarbie, już jestem. Już jestem przy Tobie- podniosłam wzrok zauważając przed sobą mojego męża.

-Ned? To ty?- wyszeptałam niedowierzając.

-Tak, tak, to ja- odpowiedział nerwowo, próbując zdjąć mnie z haka, na którym wisiałam. W końcu mu się to udało, a ja upadłam na niego niezdolna do utrzymania ciężaru swojego ciała.

-Przyszedłeś po mnie- zauważyłam ze łzami w oczach.

-Oczywiście. Wątpiłaś w to?- Zadał pytanie, patrząc na mnie ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.

-Miałam nadzieję- wymamrotałam zamykając zmęczona oczy.

-Ej, nie zasypiaj. Patrz na mnie- rzekł z rozpaczą w głosie, biorąc mnie na ręce i wychodząc z pomieszczenia na ciemny korytarz. 

-Mhmm- mruknęłam, starając się wykonać polecenie. Ale tak mnie wszystko bolało i byłam już taka zmęczona, że marzyłam tylko o chwili zapomnienia.

-Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę, zaraz zajmą się tobą lekarze- szeptał do mnie mężczyzna prawie biegnąc po schodach. Miałam racje byliśmy w piwnicy. Na wpół otwartymi oczami zarejestrowałam jeszcze jak brunet wynosi mnie z budynku i odpłynęłam w ciemność.

Ned

Kurwa, kurwa, kurwa- kląłem w myślach. Znowu na to pozwoliłem. Od kiedy jest ze mną już drugi raz jest w stanie krytycznym. Co ze mnie za mąż. Byłem wściekły. To Robbrie ją tak urządził. Gdyby tylko żył zgotowałbym mu za to prawdziwe piekło. Niestety już nie żyje. Za szybko umarł. Zbyt mało wycierpiał przed śmiercią. Nie to co moja Luiza.

-Ned, uspokój się. Usiądź- usłyszałem glos przyjaciela, który dzielnie towarzyszył mi od trzech godzin, gdy lekarze zajmowali się blondynką.

-To wszystko moja wina- powiedziałem dalej wydeptując nerwowo ścieżkę na korytarzu.

-To nie twoja wina. Odnalazłeś ją. Żyje, tylko to się teraz liczy. Nie zadręczaj się. Na pewno jej to nie pomoże.

-Mhmm- mruknąłem tylko dalej rozmyślając co mogłem zrobić inaczej.

Drzwi od sali zabiegowej w końcu się otworzyły, ukazując wychodzącego z niej mężczyznę.

-I co z nią?- zapytałem podbiegając do lekarza.

-Obecnie jest pod respiratorem. W przeciągu dwudziestu czterech godzin będziemy próbować go odłączyć. Opatrzyliśmy jej rany, niestety do niektórych wdała się infekcja. Czas pokaże, jak się zagoją. Miejmy nadzieję, że zakażenie się nie rozwinie i nie będziemy zmuszeni do amputacji. Z całą pewnością pozostaną jej po tym blizny w wielu miejscach.- zakończył swój wywód.

-Amputacja?- zapytałem przerażony.

-Możliwa- przytaknął.- Na prawym udzie jest dosyć poważna i rozległa rana. Ale proszę się na razie nie martwić i uzbroić w cierpliwość, jeszcze nic nie jest przesądzone- rzekł próbując mnie pocieszyć.

-Mogę ją zobaczyć?- Lekarz spojrzał na mnie ze zrozumieniem.

-Oczywiście, jak tylko pielęgniarki przewiozą ją do sali.

-Dziękuje- odpowiedziałem załamany. Mężczyzna poklepał mnie po ramieniu i odszedł. A ja opadłem na ławkę opierając głowę na rękach.

-Nie zamartwiaj się tak, jeszcze wszystko będzie dobrze- odezwał się mój przyjaciel. Pokręciłem tylko zrezygnowany głową. Biedna Luiza.

Gdy tylko dziewczyna znalazła się w swoim pokoju, zasiadłem na krzesełku obok niej. Złapałem ją za rękę i patrzyłem, nie mogąc uwierzyć, że znowu znalazła się w szpitalu pod respiratorem. Bałem się o nią. Była taka delikatna, tak blada i mizerna. Jej ciało oplatało bandaże, miałem wrażenie, że prawie cała jest obandażowana. Wyglądała trochę jak mumia. Bawiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że wszędzie pod opatrunkami znajdowały się jakieś obrażenia. Tyle cierpienia. Pogłaskałem ją po dłoni, mając nadzieję jak najszybciej zobaczyć jak otwiera oczy.

-Witaj synku- usłyszałem głos matki.

-Cześć- odpowiedziałem nawet na nią nie patrząc.- Skąd wiedziałaś, że tu jestem?- spytałem, gdy zajęła miejsce obok mnie.

-John do mnie zadzwonił. Co z nią?- zadała pytanie, patrząc na moją żonę ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.

-Nie za dobrze- mruknąłem.- Możliwa jest amputacja nogi- mruknąłem.

-Biedna dziewczyna- odpowiedziała. Po czym przysunęła się do mnie i mnie przytuliła. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiła. Potrzebowałem tego. Po paru minutach puściłem ją.

-Dziękuje- powiedziałem wdzięczny.

-Nie musisz dziękować za przytulenie. Jestem twoją matką do licha- odezwała się lekko zirytowanym głosem. Mimowolnie się uśmiechnąłem. -Opowiedz mi o niej coś więcej- rzekła po parunastu minutach ciszy.- Tak słabo ją znam, a ona jest dla ciebie tak ważna. Chcę się dowiedzieć wszystkiego- rzekła kategorycznie.

-Od czego tu zacząć. Ona jest tak inna- zacząłem zamyślając się.- Jest jednocześnie kochana i zadziorna. Nie pozwala mi sobą dyrygować, potrafi się na mnie wkurzyć i wyzwać od najgorszych. Kiedyś, dawno temu chciała mnie zabić- uśmiechnąłem się na to wspomnienie.

-Co?- Matkę najwidoczniej to nie rozbawiło, bo miała przerażoną minę.

-Ojciec jej kazał. Nie wiedziała kim jestem. Potem doszliśmy do porozumienia. Dzięki temu jesteśmy teraz razem- ponownie na nią zerknąłem.- Dla mnie jest idealnie nieidealna- zakończyłem nie będąc w stanie mówić dalej. Emocje mnie rozsadzały. Bałem się, że się rozpłaczę, a nie robiłem tego od dziecka i zdecydowanie nie chciałem zaczynać.

-Oj, synku- ponownie przytuliła mnie mama.

Dwie doby. Całe dwa dni, trwało zanim Luiza zaczęła ponownie sama oddychać. Przy pierwszej próbie, musieli ja ponownie podłączyć, bo jej organizm nadal był za słaby. Na szczęście już kolejny raz okazał się sukcesem. Cieszyłem się jak dziecko widząc to. Kolejną pozytywną nowiną okazało się odwołanie alarmu związanego z amputacją jej kończyny. Teraz już tylko czekałem na jej wybudzenie. Bo nie było wątpliwości, że do tego dojdzie. Przynajmniej ja w to nie wątpiłem. Stąd razem z moją mamą wytrwale czekaliśmy na jej pobudkę.

Złączeni umowąHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin